Dziennik lektur

Trzy życia Ireny Gelblum. Najbardziej sensacyjna biografia minionego stulecia

Trzy życia Ireny Gelblum.  Najbardziej sensacyjna biografia minionego stulecia

Opowieść o Irenie Gelblum Conti Di Mauro Remigiusza Grzeli to jest najbardziej sensacyjna biografia minionego stulecia. Znam jej pierwszą wersję pod tytułem „Wybór Ireny” z roku 2014, także dramatyczne losy książki, znam i drugą, wydaną w roku 2023 pod tytułem „Trzy życia Ireny Gelblum”.

Pierwsza zaczynała się zdaniami: „Są takie życiorysy, w których nic się nie zgadza. Fikcja miesza się z prawdą, a prawda z roku na rok coraz bardziej się zaciera. Bywa, że w końcu łatwiej uwierzyć w fikcję niż w prawdę o sobie. Czas mija, świadkowie odchodzą, fakty się gubią i pozostają jedynie fragmenty opowieści. A opowieść jest zawsze prawdziwa”.

Druga wersja zaczyna się akapitem: „Marek Edelman udzielił wielu wywiadów, ale jeden z nich na klika lat odmienił moje życie. Mówił w nim o bohaterskiej łączniczce Żydowskiej Organizacji Bojowej, która była odważniejsza od innych. Nazywał ją „Irką Wariatką”. Ze zdumieniem opowiadał, że tak urodzona w Warszawie dziewczyna po wojnie zmieniła tożsamość, została włoską poetką i pisze „takie tam wzdychy”. „Irka Wariatka” nie życzyła sobie, aby ludzie dowiedzieli się, kim jest naprawdę. Dlatego nie podał jej nazwiska. Nie musiał. Znałem Irenę Conti Di Mauro od prawie piętnastu lat. Nie wiedziałem, że ma bohaterską wojenną przeszłość./…/ Chociaż się z nią przyjaźniłem, w ogóle nic nie wiedziałem”.

Ta druga biografia,  napisana od początku, rozszerzona o nowe fakty, wypowiedzi, refleksje, na nowo skomponowana, wiwisekcyjna do bólu, to lektura, po której już nic nie będzie dla czytelnika jednoznaczne. Może jedynie to, że Remigiusz Grzela napisał ją brawurowo.

Znałam i ja Irenę Conti Di Mauro, poetkę. Któż jej nie znał spośród piszącej braci? Ale dopiero po kilku latach od śmierci poetki, z książki Remigiusza Grzeli dowiedziałam się, że znałam inną osobę niż tę, którą znałam. Nie wiedziałam, że była bohaterką, że wykarczowała z przeszłego życia prawdę wojennych lat, zmieniała kilka razy datę urodzenia, odsunęła się od tych, którzy ją pamiętali jako Irenę Geldblum, by nic nie wskazywało, że brała udział w konspiracji.

Opowieść Remigiusza Grzeli trzyma w napięciu od pierwszych zdań.

Dlaczego? Dlaczego tak się stało, jak było? Te pytania można powtarzać nieustająco.

Możemy jedynie snuć domysły, silić się na własne interpretacje. Także pytać pytaniami, które postawił autor. Słuchać opowieści osób, które też ją znały.

Trwała w poczuciu winy, że przeżyła, kiedy jej bliscy zginęli?

Dlaczego nie chciała być bohaterką na miarę Marka Edelmana i Kazika Ratajzera?

Jak ona to zrobiła, że tak się zaparła, by nie rozpoznawać dawnych przyjaciół i grać nową siebie perfekcyjnie przez co najmniej pół wieku?

Jak to zrobiła, że władze komunistyczne pozwoliły jej na taki kamuflaż? Że przez tyle lat nikt jej nie zdradził?

Czy nigdy nie przerobiła swojej traumy?

Jaką tajemnicę skrywał jej pobyt w Palestynie, dlaczego tam nie pozostała?

Czy dlatego, że nie była syjonistką i nie chciała budować państwa izraelskiego?

A może nie nadawała się do życia w kibucu?

Czy wolno szukać Ireny prawdziwej w jej wierszach?

Prawdziwej, czyli której?

Czy poezja była dla niej wolnością,  w której mogła wyrażać uczucia, a kamuflować fakty?

Remigiusz Grzela wojenną historię Ireny opowiada przez innych. Szuka śladów, osób. Znajduje. Chwyta się szansy na znalezienie odpowiedzi. Bywa, że przyjeżdża za późno i osoba, która pamiętała Irenę „wojenną”, zmarła. Autor nie ukrywa siebie w tej książce, pisze o swoich emocjach, o tym, jak poszukiwania go wciągają, jak odkrywa ślady, których istnienia nie podejrzewał. Dzięki odnalezionym we Włoszech listom odkrywa Irenę, której nikt nie znał. Listów Kazika Ratajzera autor nie cytuje już w obecnej biografii. Dlaczego? Czytelnik znajdzie w książce wyjaśnienie. Bynajmniej nie zubożył w ten sposób biografii, gdyż listy, choć były dowodem związku Kazika i Ireny, nie zrewolucjonizowały opowieści, nie wychodziły bowiem poza sentymentalną stylistykę i zakamuflowaną czułość.

Jakby się dzisiaj czuła Irena, co by powiedziała, gdyby zobaczyła, że świat jest jej pełen, nie tej, którą chciała być, ale tej, którą była w przeszłości: Ireny-bohaterki, Ireny-wariatki, która nie wie, co to strach i z dziką brawurą wyprowadza dziewczyny z obozu zagłady, Ireny-łączniczki w żydowskim getcie. Czy przyznałaby się do siebie tamtej, przytuliła tę dzielną dziewczynę? Co mogłaby zbudować ze swojej samotności?

Mam i ja swoje wspomnienie o Irenie Conti. Słyszałam o niej na długo przedtem zanim ją poznałam. Koledzy po piórze machali ręką i mówili – mitomanka. Czytała  swoje wiersze z namaszczeniem. Każdy wydawał mi się wówczas arcydziełem. Kiedy czytałam w domu, nie znajdywałam w nich nic dla siebie. Irena była wdzięczna czytelnikom za to, ze przychodzili  na jej spotkanie i potrafiła o tym mówić tak, że każdy czuł się lepszy i wybrany.

Przyszła i na moje spotkanie w Klubie Księgarza, związane z promocją powieści. Jesteś poetką, powtarzała, poetką, pamiętaj o tym. I cytowała:  –  Być może trawa na jej grobie wyrośnie czerwona, być może Stwórca zapłacze czerwonym deszczem. – To twój wiersz sztandarowy, powinnaś nim zaczynać i kończyć autorski wieczór – przekonywała. Czułam się pogłaskana, byłam jej wdzięczna za to, że jako poetka honorowała poetkę.

Zapraszała mnie wiele razy do swojej „białej willi”. Nigdy nie przyjechałam. Jakbym wyczuwała jej rozedrganie, jakbym wiedziała, że Irena jest zasznurowana i nie uda mi się nawiązać szczerych relacji. Ci, którzy tam byli, wracali zdziwieni przepaścią pomiędzy gorliwością zaproszenia a  murem, który potrafiła potem stworzyć. Nikt z nich się z Ireną nie zaprzyjaźnił, choć takie były ich oczekiwania.

Życzliwa, ale nieobecna.

Jak jerzyk, zawsze w locie.

I wpatrzona w rozmówcę oczami, które zabijały pytania i pozostawiały niepokój.

 

Remku, dziękuję Ci za Twoje gorliwe tropienie śladów Ireny, za wnikliwość i empatię widoczną na każdej stronie książki, za pomnik, który swoją opowieścią stawiasz nie tylko Irenie, ale wszystkim w Getcie Warszawskim, „pomnik trwalszy niż ze spiżu”.

Jak dobrze, że ta historia mogła zaistnieć po raz kolejny i przypieczętować 80 lat Powstania w Getcie Warszawskim.

Remigiusz Grzela, Trzy życia Ireny Geldblum. Bellona. Warszawa 2023.

 

in / 1420 Views

Brak komentarzy

Napisz swoją opinię

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.