Ciekawa jestem, który z filmów obejrzanych w tym roku pamiętacie? Jeśli pamiętacie, to znaczy, że Was poruszył, zatrzymał i pozostanie na dłużej. Tak samo jest z książkami, pięćdziesiąt przeczytanych, a wraca się myślami do dwóch.
Dzisiaj szaro za oknami, w domu zimno (awaria sieci ciepłowniczej). Dla ocieplenia domu używam piekarnika, przy okazji ciasto upiekłam. Mozolę się nad nową powieścią, dwie strony dziennego urobku niby nic, a siedzę nad nimi od południa. Przypomniałam sobie „Melancholię” Larsa von Triera. Oglądałam kilka lat temu i pamiętam ciągle tak samo. To jeden z tych filmów, którego nie obejrzę po raz drugi, bo za bardzo mnie bolał.
Dla mnie to rzecz o depresji totalnej, która jest końcem świata. Dlatego cierpiąca kobieta nie boi się, kiedy realny koniec nadchodzi i ona jedna potrafi wymyślić rytuał pożegnania, którym złagodzi lęk siostry i uratuje przed nim siostrzeńca. Są w filmie dwie sceny, które depresję pokazują tak, że cierpłam.
Pierwsza, kiedy Claire (Charlotte Gainsbourg) rozmawia z chorą siostrą, Justine (Kirsten Dunst) przez telefon. Spokojnie i ciepło, jak małemu dziecku, mówi: Podjeżdża taksówka, nie bój się, kochanie, podejdź, otwórz drzwi i wsiądź, o nic się nie martw, kierowca wie, gdzie ma jechać, zapłacę na miejscu, tylko wsiądź, wsiądź do niej, kochanie.
Sama byłam w podobnej sytuacji przed wielu laty. Gdyby nie taksówka, którą zamówiła przyjaciółka i podesłała pod mój dom, gdyby nie to, że odbierała mnie z samochodu i prowadziła potem za rękę, jak dziecko…ech!
Druga scena: Claire prosi chorą siostrę, by się wykąpała. Przygotowuje kąpiel, rozbiera siostrę i prosi, by dokonała heroicznego wysiłku podniesienia nogi do góry i wejścia do wanny. Niestety, wysiłek jest zbyt wielkim psychicznym obciążeniem dla chorej. Kirsten Dust gra chorą perfekcyjnie. Opadnięte powieki, kąciki ust. Ta twarz potrafi się na chwilę rozjaśnić, zagrać udawaną radość, w której smutek nie znika z oczu. W dniu ślubu chora się mobilizuje. Ale jednocześnie „wyczynia” szereg zachowań niezrozumiałych dla zdrowego człowieka. Tak to bywa w depresji, że nawet w ciągu jednego dnia można się zmobilizować na dwie godziny do rozmowy czy perfekcyjnego wykonania konkretnej pracy. Bywało tak i u mnie.
Depresja to koszmar z obrazów Goi i Boscha. Depresja to koniec świata. To taki stan, w którym wiesz, że na stoliku obok leżą tabletki, które Cię uratują, trzeba tylko wyciągnąć rękę, połknąć, popić. I tego właśnie nie można zrobić, tak samo jak nie można wsiąść do taksówki, czy podnieść nogi na wysokość wanny.
Stany obniżonego nastroju, nazywane są przez wielu depresją, są niczym innym, jak zwykłą chandrą.
Nie, nie ma depresji we mnie.
Mam tylko chandrę, ale to pikuś, minie kiedy zjem kawałek ciasta czekoladowego.
1 komentarz
Melancholia. Byłem na tym w kinie. Dość dawno temu to było.
Ja najczęściej zapominam w ogóle o czym jest film. Pamiętam tylko główny wątek przez mgłe. Za to pamiętam jakieś 90% obejrzanych filmów – pamiętam na ile mi się podobały i co czułem po seansie.
Ciekawy blog. Dodaje do mojej listy. Pozdrawiam K137