Czy nie denerwuje Was maniera mówienia „tak?” na końcu niemal każdego zdania?
Na przykład: Byłam wczoraj w teatrze, tak? I jestem zbulwersowana, tak? Rozumiem, awangarda, tak? Ale przecież dziś już nic nie jest awangardą, tak? Od czasu Duchampa, nie ma awangardy, tak? Miałam ochotę wyjść, tak? Ale zobaczyłam do końca, by pozbierać argumenty na „nie”, tak?
O czym to świadczy? Czy o głęboko zakorzenionym przekonaniu o własnej nieomylności? A może na odwrót, o niepewności? A może tylko o niechlujności językowej? Może o nieświadomości tego typu nawyków językowych?
Te słowa używane są zawsze w mowie potocznej, w dialogu. Może jest to próba nawiązania kontaktu z rozmówcą? A może prośba o potwierdzenie u niego, że rozumie, o czym do niego mówimy.
Co ciekawe, ci, którzy w podobny sposób używają „nie”, postrzegani są częściej jako wyrażający się nieelegancko, by nie powiedzieć, prostacko.
Fajnie to wygląda, nie?
Bywa też wersja rozszerzona: Damy radę, nie co? Albo na odwrót: Damy radę, co nie?
Nie przypominam sobie, by owo „nie” było tak lansowane w mediach, jak „tak”. Czy „tak” pachnie wielkim światem ludzi posługujących się nowymi trendami?
Jest w „tak” jakiś rodzaj ataku. „Tak” w jakimś sensie podporządkowuje rozmówcę, bo choć retoryczne, to jednak przymusza choćby do kiwnięcia głową.
Mnie zniechęca.
To nie jest błąd językowy, raczej moda, może maniera.
Chętnie bym tę manierę nazwała „takowaniem” i dzieliła ludzi na tych, którzy takują i którzy nie takują, choć wszelkie podziały są z gruntu niesprawiedliwe, jak ten, który wymyśliłam przed laty, ze ludzie się dzielą na inteligentnych i tych, co słodzą.
Jaka jest różnica pomiędzy „takowaniem” a „tokowaniem”?
Głuszcze tokują w okresie godowym, wykonując charakterystyczne dźwięki i ruchy, mające zwabić samicę. Z przekąsem można powiedzieć, że ktoś „tokuje”, gadając zbyt wiele o sobie, skupiając uwagę, chwaląc się sukcesami. Tokuje, czyli gada jak nakręcony i nie powoli sobie przerwać.
Może więc ten, kto „takuje” także tokuje, gdacząc jak kwoka, nakręcając się mówieniem, co chwilę, utwierdzając się „tak?”, że ma rację.
Niestety, łatwo podchwytujemy często słyszane słowa, zwroty, wyrażenia.
Niełatwo natomiast korygować swoje sposoby wypowiadania się, ale trzeba panować nad wyrazami, aby one nie zapanowały nad nami.
Nie wiesz, jak mówisz, nagraj się. Albo raczej poproś kogoś, by cię nagrał, bez twojej wiedzy, niespodziewanie, bo tylko wtedy nie będziesz się kontrolować i dopiero przesłuchawszy nagranie, podliczysz swoje „tak”, „eeeeeeee”, „prawda” – albo co tam jeszcze innego.
Michał Rusinek na temat manii „tak” ułożył zabawny wierszyk:
Wśród językowych manii
jest jedna dość plugawa:
żeby na końcu zdań i
bezmyślnie „tak”? dodawać.
W tym sensu, mój Rodaku, brak.
Wyplenić „tak” winieneś, tak?
Marudzę, przesadzam?
Podobnie nie znoszę słowa „spektakularny”, także „generalnie” ( już trochę znika), „dokładnie”. Pisałam o tym. Nie znoszę też rozpoczynania wypowiedzi od „powiem tak”. Po co uprzedzać, zapowiadać, co się powie, nie lepiej od razu powiedzieć? Nawet językoznawcy nie są wolni od przyzwyczajeń:
„Mirosław Bańko, Poradnia Językowa, PWN: „Przechodząc zaś do meritum, powiem tak: ubrać buty (kurtkę, sweter) to południowopolski regionalizm, w standardowej polszczyźnie wymienione części
odzieży należy włożyć”.
Nie jestem bez win językowych.
Wprawdzie nie używam słów, o których tutaj piszę, ale zbyt często mówiłam „w każdym bądź razie”. Nie dość, że za często, to jeszcze błędnie. Bo przecież to sformułowanie jest połączeniem dwóch niezależnych fraz. Trzeba się zdecydować, czy chcemy w zdaniu użyć wtrącenia „w każdym razie”, czy „bądź co bądź.
A poza tym czas mi płynie leniwie, sierpniowo, upalnie, balkonowo, parkowo, lekturowo.
Córki i wnuki wyjechały na wakacje. Ja teraz w domu, bo przecież ktoś musi doglądać te morskie świnki i inną gadzinę. Po raz któryś się przekonałam, że dzieci są szczere, a dorosłe babcie naiwne. Zapytałam wnuka, czy tęskni (w domyśle – za babcią). Powiedział: Tak, za rosołkiem z makaronem.
Trzeba się okiełznać, zaczynam tęsknić za rytmem pisania. Tak, aby czas się liczył na strony.
Ani trochę nie tęsknię za gotowaniem rosołu.
Dla siebie, bo dla wnuka gotowam wstąpić do piekieł.
2 komentarze
Podoba mi się podział na ludzi inteligentnych i tych, co słodzą. Kiedyś wśród przyjaciół wywołał salwy śmiechu, bo oni inteligentni, a ja – jako jedyna – słodzę 😉 Pozdrawiam. Emilka
Pani Marto, słowo „tak” na końcu zdania odbieram jako okazywanie swej wyższości, jakiegoś wtajemniczenia niedostępnego „matołkom”, traktowanie innych jak debilów. Plastyk liberalny, jedna z charakterystycznych cech współczesnych niedouczonych, tych, którzy z jakichś nizin intelektualno-duchowych zabierają głos.