1. Śpię z zatyczkami w uszach. Okno mam otwarte na oścież, w dole ulica, niby boczna, Crimee (tu powinnam wybrać „e” z odpowiednim znakiem diakrytycznym, zmieniającym znaczenie słowa, ale nie umiem tego zrobić na mojej klawiaturze), odchodząca od Flandre, w XIX dzielnicy Paryża. Jeszcze w zeszłym roku nie przeszkadzał mi hałas ulicy. Nie wiem, czy ruch się nasilił, czy ja stałam się bardziej wrażliwa. Nigdy też nie potrafiłam zasnąć z zatyczkami, nawet z watą w uchu, a teraz potrafię.
2. Upał. Lepiej go znosić nad Sekwaną czy nad kanałem Saint Martin niż w Katowicach nad Rawą, która jest ściekiem i nie pomogą bulwary (Bulwar nad Rawą, w dzielnicy Zawodzie), bo i tak cuchnie. A jednak: w tym roku też mi trudniej znosić upał w Paryżu. Wprawdzie pokonuję kilkanaście kilometrów dziennie, odpoczywając gdzie się da, a wszędzie tutaj się da, ale wracam umęczona i nie mam siły wieczorem wyjść po raz drugi. Bardzo lubię obserwować odpoczywających nad kanałem Saint Martin.
3. Czytam „Panią Bovary”. Naprawdę. Od dawna miałam ochotę to zrobić po raz drugi. I okazało się, że czytam inną powieść niż kiedyś. Jak mogłam pojąć jako licealistka takie oto zdanie: „Przed ślubem zdawało się jej, że go kocha, ale oczekiwane szczęście nie nadeszło. „Pomyliłam się więc” – myślała i starała się dociec znaczenia słów: szczęście, namiętność, upojenie, słów, które tak pięknie brzmiały w książkach.”
Lektura Flauberta w ogrodach Tuileries smakuje zupełnie inaczej.
4. Czy ja mam w sobie coś z Rosjanki? Dlaczego podchodzą do mnie ludzie i pytają po rosyjsku właśnie? Inna rzecz, że to jedyny język poza polskim, w którym potrafię odpowiedzieć pełnym zdaniem, hehhe (ale to wcale nie jest śmieszne).
5. Spłonął Hotel Lambert. Od kilku lat patrzyłam, jak postępują prace renowacyjne (w zeszłym, niestety, tak była całość zakamuflowana, że nic nie udało mi się podejrzeć poza rusztowaniami). Czym był Hotel Lambert dla Polaków, wiedzą ci, którzy interesują się polską historią i literaturą. Tym boleśniej znosiłam fakt, że trafił na koniec w ręce bogatego szejka. Pozbieram informacje na ten temat ( temat wpisuję do notebooka jako ten, którym powinnam się zainteresować po powrocie).
6. Poznałam Sophie Mosiadz-Samarro, malarkę, Polkę z pochodzenia.
Myślę, że polubię jej malarstwo.
7. Tęsknię. Dawniej zaczynałam tęsknić za domem po dwóch tygodniach, teraz już po tygodniu. Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków, by zdiagnozować, co się ze mną dzieje.
10 komentarzy
Interesująca strona. Pozdrawiam
Znam zbyt mało polskich pisarzy.
Zapraszam na mojego bloga.
Pani Marto, podobno ktorys z medrcow starozytnych mawial: „Chcesz byc szczesliwy ? Nie wychodz z domu!”
Bluebell, ale tez z drugiej strony, wiadomo, świat zaprasza, a czlowiek siedzący w domu staje się odludkiem. Jeśli nie ma w sobie siły Emily Dickinson, marnieje dla siebie i dla innych.
„Odludkiem” lubię być, bo lubię swój dom, ale dopiero teraz wróciłam do domu, bo lubię spotkać się z kimś kogo lubię. Wiem, wiem, że jedno słowo użyte dwa razy w zdaniu…. Ale tak mi się napisało i nie poprawię. Dobranoc, Iza.
Pani Marto, ja tak troche z przekory przywolalam ten cytat, a poza tym podobno najwiecej jakichs nieszczesliwych wypadkow dla ciala dzieje sie wlasnie w domu, moze dlatego, ze mniej uwazamy w znanym sobie miejscu ?; ciesze sie i dziekuje za te slowa od pani , ze swiat zaprasza. Ja jednak mam to podejscie troche manichejskie i moze na tym trace. Dlatego tym bardziej DZIEKUJE za te slowa !
Iza tez ma te racje, ze przyjemnie cczasem byc odludkiem, ale potem WYJSC do ludzi, do swiata. Roznie to bywa, czasem wydaje sie, ze swiat nie zaprasza tylko odrzuca. Ale czy rzeczywiscie WYDAJE SIE ???
Emily Dickinson moze jednak tez byla troche przywiedla od tego zamkniecia sie, cos tak przypuszczam, pani Marto. Nie wiemy jednak wielu rzeczy o E.Dickinson.
Ja lubie myslec o Karen Blixen, o tym jej powiedzeniu, ze WSZYSTKO leczy w nas woda morska, te lzy i pot morza.
Aha, pani Marto, „swiat zaprasza”, tak, wlasnie, to nie tylko ludzie, ale i na przyklad ptaki ! Spotykam codziennie wspaniale kolonie KAWEK, sa niesamowite, gdy patrza tymi swoimi oczami, zagadka te ich spojrzenia. I pomyslec, ze istnieja same w sobie niezaleznie od nas.
U mnie też są kawki, Blubell. Ale wróbli prawie wcale. Jeszcze śmigają jeżyki.
Dziękuję. Takze za prywatne listy, slane na mejla. Obiecuję, napiszę nieco więcej o sobie, choć jak Panstwo wiecie, skąpa bywam w informacjach na temat bardzo prywatnej prywatności. Serdecznie i wakacyjnie wciąz pozdrawiam.
Nie jestem koneserem sztuki jednak obraz, który przedstawiła Pani na fotografii wygląda na bardzo ładny i taki, któremu warto poświęcić kilka chwil zadumy.
Dziękuję, pozdrawiam,