Jedno zachodzi na drugie
Kiedy kończę pisanie powieści,mam już w głowie kolejny pomysł, który sięprecyzuje. Sam z się. Tak pomiędzy. Bohaterowie książki, którą zamykam, długojeszcze będą siedzieć w mojej głowie, domagać się rozmów, pojawiać sięznienacka w różnych miejscach.
A jednak.
Jednak nowe wchodzi i próbuje znaleźćmiejsce, rozpanoszyć się, przykuć uwagę. Trzeba oszukać to nowe, naszkicować wkilku zdaniach pomysł, zapisać kawałek dialogu, jeśli się pojawił. I odłożyć.Bo nie można z jednego wejść w drugie, nawet jeśli jedno na drugie zachodzi.Nie można, jeśli nie jest się maszynką do pisania.
Schowana kartka z pomysłem musisię uleżeć, scukrować. Bywa tak, że pomysł się pokruszy i nic nie da się z niego wykrzesać. Ale bywateż inaczej: nabiera mocy, powraca. Czasem we śnie. Jeśli powraca, to znaczy,że warto mu się przyjrzeć, wytrzepać, odwrócić,przewietrzyć.
Tak było z powieścią „Zuzannanie istnieje”, której pisanie ukończyłam.
Zuzannę zobaczyłam po razpierwszy w roku 2002. Jeszcze wówczas nie wiedziałam, że ma na imię Zuzanna,ale pamiętałam, że na prawej nodze, w okolicach kostki dynadał jej łańcuszek,o, tak:
Po raz pierwszy zdarzyła mu siętak wyrazista sytuacja. Może nie tyle wyrazista, co ciekawa. Na pewnointrygująca i podniecająca jeszcze bardziej niż kształtna łydka dziewczyny zeszczupłą kostką, owiniętą srebrnym, cieniutkim łańcuszkiem. Dopiero teraz go zauważył.Może nie był srebrny, tylko złoty. Na pewno delikatny i błyszczący.
Pomyślał, że chciałby go zdjąć.
Rozpiąć, odłożyć.
Od tego zacząć dzieło rozbieranianieznajomej zielonookiej.
Od rozebrania kostki.
Potem prawego nadgarstka, bo nanim też błyszczał cienki łańcuszek.
Srebrny łańcuszek albo złoty niemógł się zdecydować, bo halogeny nad barem zwielokrotniały błyszczenie iprzydawały nieokreślonego blasku, podobnie jak światło różnokolorowychreflektorów na dyskotece wymieszane z odbłyskami świetlistej kuli wykonanej zmałych kryształków i lusterek.
4 komentarze
Kusi pani tą Zuzanną, oj, kusi.
Marto – czy wiesz, kiedy ukaże się ” Zuzanna … ” w księgarniach?Pozdrawiam, K.
Jak ja zazdroszczę pani tego zachodzenia! Uwielbiam pisać, uważam to za czynność chyba nawet przyjemniejszą, niż czytanie, ale ostatnio mam w głowie taką totalną pustkę, pomysły są, jednak nie potrafią się przelać na papier, nie mówiąc już o tym, że klawiatura komputera jest w ogóle nieposłuszna. Albo tylko nieczuła. Czy jest na to jakiś sposób? Jakiś trening? Dieta? Bo ja bez pisania czuję się tylko w połowie żywa…
Jest na to sposób: ołów w tyłku, czyli ciezki tyłek, jak się usiądzie przy biurku, to trudno go podniesc. Cierpliwosc, systematycznosc, obowiązkowośc, a nie jakies tam – chciałabym, ale nie chce mi się.