Inne

Jak nie nalezy robić rogalików drożdżowych

     Znalazłam wlodówce paczuszkę droższy. Na wygląd bez zarzutu. Pokruszyłam, dodałam mleka,szczyptę soli, trochę więcej cukru, odstawiłam. Po godzinie zaczyn ani drgnął.Zadzwoniłam do Agatki. Powiedziała, żebym sprawdziła datę ważności na drożdżach.Rzeczywiście, minęła 3 tygodnie temu. Januszek poszedł do sklepu, kupił nowedrożdże i na wszelki wypadek świeżą mąkę i mleko w kartoniku.  Zrobiłam wszystko od nowa.  Zaczyn oszalał, wylał się z kubka. Zebrałam godo dużej miski, wsypałam pół paczki mąki, dodałam 4 jajka. Było gęste, więcdodałam mleka. Fajna ciaplitka. Próbowałam mieszać, aż zacznie odchodzić odręki, ale to bardzo trudna sprawa. Po 15 minutach ręce mi omdlały, a Janusz niechciał się babrać. Dosypywałam mąki po trochu, by ciasto się nie kleiło, ażwpadłam na pomysł, żeby dodać trochę oliwy. Poskutkowało. Łatwiej się odklejałood rąk, resztę domyłam. Ciasto pozostało w dużej blaszanej misce,odziedziczonej po Mamie. Urosło jak głupie.

      Razem z Pawciemkulałam malutkie kulki, układałam je na blaszce, fajna zabawa. Chciałam zrobićrogaliczki, ale za diabła nie potrafiłam ich uformować. Zrobiłam więc małeplacuszki, do środka dodałam dżemu z czarnej porzeczki i przyklepałam zwierzchu. Z reszty ciasta zrobiłam paluchy, aby było szybciej. Wstawiłam dopiekarnika na 15 minut, W tym czasie masło wymieszałam z zieloną pietruszką,lekko posoliłam, ale nie zauważyłam, że Pawcio dosypał resztę soli z solniczkii wymieszałam. Z piekarnika wyciągnęłam anemiczne bladawe. Pod spodem byłylekko zarumienione, na wierzchu jak surowe ciasto, w środku upieczone.

      Spróbowałam.Niezłe, ale w niczym nie przypominające rogalików drożdżowych, raczej ciasto zpizzy. Te z dżemem okropne. Zaniosłam kilka Agatce. Długo się im przyglądała,długo, także kiwała głową, nic nie mówiąc, ale i nie próbując.  Jedynie Pawcio był zadowolony, choćniekoniecznie skory do jedzenia. Mordek wzgardził. Janusz profilaktyczniepowiedział, że nie jest głodny.

      W domu bułeczekjak dla pułku wojska.

in / 3209 Views

20 komentarzy

  • ~ellubis 5 maja 2008 at 12:29

    a ja tak kiedyś robiłam gołąbki, wyszło ich 104, część zjedliśmy z gośćmi (razem w 15 osób) w pierwszy wieczór, kilka na następny dzień na śniadanie, obiad i kolację, resztę włożyłam do zamrażalnika i Martin codziennie odmrażał sobie ile chciał. gdy już zjadł wszystkie, powiedział, żebym się nie obraziła, ale na razie jakoś nie miałby więcej ochoty na gołąbki… ;(

    Reply
    • Marta 6 maja 2008 at 07:23

      Probuję te gołabki przeliczyc na ilosc zuzytych kapust, ilosc miesa i ryzu, ilosc zuzytych garnków. Hoho. Sciskam serdecznie.

      Reply
      • ~ellubis 6 maja 2008 at 09:21

        tak, tak, to była cała przetwórnia gołąbków, a ile jeszcze półproduktów zostało! głowa odpada! dlatego skojarzyło mi się z Twoją produkcją rogalików 😉

        Reply
  • ~E. 5 maja 2008 at 14:16

    A u mnie właśnie pachnie świeżym sernikiem – wyszedł mi jak nigdy, wpadnijcie! Wlaściwie co mi jest? Normalnie wchodzę do cukierni i kupuję „kawałek do kawy”. I co my tak ciągle o jedzeniu?!

    Reply
    • Marta 6 maja 2008 at 07:22

      No, nie ciagle o jedzeniu, przeiez robimy jeszcze tyle innych, fajnych rzeczy.

      Reply
  • ~Jula 5 maja 2008 at 15:27

    Pracowałam trochę jako księgowa w piekarniach, to wiem z jakich „gotowców” są te wypieki ( w tym ciasta do cukierni też) .Hihiihhi…Nawet zakalec, ale własnoręcznie zrobiony jest o niebo zdrowszy i smaczniejszy.Tamte cudeńka po jakimś czasie po prostu są nie do zjedzenia, coś z nich wychodzi ,chyba te sztuczności? …Hahahha…

    Reply
    • Marta 6 maja 2008 at 07:24

      Ile chemii musi byc w ciastach, ktore zachowują pólroczną swiezosc?

      Reply
  • ~Kinga 5 maja 2008 at 15:30

    Ale się musiała Pani na pracować…U mnie w domu niestety nikt już nie robi ani ciast, ani bułeczek.Mama zapracowana, tata również a ja…pff… co ja mogę…Życzę w każdym bądź razie smacznego 😉

    Reply
    • ~Anka 5 maja 2008 at 16:16

      No ja niestety też nie spędzam dużo czasu w kuchni, wszystko robi mama.

      Reply
  • ~Sonia 5 maja 2008 at 16:21

    Dzień dobry!. Jej., jak tutaj bajecznie!.Jak cieplutko robi się w serduchu kiedy wiemy,że istnieją jeszcze ludzie,którzy potrafią dzielić się swoją codziennością wraz z innymi.Przyznam,że z niecierpliwością czekałam na Kaśkę Podrywaczkę i dzisiaj najprawdopodobniej zarwę nockę na czytaniu tej książki, ale przecież wytrwałe oczekiwanie nie może obejść się bez triumfu prawda?. Bardzo spodobała mi się „Paulina w orbicie kotów”, pomimo tego,że nie lubię kotów. Może to jakiś uraz z dzieciństwa,kiedy ciągnęłam je za ogon i obracałam w kółko, aż w końcu jeden buntownik postawił się i strasznie mnie podrapał.Teraz unikam je z daleka. Przyznam jednak, że ja także chciałabym być taka niezależna, oraz chciałabym chodzić swoimi ścieżkami., czasem nad tym pracuję, ale nie zawsze to wychodzi na dobre., Zawsze warto próbować nowych rzeczy!. Pozornie nie wyglądające jak rogaliki bułeczki z pewnością były przepyszne. Takie sytuacje uczą nas życia.Ja uwielbiam uśmiech na twarzy najbliższych, kiedy są zadowoleni z przysmaków kuchni mojego taty. Jako najmłodsza domowniczka staram się przynajmniej organizować wspólne wypieki, bądż przygotowania do posiłków.Ach pani Marto a chciałabym jeszcze pisać,ale czeka mnie dużo pracy. Niestety nie potrafię powiedzieć sobie” Zrobisz to „póżniej”. Moja klawiatura jest ograniczona co do literki ziet, więc troszkę kaleczę ten język,ale przynajmniej mogę zauważyć błąd, który teraz pewnie ciągle będzie mi widnieć przed oczami.Przepraszam za pismo,ale wolne dni od szkoły negatywnie wpływają na moją pisownie. Widzi pani? miałam już kończyć ,ale za każdym razem, gdy się opamiętam jest już za póżno…. Pozdrawiam Do usłyszenia!

    Reply
  • ~Kamcia 6 maja 2008 at 18:02

    Ah.! Jestem tu przypadkowo, ponieważ adres pani bloga był na jednym z blogów o Feelu :)) Ostatnio miałam okazje byc na koncercie Feel`a. Wspaniały zespół. Tak się złożyło ze czytam Pani książkę „Paulina.Doc” Jestem na początku, ale już mi się podoba :)) Pozdrowienia dla Pani, Pani Agaty i całej ekipy Feel`a :)))

    Reply
  • ~Agnieszka:) 6 maja 2008 at 18:32

    „Agatonowi-Gagatonowi” mozna tylko pozazdroscic:) xD wczoraj (05.05.08r.) była Pani na spotkaniu w Jerzmanowicach… i musze powiedziec ze Pani osoba wywarla na mnie bardzo mile wrazenie:)) P.S.Serdeczne pozdrowienia dla Pana Piotra (który jest swietnym wokalista. Mam wszystkie piosenki jego zespołu, i uwielbiam słuchać ich w wolnym czasie. =]), dla jego (na pewno) cudownej rodzinki —> Pani Agaty i uroczego synka Pawełka, i oczywiscie dla Pani, ktora swoimi książkami umila nam szarą codzienność:) dzięki nim można się chociaż na chwilę oderwać od swego otoczenia i poznawać inny… widziany z Pani perspektywy, wyobraźni… świat:) Podpisano… dziewczyna pytająca o: „Mówiła Pani, że imiona dwóch sióstr w książce „Agaton-Gagaton…” odpowiadają imionom Pani córek… czy to oznacza, że wydarzenia opisane w książe także są związane z ich życiem….?” ———> xD Być może mnie Pani kojarzy…:P JESZCZE RAZ SERDECZNIE POZDRAWIAM!:))agusska6@interia.pl – e-mail =]

    Reply
  • ~sam-i 6 maja 2008 at 19:43

    A ziec sie szmacihttp://www.pudelek.pl/artykul/9967/feel_i_boysi_na_dniach_pierogow/

    Reply
  • ~Zuzia 7 maja 2008 at 14:52

    No cóż… „frogaliczków” nie zazdroszczę 😉 Za to muszę przynać, że Pani nowa książka jest świetna.Kupiłam ją jeszcze dzisiaj na spotkaniu autorskim (może pani pamieta… byłam z reakcji gazetki „Emilki” nie mogłam się zdecydować którą książkę kupić). „Kaśka Podrywaczka” jest naprawdę świetna.

    Reply
  • ~Aga Ploszka 7 maja 2008 at 19:13

    Widzę u Pani bardzo ciekawy i charakterystyczny styl pisania. Czytając sam temat 'Jak nie należy robić rogalików drożdżowych’ aż miałam ochotę przeczytać rozwinięcie tej myśli 🙂 Co do rogalików – pani wnuczek nieźle nabroił z solą 🙂 – no ale dziecku wybaczyć trzeba :)Czytałam poprzednią notę o dżemie truskawkowym. Od kilku dobrych lat jestem niebywałą zwolenniczką dżemu truskawkowego, jednak na chwilę obecną po przeczytaniu 'składników’ coś mnie odpycha na samą myśl o truskawkach. Moja mama pracowała przez 10 lat w firmie przetwórstwa owocowo-warzywnego, lecz nigdy nie wspominała o recepturze na 'tani dżem’. Może i dobrze, bowiem sposób na 'tani dżem’ do najciekawszych nie należy.Pozdrawiam i ściskam gorąco!

    Reply
  • 1 2

    Skomentuj ~E. Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.