List otwarty do Marii Skłodowskiej-Curie, pisany nocą.
Czy można wytłumaczyć istotę kobiecości i miłość, madame Curie? Znaleźć wzór chemiczny na jedno i drugie? „Lecz kim byśmy byli, gdybyśmy nawet nie próbowali” – powiada Per Olov Enquist w „Opowieści o Blanche i Marie”
Czy warto próbować opowiedzieć swoją prawdę, madame Curie? Jaki ona będzie miała sens dla patrzących z boku i wiedzących lepiej? Czy można siebie zamknąć w definicji jak w klatce? A czym będzie to, co się w klatce nie zmieści, co wycieknie poza jej ramy? Czy to będzie literaturą, madame Curie?
Nie Panią o to powinnam pytać, lecz siebie.
Fakty niekoniecznie są po naszej stronie, literatura częściej. Życie też nie musi być po naszej stronie, literatura może się okazać litościwsza. Kiedy o tym rozmyślam, mam minę tak zdziwioną, jakby do moich drzwi zadzwonił nie listonosz, ale Paul Newman, Robert Redford lub Julio Cortazar z ostatnią żoną, Carol Dunlop, z którą napisał książkę o podróży z Paryża do Marsylii, francuską Autostradą Południową i ich życiu na parkingach. Wiem, że nie odpowiem na te pytania, lecz kim byłabym, gdybym nawet nie spróbowała ich zadać?
Fakty tworzą z Pani pomnik, madame Curie. Literatura wzbogaca go o duszę.
Charles Baudelaire powiedział, że praca jest lepsza niż rozkosz, ponieważ rozkosz może zmęczyć i znudzić, a praca, będąca pasją i miłością, nigdy nie nudzi. Wyniki pracy mogą stać się powodem budowania pomnika, rozkosz raczej nie ma tej szansy, choć oczywiście od każdej reguły istnieją wyjątki i dlatego pierś Julii, stojącej obok balkonu w Weronie, błyszczy złotem od pocierania jej przez turystów, wierzących w magię i proszących o cud miłości lub choćby rozkoszy.
A oto garść faktów z Pani życia, madame Curie (przypominam je sobie, nie Pani):
W 1894 roku poznała Pani Piotra Curie, profesora fizyki w Szkole Przemysłowej Fizyki i Chemii w Paryżu. Rok później odbywa się Wasz ślub.
Irena, późniejsza laureatka nagrody Nobla, przyszła na świat w 1897 roku.
Jej siostra Ewa (Eve Curie Labouisse), późniejsza pisarka, dziennikarka, pianistka i polityk, w roku 1904.
W roku 1903 otrzymała Pani stopień doktora fizyki, jako pierwsza kobieta na Sorbonie. W tym samym roku również Nagrodę Nobla z fizyki wraz z mężem i Henrim Becquerelem za badania nad odkrytym przez Becquerela zjawiskiem promieniotwórczości.
19 kwietnia 1906 roku w wyniku wypadku zmarł Piotr Curie, Pani mąż.
13 maja tego samego roku rada wydziałowa postanowiła utrzymać katedrę, stworzoną dla Pierre’a Curie, i powierzyła ją Pani wraz z pełnią władzy nad laboratorium. Dzięki temu wyszła Pani z cienia i stała się pierwszą kobietą profesorem Sorbony.
W roku 1911 otrzymała Pani po raz drugi Nagrodę Nobla, tym razem z chemii, za wydzielenie czystego radu i do dziś pozostaje Pani jedyną kobietą, która tę nagrodę otrzymała dwukrotnie, w dwóch różnych dziedzinach nauk przyrodniczych. Stała się Pani tym samym prekursorem nowej gałęzi chemii – radiochemii.
W tym samym roku 1911 zabrakło Pani dwóch głosów, by stać się jednym z czterdziestu członków Akademii Francuskiej i pierwszą kobietą w Akademii.
Po wielu latach, bo dopiero w roku 1980 zaszczytu tego dostąpi Marquerite Yourcenar. W 1979 roku umarła jej partnerka, z którą spędziła czterdzieści lat, więc Członkom Akademii już nie przeszkadzało, że Yourcenar pozostawała w związku z kobietą, choć przeszkodą był Pani romans z Paulem Langevinem, fizykiem francuskim. Langevin był żonaty, a Pani, Madame Curie, w oczach prasy brukowej, była osobą rozbijającą rodzinę, w dodatku kobietą o cztery lata starszą od Paula, na domiar złego — cudzoziemką (tutaj już pozwalam sobie na interpretowanie faktów).
Dzięki Pani wysiłkom organizacyjnym w 1912 roku powstał w Paryżu Instytut Radowy, którego działem fizykochemicznym kierowała Pani aż do śmierci. W czasie pierwszej wojny światowej zdobyła Pani dwadzieścia samochodów i zorganizowała ruchome pogotowie z aparatami Roentgena. W lipcu 1916 roku, jako jedna z pierwszych kobiet, zrobiła Pani prawo jazdy, by móc prowadzić samochód. Pogotowie znał cały front, a francuscy żołnierze wyposażone w aparaty rentgenowskie pojazdy nazywali „małymi Curie”.
To są fakty, to wiedza encyklopedyczna, konkretna, mówiąca sama za siebie.
Dzięki tym faktom została Pani zaklęta w kamień (a może w brąz) – na przykład w posąg dłuta Ludwiki Nitschowej (projektowała także pomnik warszawskiej Syreny, stojącej nad Wisłą), odsłonięty w 1935 roku przed Instytutem Radowym. To ten sam instytut, pod którego budowę kładła Pani w 1929 roku kamień węgielny, a na jego otwarcie ofiarowała jeden gram radu na cele badawcze i lecznicze. Dziś, po odbudowie ze zniszczeń wojennych, nazywa się Instytutem Onkologii i nosi Pani imię.
Z brązu odlano także pomnik autorstwa Mariana Koniecznego i ustawiono na placu Pani imienia, pomiędzy gmachami fizyki, chemii a rektoratem Uniwersytetu również Pani imienia – Uniwersytetu im. Marii Skłodowskiej Curie (w tej kolejności właśnie, bo przecież używała Pani nazwisk wymiennie). Pomnik mierzy 4, 4 metra. To Pani postać w postawie stojącej, w długiej szacie z podwiniętymi rękawami, w prawej ręce książka. Postument liczy 3, 9 metra. W sumie ma Pani prawie 8 metrów wysokości.
Najbardziej lubię Panią zakrzepłą w brązie, w pomniku wysokim na dwa metry, według projektu Maksymiliana Biskupskiego, stojącym w niszy przy wejściu do Dużej Auli Gmachu Głównego Politechniki Warszawskiej. Ma Pani spuszczoną głowę, jakby chciała zejść z piedestału, i podniesioną prawą dłoń, zwróconą w stronę auli, gdzie przebywają uczeni, jakby i Pani tam chciała dołączyć. W 1926 roku Politechnika Warszawska przyznała Pani doktorat honoris causa. To jedyna uczelnia w Polsce, która nadała Pani ten tytuł.
Madame Curie, chylę głowę przed pani geniuszem.
Świat powinien o Pani śpiewać pieśni, madame Curie.
Organizacje feministyczne powinny odmieniać Pani imię przez wszystkie przypadki.
Każda kobieta powinna nosić medalik z Pani wizerunkiem.
Mężczyźni powinni nie tylko ściągać kapelusze z głów na dźwięk Pani imienia, ale zginać się w pół.
Myślę o Pani jak o kobiecie, której wyrządzono krzywdę, i wtedy budzi się we mnie wściekłość, mam ochotę wykrzyczeć tę niesprawiedliwość, w której i dziś kobiety odnajdują swój ból.
Kiedy zginął Pani mąż, przez trzy lata tkwiła Pani w chorobliwym milczeniu, rozpamiętując Wasze życie, będące nie tylko naukową przygodą. Któregoś dnia przypięła Pani różę do sukni i spróbowała, prócz sławy i zaszczytów, sięgnąć po nową miłość. Kto do kogo ciągnął bardziej? Czy Paul do Pani, czy Pani do niego? Czy to możliwe by połączyło Was niebieskie światełko, niebieska poświata, bijąca od pierwiastka, który udało się wydzielić? Jaki związek zaistniał pomiędzy radem, miłością i śmiercią?
Czy fluoryzujący blask w ciemności laboratorium Was wzruszał? Czy budził tajemne uczucia i dreszcze, jak wtedy gdy patrzy się na dzieło sztuki? Dziś wszyscy wiedzą, że te magiczne promienie mogą zarówno ratować, jak i zabijać. Wtedy nikt nie wiedział. Wielcy Wtajemniczeni dostąpili zaszczytu niesienia jak relikwii błękitnego kaganka w ciemność ogrodu, a inni pracownicy laboratorium i fabryk wytwarzających opatentowane specyfiki z radioaktywnymi składnikami umierali nie wiadomo dlaczego.
Pani romans z żonatym Paulem trwał pół roku. Miała Pani nadzieję na porozumienie nie tylko ciał, ale i dusz. Ciała oszalały, dusze reagowały własnym rytmem. Wtedy jeszcze nie mówiono o chemii miłości, nie rozprawiano o feromonach, norephetaminie i dopaminie. Ani o C8-H11-N, czyli fenyloetyloaminie, produkowanej w hipotalamusie, części międzymózgowia.
Zbyt wiele Pani oczekiwała, Madame Curie, i powiedziała o swoich oczekiwaniach w liście, który został wykradziony i opublikowany w L`Oeuvre. Nie znała Pani kobiet, które są w stanie bronić małżeńskiego status quo w imię racji niemających nic wspólnego z miłością. Im mniej miłości, tym więcej racji, Madame Curie. Listy im bardziej szczere, tym mocniej niszczą godność kobiety. Co zapisane, madame Curie, to przyklepane. Verba volant, scripta manent.
W oczach tak zwanej opinii publicznej powinna była pozostać Pani przy chłodzie geniuszu. Nie wybacza się wybitnej uczonej, wdowie i matce dzieciom kaprysów godnych wampa, podobnie jak nie jest aniołem stwór niebiański z fajką w gębie. Piedestał zobowiązuje do bezcielesności. Zarówno kamień, jak i brąz mają serce z kamienia i nie mają drzwi, Madame Curie. Niczego nie mają prócz „kamieniowatości”, dzięki której można kamienować, co było i pani doświadczeniem, kiedy próbowała się Pani ratować ucieczką razem z córkami do L`Arcouest.
W obliczu nagromadzonych trudności pani kochanek wolał pochylić głowę, by fala nienawiści gotowa Was zniszczyć, zaledwie go musnęła. Pełen skruchy powrócił do żony, bynajmniej nie w celu budowania solidnych podstaw domu i rodzinnych więzi, raczej w nadziei skorzystania z jego ochronnych murów, pozwalających łatwiej wejść w relację seksualną z sekretarką. Mężczyźni boją się kobiet mądrych i pełnych życia. Niełatwo je przekonać, że po to są, by przywracać równowagę i dawać pocieszenie mężczyźnie targanemu metafizycznymi niepokojami.
Królewska Akademia Nauk w Sztokholmie liczyła, że zrzeknie się Pani Nagrody Nobla, ponieważ świat usłyszał o Pani romansie. W liście do jej członka, Gosty Mittaga-Lefflera, napisała Pani, że nie ma sobie nic do zarzucenia, nagroda została przyznana za odkrycie polonu i radu, i zamierza ją Pani odebrać 10 grudnia, co też się stało.
Kocham Panią za to, Madame Curie, błogosławiona między kobietami.
5 komentarzy
Dzień dobry Marto,
Miło że przypominasz sylwetkȩ tej wyjątkowej kobiety, która może być świetnym wzorem – drogowskazem dla każdego z nas.
Pozwól, że podzielȩ siȩ z Tobą kilkoma reflksjami które spontanicznie mi siȩ nasuwają.
Mimo, że Francuzi darzą sympatią Polskȩ i Polaków, to jednak zawsze znajdą siȩ zazdrośnici, którym zakałą w oku są ponadprzeciȩtni obcokrajowcy.
Myślȩ tu także nie tylko o Marii Skłodowskiej, ale także na przykład o matce, która była Polką, bardzo popularnego dramaturga francuskiego, Georges Feydeau. Tej piȩknej kobiecie, która prowadziła siȩ nienagannie, opinia publiczna na czele z inelektualistami, zawsze przypinała jakieś negatywne „łatki” i ciągle była pod obstrzałem krytyk (a bo to akcent, a bo to savoir-vivre …).
Wracając do Marii Skłodowskiej, nie była ona kobietą wierzącą, ani też ateistką wojującą ; religia była jej po prostu obojȩtna. Dlatego, osobiście myślȩ, że medalik to może trochȩ jest przesadzony.
W konkluzjii, osobiste spostrzeżenie :
Nauka nie zna przyczyn finalnych ani formalnych,
Dlatego filozofia jest taką sztuką, że plasuje siȩ ponad nauką.
Serdecznie pozdrawiam z Paryża
Barbara Meister
Basiu, dziękuję, że przeczytałaś! To prawda, że medaliki są dewocjonaliami noszonymi przez osoby wierzące, są zewnętrznym znakiem przynależności do wiary. W moim tekście słowo „medalik” potraktowałam symbolicznie, by pokazać, w co ja wierzę, w jaką ideę. Gdybym mogła nosić „medalik”/ medalion z wizerunkiem Marii Skłodowskiej-Curie, deklarowałabym swoją wiarę w moc nauki, w siostrzeństwo, w równość płci także. Dla mnie ta wielka odkrywczyni jest także i świętą. Niekoniecznie w znaczeniu chrześcijańskim. Moje rozumienie świętości ma też związek z „poświęceniem się”. Dla mnie swiętość to także to, co jest otoczone czcią i szacunkiem (moim!), co wiąże się z moimi wartościami. Dzięki medalikowi, który przykuwa uwagę, upowszechniam to, co cenię i tego, kogo podziwiam. Ściskam serdecznie.
Marta,
Nie rozumiem dlaczego mój polski tekst przeinaczyłaś (źle) na francuski. Jeżeli były jakieś błędy w języku polskim, to mogłaś je poprawić .a nie źle przetłumaczyć na francuski
Ja do Ciebie napisałam po polsku i nie oczekuję żadnej odpowiedzi po francusku
Nie rozumiem, o czym mówisz! Dlaczego miałabym Ciebie poprawiać i po co? Nie znam francuskiego, a tak próżna nie jestem, by coś „automatycznie” tłumaczyć za pomocą google tłumacza i to publikować. U mnie na stronie jest moja odpowiedź po polsku.
Marta,
Przepraszam, to nie Ty, to mój idiotyczny komputer mi płata figle