Nastał w moich dniach czas konkretów.
Zapisuję w dzienniku tylko konkrety. Jeśli mi się zdarza coś mglistego, emocje, których nie potrafię nazwać, westchnienia, których nie udaje mi się zawiesić pomiędzy drzewem, a drzewem, wycinam, kasuję. Piszę, że byłam, widziałam, spotkałam, zjadłam, kupiłam, umyłam, przeczytałam. Jeśli mówię o przyszłości, też ograniczam się do konkretów, jakby przyszłość naprawdę zdarzyć się powinna. A więc pojadę tam, zobaczę to, zrobię, wydrę, pogłaskam, kupię, oddam, pożegnam, odmówię, odwrócę się, pomogę. Najwięcej w moim pisaniu dniach, czasowników i rzeczowników, prawie wyeliminowałam przymiotniki.
Nie dlatego, bym nabrała pewności, że tylko co namacalne, jest warte dotyku, ale po prostu nastał we mnie Czas konkretów. Być może i one psu na budę, jak niegdysiejsze śniegi i niegdysiejsze westchnienia, których po latach nie potrafię pojąć.
I choć należę do gatunku pamiętliwych, czas zrobił swoje.
Dlaczego płakałam, spać nie mogłam, siedziałam w kącie, wzdychałam, czekałam, paznokcie obgryzałam, teraz nie wiem. Nabrałam dystansu i widzę, że to za czym tęskniłam i bez czego sobie życia nie wyobrażałam, zupełnie mi było niepotrzebne. Mało tego: byłoby to dla mnie złe, gdybym się zawzięła i próbowała ucapić, dorwać, okiełznać.
Moje czucia wydają się teraz podobne jedno do drugiego.
Westchnienia, rozciągnięte w tych samych rejestrach, odleciały, przepadły. Nawet blizn po nich nie ma, ani drzazg.
Przerwały tylko strony zapisane nocami, bo kiedyś byłam nocnym markiem, bardziej z konieczności niż z potrzeby. Co ciekawe, o prawdziwie bolesnych historiach, co widzę dopiero po latach, napisałam niewiele, ograniczając się do kilku zdań typu zdarzyło się to i tamto. Nie ma w nich łez, rozdzierania szat i walenia głową w ścianę. Nie wiem więc, czy to pisanie jest mi potrzebne „na potem”, skoro pamięć i tak zachowała coś innego niż zapisałam.
Podczas z rozmowy, którą prowadziłam z Joanną Bator, w sosnowieckiej bibliotece, na temat książki „Wyspa łza”, pisarka powiedziała: Niedawno spaliłam swoje dzienniki. Uderzyła we mnie tymi słowami tak bardzo, że nie zapytałam dlaczego i jak się z tym czuje. Czy lżej? Czy spaliła, przedtem je przeczytawszy? Czy zobaczyła, że nie są jej potrzebne, a nie chce nimi obarczać innych? A może polega tylko na własnej pamięci, nie zapiskach? A może wykorzystała już te zapiski i zrobiła z nich wystarczająco dużo literatury?
Styl powieści Joanny Bator jest gęsty, każde zdanie soczyste, pełne konkretów, szczegółów, wedle motta z Zafona, które zamieszczone jest w powieści „Ciemno, prawie noc”: „Bóg tkwi w szczegółach, a diabeł jest wszędzie”.
Myślę o tym, jak bym się czuła, gdybym dzisiaj spaliła swoich 55 grubych zeszytów, od roku 1984. Albo i te z lat 1968, 1969 i 1970, które odnalazłam. Czy byłoby mi lżej, czy zrzuciłabym z siebie ciężar, który czuję na plecach? Czy gdybym spaliła, to bym się odcięła? Przekreśliła? Rozpoczęła coś nowego?
Kiedyś spaliłam całą walizkę listów z czasów licealnych i studenckich, nie przeczytawszy ich przedtem. Nie tęsknię do nich. Po prostu je trzymałam, choć nie zaglądałam. Może zdobędę się i na spalenie pozostałych? Przerażają mnie bowiem domy pełne rzeczy, które pozostawiają zmarli. Jeszcze bardziej widok bezradnej rodziny, która opróżnia szuflady jednych ruchem, zapełniając kolejny worek na śmieci.
7 komentarzy
Chciałabym potrafić wyłączyć emocje. Nauczyć się dystansu, nie brać wszystkiego tak bardzo do siebie. Najwyraźniej to przychodzi z czasem. I podobnie, sama wiem, że dziś już tak nie przejmuję się rzeczami, które jako nastolatka uważałam za koniec świata. Wciąż jednak czuję za bardzo i za mocno.
Również prowadzę dziennik. Niezależnie od powodów, przez które p. Joanna Bator spaliła swoje dzienniki – podziwiam ją. Ja jednak nie zdobyłabym się na to. Co prawda od 7 lat prowadzę dziennik w wordzie, nie drukuję go, ale za wszelką cenę go chronię. Zapisuję na internetowym dysku, często wrzucam wpisy na bloga. Choć, jak każdy, przeżyłam ciężkie chwile, to nie chcę o nich zapomnieć. A wydaje mi się, że tak się stanie, gdy ich zapis usunę. Taki „zakaz pamiętania, przy jednoczesnym lęku przed zapomnieniem”. 🙂
Nie zastanawiam się czy w pisaniu skupiam się na emocjach czy na konkretach, bo przecież piszę tylko dla siebie. Wydaje mi się, że w moim przypadku, paradoksalnie emocje są bardziej trwałe niż konkrety…
Pozdrawiam Pani Marto 🙂
O cięzkich chwilach zapomnieć się nie da, ale można ich na okragło nie rozpamiętywać. pozdrawiam serdecznie.
Pani Marto dawno tu nie zaglądałam,ale dowiedziałam się o promocji nowej książki-a będzie to w Poznaniu na targach książki.Przyjadę bo mam bardzo blisko.Miło p.pozdrawiam .
Bardzo mi będzie miło, pani Kazimiero. NA stoisku wydawnictwa Akapit Press będę od 13 do 14, w sobotę, 21 marca. Serdecznie pozdrawiam.
Owszem, tak, zło jest zawsze na wyciągnięcie dłoni, i przychodzi ze strony najmniej spodziewanej, przynajmniej czasami tak jest, że właśnie z tej niespodziewanej strony uderza. Przydaje się uważność, na pewno, ale czy zawsze sami się ustrzeżemy od zła?
Zawsze? Obawiam się, że nigdy nie ustrzeżemy się od zła, od tego, by nas dotknęło. Jesteśmy przecież wrażliwi, nawet nadwrażliwi, więc mamy cienką skórę.
Pani Marto, może niezbyt precyzyjnie zapytałam; ZAWSZE zło w jakiejś postaci nas naznaczy, właśnie: naznaczy, bo blizny pozostają. Chciałam poruszyć sprawę następującą: JAKA JEST ROLA DRUGICH OSÓB w ochranianiu nas? Nie, nie wstydzę się tego zapytania. Teraz uczą, że trzeba tylko na sobie polegać; co jest nierealne i nawet szkodliwe rozpowszechnianie takich postaw; przynajmniej nie zawsze. Darwin i Freud nauczyli nas, że nie bierzemy się po prostu z jakiegoś cieplutkiego błotka, ale że podłoże ma znaczenie, a jeśli tak jest, to i dalej liczy się i środowisko i inni ludzie. Pewnie, że można podejść do sprawy i tak, że wszystko jest przeznaczeniem jak śpiewa chyba Kinga Rataj (pięknie śpiewa, oj, pięknie!). Bardzo wątpię czy Robinson Crusoe mógł przeżyć sam tak długo na wyspie, i nie zwariować chociażby. Na przykład Adam Zagajewski pisał, iż jego Ojciec był po to, aby chronić swą Żonę przed całym złem świata. Może właśnie to jedna z par poszukiwanych przez nas: dwa w jednym, a przy tym oboje wielkie indywidualności??