To jest najbardziej sensacyjna biografia minionego stulecia.
Jakby się czuła, co by powiedziała, gdyby zobaczyła, że świat pełen jest Ireny, nie tej, którą chciała być, ale tej, którą była w przeszłości: Ireny-bohaterki, Ireny-wariatki, jak ją nazywał Marek Edelman, Ireny, która nie wie, co to strach i z dziką brawurą wyprowadza dziewczyny z obozu zagłady, Ireny-łączniczki w żydowskim getcie.
„Wybór Ireny” Remigiusza Grzeli trzyma w napięciu od pierwszych zdań: „Są takie życiorysy, w których nic się nie zgadza. Fikcja miesza się z prawdą, a prawda z roku na rok coraz bardziej się zaciera. Bywa, że w końcu łatwiej uwierzyć w fikcję niż w prawdę o sobie. Czas mija, świadkowie odchodzą, fakty się gubią i pozostają jedynie fragmenty opowieści. A opowieść jest zawsze prawdziwa”.
Myślałam, że „Było, więc minęło”, rzecz o Joannie Penson, dziewczynie z Ravensbriick, kobiecie Solidarności, lekarce Wałęsy, to najlepsza książka Grzeli z gatunku literatury faktu ( pomijam powieści tegoż autora). Teraz widzę, że i ta jest najlepsza. Nie o stopniowanie jakości mi chodzi, raczej o emocje, które mi towarzyszą podczas lektury.
Remigiusz Grzela znał Irenę Conti di Mauro, włoską poetkę polskiego pochodzenia. Bywał u niej w domu, napisała mu posłowie do tomiku jego wierszy. Któż nie znał Ireny Conti spośród piszącej braci?
I nagle, po kilku latach od śmierci poetki, dowiaduję się, że i ja znałam inną osobę, nie tę, którą znałam. Nie wiedziałam, że była bohaterką, bo wymazała swoje przeszłe życie. zniszczyła swoją tożsamość, zmieniła datę urodzenia z roku 1923 na 1939, by nic nie wskazywało, że brała udział w wojennej konspiracji. Odsunęła się od tych, którzy ją pamiętali jako Irenę Gelblum. Wykarczowała ze swojej przeszłości prawdę wojennych lat.
Dlaczego? To pytanie podstawowe. I do końca nie uzyskamy na nie jednej odpowiedzi, podobnie jak na inne postawione w tej książce. Możemy jedynie snuć domysły, silić się na własne interpretacje. Także pytać pytaniami, które postawił autor.
Trwała w poczuciu winy, że przeżyła, kiedy jej bliscy zginęli?
Czy może nie czuła się Żydówką?
Dlaczego nie chciała być bohaterką na miarę Marka Edelmana i Kazika Ratajzera?
Czy nigdy nie przerobiła swojej traumy?
Jaką tajemnicę skrywał jej pobyt w Palestynie, dlaczego tam nie pozostała?
Czy dlatego, że nie była syjonistką i nie chciała budować państwa izraelskiego?
A może nie nadawała się do życia w kibucu?
Jak to zrobiła, że władze komunistyczne pozwoliły jej na taki kamuflaż?
Czy wolno szukać Ireny prawdziwej w jej wierszach?
Prawdziwej, czyli której?
Czy poezja była dla niej wolnością, w której mogła wyrażać uczucia, a kamuflować fakty?
Remigiusz Grzela wojenną historię Ireny opowiada przez innych. Szuka śladów, osób. Znajduje. Chwyta się szansy na znalezienie odpowiedzi. Bywa, że przyjeżdża za późno i osoba, która pamiętała Irenę „wojenną”, zmarła. Autor nie ukrywa siebie w tej książce, pisze o swoich emocjach, o tym, jak poszukiwania go wciągają, jak odkrywa ślady, których istnienia nie podejrzewał. Dzięki odnalezionym we Włoszech listom odkrywa Irenę, której nikt nie znał. Dzięki spotkaniom z córką Ireny, Janką, nabiera pewności, że może pisać o Irenie, tej przedziwnej osobie, która tak się zaparła, że nie rozpoznawała dawnych przyjaciół i grała nową siebie perfekcyjnie przez co najmniej pół wieku.
Sam tytuł książki „Wybór Ireny” skojarzyłam z „Wyborem Zofii”, powieścią Williama Styrona, której bohaterką jest jedna z najbardziej tragicznych postaci, jakie znam w literaturze. Zapewne i o to chodziło autorowi, byśmy pozostali bezradni wobec tragizmu losów Ireny.
Mam także swoje wspomnienie o Irenie Conti. Słyszałam o niej na długo przedtem zanim ją poznałam. Koledzy po piórze machali ręką i mówili – mitomanka. Czytała swoje wiersze z namaszczeniem. Każdy wydawał się wówczas arcydziełem. Kiedy czytałam w domu, nie znajdywałam w nich nic dla siebie. Była wdzięczna czytelnikom za to, ze przyszli na spotkanie i potrafiła o tym mówić tak, że każdy czuł się lepszy i wybrany.
Przyszła na moje spotkanie w Klubie Księgarza, związane z promocją powieści. Jesteś poetką, powtarzała, poetką, pamiętaj o tym. I cytowała: – Być może trawa na jej grobie wyrośnie czerwona, być może Stwórca zapłacze czerwonym deszczem. – To twój wiersz sztandarowy, powinnaś nim zaczynać i kończyć autorski wieczór – przekonywała. Czułam się pogłaskana.
Zapraszała mnie wiele razy do swojej „białej willi”, o której opowiadano legendy. Nigdy nie przyjechałam. Jakbym wyczuwała jej rozedrganie, jakbym wiedziała, że jest zasznurowana i nie uda mi się nawiązać szczerych relacji. Ci, którzy tam byli, wracali zdziwieni przepaścią pomiędzy gorliwością zaproszenia a murem, który potrafiła potem stworzyć. Nikt z nich się z Ireną nie zaprzyjaźnił, choć takie były ich oczekiwania. Życzliwa, ale nieobecna. Jak jerzyk, zawsze w locie. I wpatrzona w rozmówcę oczami, które zabijały pytania i pozostawiały niepokój.
Remigiusz Grzela, Wybór Ireny. PWN, Warszawa 2014.
1 komentarz
Ciekawy wpis, jestem przekonany, że po tym jakże dobrym wpisie będziesz częsciej publikować. Wszyscy czekamy z niecieprpliwością na kolejne wpisy…
Pozdrawiam Martynka