Są takie książki i spektakle teatralne, które idealnie wpasowują się w bieg życia. Książka przychodzi w chwili, kiedy właśnie ta a nie inna jest najbardziej potrzebna, jakby wybrała najwłaściwszy moment. Spektakl się dzieje w Teatrze Bez Sceny, a jakby kontynuuje to, co przed godziną rozgrywało się w wielu domach, gdzie jest ukochany pies.
Czy wszyscy właściciele psów wpisują się w rodzinno-psi skrypt, mający wspólne płaszczyzny zachowań bez względu na klimat domu i ilość miłości przelewanej na zwierzaka?
Wybaczamy psiakowi pogryzione pantofle i nogi od stołu. Nie dostrzegamy granicy, poza którą pies staje się nieświadomie naszym panem i despotycznym władcą. Nawet nie zauważymy, kiedy z większą czułością odzywamy się do psa niż męża czy dorosłego dziecka, które wyfrunęło już z domu. Ukrywamy złość, bo teraz całość obowiązków spoczywa na rodzicach. Psu podporządkowuje się rytm dnia, dla psa rezygnuje się z wielu przyjemności, które dawałaby wolność „od”. Oczywiście wszyscy kochamy Psiunia, ale też coraz częściej myślimy, ilu przysparza obowiązków, które z dawania radości zamieniają się w pańszczyznę. Któregoś dnia jednak Psiunio znika. Alex i Zoe wiedzą, że Psiunia trzeba odnaleźć, choćby nie wiem, jak kuszącą była perspektywa błogiej ciszy bez niego.
Zaistniała sytuacja staje się powodem do wyrzucenia z siebie od dawna gromadzonych frustracji. Mało tego: także powodem do rozmowy, bo przecież rytm codzienności został gwałtownie zaburzony zniknięciem najważniejszego domownika. Dlaczego uciekł? Obraził się? Co złego mu zrobiliśmy? Na pytania jest wiele odpowiedzi, oskarżenie goni oskarżenie. Nie trzeba odgrywać ról w zaimprowizowanych sytuacjach, bo tutaj psychodrama dzieje się sama, emocje wyłażą z zakamarków, upychane problemy i zamierzchłe drzazgi zostają przepracowane, także dzięki niespodziewanym odwiedzinom przyjaciela domu. Każdy dla każdego staje się zwierciadłem. O sobie wie się bardzo mało, jeśli nie ma drugiej osoby, w której można się przejrzeć, pisał Robert Musil. Każda z postaci emocjonalnie się „oczyszcza”, wszystko dzięki niesfornemu Psiuniowi, którego szczekanie (ścieżka dźwiękowa) raz jest katorgą albo wybawieniem.
„Psiunio” Agnes i Daniela Besse (tłum. Barbara Grzegorzewska) to oczywiście komedia, pozwalająca aktorom pokazać wachlarz swoich aktorskich możliwości, wykorzystanych w tym spektaklu bez zarzutu. Niby banalna historyjka, powodująca wybuchy szczerego śmiechu, ale i zawieszającego się w nagłym opadnięciu ust.
Muszę przyznać, że Alex- Andrzej Dopierała (reżyseria, scenografia, opracowanie muzyczne) świetnie dawał uszy po sobie i podkulał ogon, kiedy trzeba było, ale i warczał, kiedy nabierał odwagi. Zoe (Anna Kadulska) wygrywa niuanse w słowach i spojrzeniach jak wirtuoz sonaty. Na dodatek nie można się napatrzeć na jej piękną naturalność, uwydatnioną „domowym” kostiumem (Ewa Dopierała). Adam, przyjaciel domu (Dariusz Wiktorowicz) wnosi intrygujący niepokój i ten rodzaj ciepła, który każe otworzyć drzwi domu bez względu na porę.
Siedziba Teatru Bez Sceny (w budowie) ma już swój klimat.
Andrzej Dopierała, twórca teatru, jest konsekwentny i cierpliwy.
Robi swoje.
I to jest najważniejsze.
Teatr Bez Sceny, Katowice
Psiunio Agnes i Daniela Besse
premiera 25 października 2014
Brak komentarzy