Literatura pisana przez kobiety ma zawsze płeć i deprecjonuje się ją przymiotnikiem „kobieca”, nawet, jeśli jest „męska” w sposobie ukazywania emocji. Jakże często w tekstach recenzujących twórczość pisarek porusza się problem płci. Pisała o tym wielekroć Erica Jong. Pisarze to twórcy, płeć jest oczywistością. Pisarki to najpierw kobiety. Literat to mężczyzna, literatka to mała szklaneczka o pojemności stu gram. Jeśli recenzent chce dowartościować poetkę, nazywa ją „Herbertem w spódnicy”.
Kobiety powinny pisać jak kobiety, skoro inaczej postrzegają świat. Problem w tym, by kobiecości nie kojarzyć tylko z falbankami, zwiewnością i sentymentem. Dopóki „kobiece” będzie synonimem drugorzędności i banału, dopóki będzie skazą, dopóty kobiety będą zadowolone z komplementów o męskim pisaniu. Męskim, czyli mądrym, zdystansowanym, odważnym, będącym wzorcem doskonałości.
Pozwalamy, by nas protekcjonalnie poklepywano po ramieniu, by pobłażliwie odnoszono się do naszego pisania, skupiając uwagę bardziej na wyglądzie autorki niż na wartości tekstu. Pisząca kobieta musi się zmierzyć z upokorzeniami, wiedziała o tym Simone de Beauvoir. Ileż to razy słyszałam pytanie: Czy ktoś widział ładną poetkę? Jak ktoś nie zachwyca urodą, musi nadrobić mądrością, jakby jedno wykluczało drugie.
W kwestii seksu panują niepisane, choć utrwalone uprzedzenia, nawet dzisiaj. Dobre kobiety piszą rodzinne, ciepłe powieści, sagi przedstawiające dzieje kilku pokoleń, historyczne opowiastki, romansidła mało wartościowe literacko. Skupiają się na wartkiej akcji, nie wnikają w motywy postępowania bohaterów, psychologię omijają szerokim łukiem. Nie naruszają obyczajowego status quo. Takie powieści, rzecz jasna, są potrzebne.
Rozpustnice, rozprawiające w powieściach na temat demonów seksu spotykają się z chłodniejszym odbiorem, a nawet złością czytelniczek – to reakcja tych, które nigdy nie odważyły się być wolne i zaakceptować własnej seksualności. Z wściekłością nazywają taką autorkę niemoralną osobą i oficjalnie nie przyznają się do czytania „takich” książek, skreślają je odgórnie albo czytają, kiedy nikt nie widzi, zachowując się tym samym jak ów tatuś, kodujący nastoletniej córce dostęp do telewizora. Inaczej mówiąc: osobowość autorki, jej „moralność” ma ścisły związek z tematyką powieści. Idąc tym tropem należałoby autorkę kryminałów utożsamić z bohaterami jej książek, najlepiej z mordercą.
Ileż to razy słyszałam: jak ci nie wstyd, mogłaś sobie ten opis darować, przecież i tak każdy się domyśli, co robili. Scena inicjacji seksualnej w powieści z gatunku młodzieżowej, napisana prawie dwadzieścia lat temu, do dziś niektórych oburza. Powieść jest zalecana jako szkolna lektura, więc mogłaby być punktem wyjścia do rozmowy na tak zwane trudne tematy.
Tematy tabu bezkolizyjnie mogą poruszać pisarki w podeszłym wieku, bo wtedy są na tyle przeźroczyste, że ich dywagacje, nawet o seksie, mogą wyglądać na życiową mądrość, a nie prowokację i zachętę do nawiązywania kontaktów.
Anais Nin, którą jedni kochają, drudzy nienawidzą, spisała w swoich dziennikach wszystko, co było przez wieki przemilczane w książkach kobiet. A jednak usunęła ze swoich książek wiele scen erotycznych. Kiedy Erica Jong zapytała dlaczego, Nin odpowiedziała, że z obawy przed niepoważnym traktowaniem przez wydawców, którzy tak właśnie postrzegają kobiety, mające odwagę czynić intymne zwierzenia w książkach, zamiast zachować je do kawiarnianych pogawędek. Nie miał podobnych problemów Henry Miller, z wielu powodów, także i z tego, że czytelnicy przyzwyczajeni byli do słuchania, co mężczyźni mają do powiedzenia na temat kobiet, a nie co kobiety same o sobie sądzą.
Więcej na ten temat w mojej książce „Autoportret z Lisiczką”, wydawnictwo Mała Kurka.
22 komentarze
Znalazłam w „spamie” długiego e- maila od Marty pt. „czas płynie”. Mam już „obcykane” jak ze „spamu” przenieść do „odebranych” i udało się! Nie, to nie jest moja zasługa ale tego mojego młodszego dziecka, który uczył się Internetu od postawówki. Wracając do początku niniejszego wpisu, to nie mam czasu na odpowiedź, bo zajęta jestem życiem w realu. Ale, odniosę się do pytania zamieszczone na końcu wspomnianego na wstępie e- maila: „jak u Ciebie?” Och, żesz! Toż to jest to samo pytanie, które Autorkę wkurza (co słychać?) ino zadane innymi słowami i odpowiem propozycją Marty: zależy gdzie się ucho przystawi. Pozdrawiam, Iza.
Pytanie wyrwane z kontekstu moglo zabrzmiec tak, jak piszesz. Zadalam je w liscie prywatnym, nie widzę więc powodu, by je upubliczniac.
Pytanie podałaś na końcu e- maila, więc nie jest „wyrwane z kontekstu”. A tak na marginesie, to w liście prywatnym do Ciebie podałam mój przepis na paellę. Bez mojej wiedzy i zgody umieściłaś ten przepis na swoim blogu. A teraz takie pouczenie odnośnie „upubliczniania”. Pozdrawiam Wszystkich, Iza.
Izo,nie rozumiem Twojej nagłej zmiany w naszych stosunkach. Jeśli pamiętam, wówczas nie miałaś nic przeciw temu. Przepraszam, jeśli zrozumiałam inaczej. Spójrz jednak na komentarze pod owym wpisem, bynajmniej nie świadczą o Twoim niezadowoleniu. Oczywiście mogę ten wpis skasować, jeśli tylko sobie zażyczysz. Czasem cytuję listy Czytelników, zawsze jednak pytam o zgodę. Upublicznienie przepisu nie wydało mi się niczym zdrożnym. Jeśli jednak uważasz inaczej, to raz jeszcze przepraszam.
Mnie nie pytałaś o zgodę, ale jak napisałam wcześniej nigdy nie korzytałam z „copyright”, więc nie musisz usuwać mojego przepisu. Pozdrawiam, Iza.
Tak, potwierdzam, ze pani Marta pyta o zgodę na zamieszczenie fragmentów czyjejś korespondencji; kiedyś pisałam prywatnie na pewien temat i pani Marta spytała, czy może umieścić fragment mojego listu na Facebooku.
Prawo autorskie (ang. copyright, symbol: ©) – pojęcie prawnicze oznaczające ogół praw przysługujących autorowi utworu albo zespół norm prawnych wchodzących w skład prawa własności intelektualnej, upoważniających autora do decydowania o użytkowaniu dzieła i czerpaniu z niego korzyści finansowej( z wikipedii). We wpisie, ktory zotsal zamieszczony na blogu autorka napisala w tytule „Paella Izy”, dalej napisala, ze Izy z koszalina. Tak więc copyright nalezy do Pani, nikt go Pani nie zabrał. Pani Iza zamiescila kilka komentarzy, w ktorych dopowiada szczegóły przyrządzania tejze potrawy. Wnioskuję, że się panie znały ( zwracacie się do siebie po imieniu), więc moze dlatego pani Marta nie zapytała, czy moze zamiescic przepis. Jesli pani Iza byla temu przeciwna, mogla od razu interweniować. Zresztą i tak są zamieszczone przeprosiny pani Fox, więc nie widzę problemu.
Ja też nie widzę problemu, o czym napisałam wcześniej. Marto, wreszcie- poniekąd dzięki moim wpisom- odezwała się prawniczka Monika, która w razie czego Ci pomoże… Jeszcze raz zaznaczam, że z mojej strony, jesli chodzi o paellę (czyta się: paeja), nic Ci z mojej strony nie grozi. Pozdrawiam, Iza.
No właśnie! – masz Marto od Izy na piśmie, że nic Ci nie ’ grozi „. I mam nadzieję, że szpilka, w tak fajne relacje, wbita. długo nie posiedzi w sercu. Ani jednej ani drugiej, tego nie życzę. Pogodzą się już po za naszymi oczami ( czyt. bez świadków ). Pozdrawiam, K.
A ja sobie pozwolę, Marto, się z Tobą nie zgodzić. I parafrazując Twoje słowa: ” Literat to człowiek, któremu pisać jest trudniej niż innym ludziom „– Thomas Mann. A literatka, to, li tylko malutka szklaneczka, i nic po za tym.
Miłego wieczoru, K.
Krystyno! Nie rozumiem tej „szpilki” (czytaj: kto ją wbił?). Tych „fajnych relacji” też nie kumam… A jeśli chodzi o ostatnie Twoje zdanie to nie ma takiej opcji. Masz mojego e- maila i jeśli napisałam coś niezrozumiałego…
Jeszcze raz dziękuję Marcie, wszystkim „dziołchom”- chociaż jeden mężczyzna mi się kojarzy… z paellą moją mi się kojarzy. Może źle kojarzę, więc wybaczcie mi. Jestem baaardzo zajęta (Krystyna wie czym) a Wy, czytelnicy Marty bloga, lepiej abyście nie wiedzieli i z ufnością w sercu remontowali Wasze „home” jak Krystyna i ja. Pa, Iza.
Ps. Lubię- to za dużo powiedziane- jezyk angielski za to rozróżnienie home- house, bo po naszemu jest ino dom, co dla mnie- budowlańca- z robotą do wykonania się kojarzy. A w domu („home” po ichniemu) można wykonywać… nie tylko remonty.
A fe Izo,publiczne cytowanie prywatnego listu bez zgody autora to chamstwo. Nijak to się ma do skopiowania „twojego” przepisu na paelę, bo to przecież instrukcja wykonania czegoś a nie osobiste pytanie między znajomymi (przyjaciółkami?).
Po co był ten twój wpis skoro nie ma związku z tekstem bloga Marty?
Wygląda na to, że chciałaś wszystkim pokazać, że masz z Martą prywatne relacje. No i angielski znasz, wiesz też jak się czyta słowo paella, no, no.
Przy okazji, nie potrzebuję remontowania mojego home’a. Wygląda na to, że twój potrzebuje ogłady.
Cyżby? Uważam, że mój wpis ma związek z wpisem Marty, albowiem poleca swój „Autroportret z lisiczką”, w którym cytuje list Zofii Chądzyńskiej, tłumaczki Marty twórczości. Z tego co pamiętam Panie Pisarki nigdy się nie spotkały ino listy do siebie pisały. Owszem, można mnie nazwać „budowlanką” ( pozdrowienia dla Krystyny), bo budowlankę ukończyłam- tak nazywali w mieście MOJĄ SZKOŁĘ; na samych bdb ukończyłam. Z uwagi na ten mój sukces zostałam wytypowana na studia dla wiceprymusów PRL-u i wybrałam studia we Wrocławiu (taki sam sukces odniósł J. L. Wiśniewski). Aha, bedąc studentką, na dworcu we Wrocławiu spotkałam mojego kolegę z budowlanki- technikum Budowlane w Koszalinie, ul. Jedności 9- wówczas studenta Akademii Teatralnej w Krakowie i przegadaliśmy w pociągu całą noc. Kolega z budowlanki jest Aktorem; napisałam z dużej litery, bo mój syn jego kwestie z filmów mi cytuje. Nie o tym miałam… Zofia Chądzyńska kojarzy mi się z Gombrowiczem i w ostatnim e- mailu do Marty napisałam, że tegoroczne tematy maturalne mnie zdołowały, BO liczyłam na Gombrowicza a tu znowu noblista Sienkiewicz oraz Wyspiański. Do Wyspiańskiego nic nie mam- utalentowany- ale do Sienkiewicza owszem; uważam, że napisał jedną fajną książkę i kupiwszy sobie dworek w Olęgorku (piszę z pamięci, bo nie mam czsu na sprawdzanie czy to był Olęgorek czy Olengorek a może teraz Olegorek?, bo te nasze „ogonki” przy samogłoskach światowe nie są) powinien cieszyć się życiem we dworku w Olęgorku. Ta nazwa z „ę” mi się sama napisała więc „może to dobrze?” Jak napisałam wyżej, nie mam czasu na skracanie, bom zajęta życiem w realu. Jeszcze raz pozdrawiam Wszystkich, Iza.
cd. (he, he). Aby zakończyć bezzasadny spór pozwolę sobie zacytować opinię Pani Profesor Ewy Nowińskiej, dyrektor Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ:- „Według kodeksu cywilnego, tajemnica korespondencji jest jednym z dóbr człowieka, które podlegają ochronie. Kolejny zapis, regulujący tę kwestię znajduje się w Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Precyzuje on, że osoba, do której korespondencja została skierowana, ma prawo nią dysponować.” (żródło- wybory.onet.pl). Wiedziałam, jak na WIEDŹMĘ przystało, że Marta miała prawo zamieścić na swoim blogu wiadomości z moich e- maili do niej, ale ja też takie prawo mam. Z uwagi na powyższe, moje parę słów do Moniki i Brzozowej: uczcie się dziewczyny, zanim się wypowiecie. Pozdrawiam, Iza.
Ps. Jak studiowałam na studiach inżynierskich miałam wykłady z prawa i Profesor kazał nam zapamiętać raz na całe życie: niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie. Jeszcze inną kwestię podawał: nieznajomość prawa nie tłumaczy.
Izo, albo masz kiepską pamięć, albo pani profesor nie podała całej prawdy o zasadach funkcjonowania prawa w Polsce – up to you. W Polsce funkcjonuje system prawny a nie zbiór autonomicznych przepisów prawnych. Publikując cudzy list do nas skierowany mamy do tego prawo, ale trzeba się zastanowić, czy nie narusza on czyjegoś dobra czyli innego przepisu, lub czy nie zrobi to komuś przykrości. Cytaŧ z listu Marty nie stanowi (moim zdaniem, ale sądzę,że Marty też bo ona nie jest małostkowa) naruszenia jej dóbr osobistych. Świadczy tylko o tobie, niestety nie najlepiej. Jest wszak prawo moralne, empatia czy najmądrzejsze przykazanie – nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Profesor ci powiedział, nawet pamiętasz, szkoda, że nie stosujesz.
A tak już odnośnie meritum sporu – kiedy Marta Fox jest pytana kilkadziesiąt razy w ciągu roku przez dziennikarzy co u niej słychać, może się w końcu trochę zirytować, wszak ma ogromny dorobek literacki na temat którego zapewne pytający dziennikarz niewiele wie, stąd pyta ogólnie.
A jak to u ciebie? Dziennikarze cię zmolestowali pytaniami co słychać, że nie masz czasu odpowiedzieć?
Znaj proporcje kobieto.
Ech! szkoda, bo zabrakło mi choćby jednego zadnia, jednego nazwiska kobiety …?.
Czy kobiety potrafią pisać lekko, łatwo z dystansem i dowcipnie?
Mam już dość dołów i poszukiwa cienia u Jelinek i innych ciężkich przypadków depresji w innej kobiecej literaturze.
Eee, nie chce mi się dosłownie cytować fragmentow starego dobrego art, jak to jedna znamienita pisarka, obsmarowała pupę drugiej znakomitej pisarce – dlaczego? -, bo jedna z nich zadziwiająco dobrze wyglądała jak na swoje lata – zazdrośnics skwitowała to tak – musi mieć młodszego kochanka:)
Życzę poczucia humoru wszystkim piszącym kobietom 🙂
Nie za bardzo rozumiem, czego Pani brakuje. Czy przykładów? Jeśli Pani sprecyzuje swoje oczekiwania, chętnie podam. Nie znam tez wspomnianego artykułu. Czyżby mowa o Nałkowskiej i Dabrowskiej? Joanna Chmielewska miala świetne poczucie humoru. Przynajmniej we wczesnych jej powieściach. Pozdrawiam.
I tutaj – kocico! – muszę przyznać Ci rację, ale tylko jeżeli chodzi o doły, które też mam po przeczytaniu E.Jelinek. Jednak zafunduj sobie, którąś z książek V. Rudan, z którą R. Grzela, w swojej książce pt. ” Hotel Europa – rozmowy ” przeżył traumę, podczas wywiadu z nią. A jedna z jej książek ” Miłość od ostatniego wejrzenia „, którą dedykuje ” polskim siostrom, które zabiły męża „, to dopiero „kobieca literatura”. Do końca jej nie przeczytałam. I nie wiem, czy zmierzę się z jej ” Murzyni we Florencji „. A zaznaczam, że nie należę do delikatnych istot, które to byle przekleństwa gorszą. A na Twoje pytanie; ” Czy kobiety potrafią pisać lekko, łatwo z dystansem i dowcipnie? – odpowiadam, że aż za dużo takich kobiet, które tak piszą. Marto! – dla Ciebie nie wiem, czy na pocieszenie, ale oprócz przytoczonego przez Ciebie przykładu literat – literatka, to jeszcze są: kominiarz – kominiarka, marynarz – marynarka, reżyser – reżyserka, dyplomata – dyplomatka, pilot – pilotka, budowlaniec – budowlanka itd. Pozdrawiam, K.
Z tą „budowlanką” nie trafiłaś Krystyno, o czym napisałam wcześniej. Owszem, czasem gdy gadam z fachowcami mówię, że jestem budowlańcem, wszak TB w Koszalinie ukończyłam. Ale, gdy negocjacje nie idą PO mojej myśli mówię: jestem PO budownictwie i… „uszanowanie dla pani inżynier” słyszę. A POtem wszystko jest tak jak zaprojektowałam. Dobranoc, Iza.
I – gitara! – Izo! – kto zabroni Alutce…? Nie będę się tłumaczyć z tego co tutaj piszę, ale jedno Ci powiem, że nikogo nie miałam zamiaru obrażać, i jestem pewna, że nie obraziłam 🙂 Wymieniłam kilka zawodów w różnych ( męskich i żeńskich ) rodzajach. Bo taką myśl, podsunął mi temat Marty. Chciałam tylko do niego, nawiązać i zaznaczyć, że nie tylko literat i literatka, mają w rodzaju żeńskim, coś takiego, jak – uprzedmiotowienie. To, że Twój zawód m.in. zawodami, się znalazł, to jest li tylko czysty przypadek 🙂 Więcej luzu – IZA! Czyżbyś straciła zupełnie, z powodu nadmiaru zajęć, tak cenione przez nas, Twoje poczucie humoru? Jeżeli – tak! To będę wpisywała się tutaj z większą ostrożnością i uwagą, żeby Cię nie dotknąć. Chociaż Ty to robisz z całą siłą. Dla zakopania topora…, podam jeszcze jeden zawód, który uprzedmiotawia, w obu rodzajach: adwokat – adwokatka. Mam nadzieję, że nie obraziłam p. Moniki 🙂 Bo w rodzaju męskim, to pyszny, jajeczny likier, a w rodzaju żeńskim teczka na dokumenty, noszona przez adwokatów i 2 adwokatki, a może 3,4, 5…, wszystko zależy od apetytu, (o którym już tutaj wspomniałam), na pyszny likier jajeczny.
Pozdrawiam, K.
Krystyno, mnie nie obraziłaś bo jak napisałam wcześniej… Kto ciekaw nich przeczyta. W poniedziałek zaprzyjaźniłam się z budowlańcami, którzy remontują połowę mojego „home” i od trzech dni jestem uchachana od rana do wieczora, BO lubię męskie poczucie humoru. Aha, w tej nieremontowanej części mojego „home” robimy sobie przerwy w pracy, kawki, herbatki i „rozmowy Polaków” co po „tych samych pieniądzach” oraz doświadczeniach są. U mnie cudnie, czego i Tobie życzę. Żegnam Wszystkich, miło było Was poznać. Pa, Iza
Ja raczej za męskim poczuciem humoru nie przepadam, ale każde poczucie, współczucie, uczucie itd ;), jest mile widziane. Tym bardziej tutaj! – jako czująca się wpisuję do kolejki, wszystkich dziołch(ów) – czujących to samo 🙂
Miłego popołudnia, K.