Upalny weekend bardzo długi
Pomyślałam dzisiaj, że są ludzie,którzy mają dni wolne od początku do końca. Od rana do nocy i w nocy też mająwolne. I to takie bardzo wolne, że nic nie muszą nie tylko robić, ale przedewszystkim myśleć. Nie ma tej szansy pisarz, bo zawsze mu po głowie zajączkiburmistrzują. Samodyscyplina narzuca rygor większy niż jakikolwiek dyrektornarzucić potrafi. Nawet w nocy śnią się sny, które czasem warto zamienić wliteracki ekwiwalent, jak to zrobiłam choćby w tym wierszu:
A może sen?
Czułam twój oddech na szyi.
Jak dobrze, że to nie sen –pomyślałam.
Czekaliśmy. Pociągi przejeżdżały.
Na co czekamy? – zapytałam.
Na nas – odpowiedziałeśspokojnie.
Jak to na nas? – zdziwiłam się.
Przecież my jesteśmy. Stoimy naperonie.
A jeśli nas nie ma? –wystraszyłam się –
to kim są ci, którzy czekają?
A jeśli jesteśmy – to ktowysiądzie z pociągu?
Jakwięc wyfrunąć ze swojej głowy?
Jak odpoczywać bezmyślnie i niepracować, leżąc na łące?
Bynajmniej nie narzekam, ani niechwalę się pracowitością, choć to zaleta, będę się przy tym upierać wbrew innyminteresującym na ten temat poglądom.
Po trzech miłych dniach w Płocku ispotkaniach autorskich, wróciłam na chwilę do domu, by pozałatwiać sprawy,które nagromadziły się na biurku i w komputerze. Dwa dni z rzędu od rana donocy przy tej „biurce” mojej, ale wczoraj dałam się Januszkowi wyciągnąć do lasu. Tak go zagadałam, żesię zagapił i nie wiedział, gdzie jest. Bardzo to lubię, bo wtedy można „pobłądzić”,iść przed siebie z pytaniem – ciekawe dokąd ta ścieżka nas zaprowadzi.Licytujemy się wtedy i bynajmniej nie chodzi o to, kto będzie miał rację. Potemspostrzegamy, że oto zrobiliśmy 10 km dla przyjemności. Wracamy do domui pijemy na balkonie kawę lub piwo. Tak ciepło, tak miło, jakby to był upalnylipiec,a nie kwiecień. Dzięki słońcu kwiecień w tym roku nie jest dla mnieokrutny.
Jutro wyjeżdżamy z przyjaciółmi, którzyprzyjechali do nas z Mazur. Spędzimy dwa dni w Krakowie, z siedzibą na Kazimierzu.Potem jedziemy w Beskid, do Wisły i Lipowej koło Żywca. To ja jestemkierowniczką wycieczki i zamierzam się porządzić. Jagoda chętnie oddaje miwładzę, bo na co dzień jest dyrektorką i chce odpocząć do decydowania. Przygotowałamplan wedle własnego widzimisię, same zaułki tajemnicze będziemy oglądać, jak imsię nie spodoba, zawsze mogą wrócić do tego, co znają, heheh.
7 komentarzy
Pani Maro Droga, czekalam bardzo na nowy Pani zapis na blogu – i znow dostarczyl dobrych impulsow, nawet Pani chyba nie wie jak sa i nam potrzebne Pani zapisy !Pani Marto, a Lipowa obok Zywca – tam przeciez pomieszkuje Pani Jolanta Stefko, poetka, ktorej wiersze sa niezwykle !
Bardzo zazdroszczę – KRAKOWA! Kocham to miasto. Ile razy tam jestem , czuję się, jak u siebie. Gdybym miała pieniądze, to kupiłabym sobie tam małe mieszkanko. Pozdrawiam i mocno ściskam, K.
Bardzo zazdroszczę – KRAKOWA! Kocham to miasto. Ile razy tam jestem , czuję się, jak u siebie. Gdybym miała pieniądze, to kupiłabym sobie tam małe mieszkanko. Pozdrawiam i mocno ściskam, K.
Bardzo zazdroszczę – KRAKOWA! Kocham to miasto. Ile razy tam jestem , czuję się, jak u siebie. Gdybym miała pieniądze, to kupiłabym sobie tam małe mieszkanko. Pozdrawiam i mocno ściskam, K.
Pani Marto, mysle o snie-wierszu Pani; o stawianiu pytan … ….Czasem mamy trwoge przed czekajaca odpowiedzia, ale czy to zwalnia nas od pytania i dociekania ?
Ojej! Pani Marto, od razu zwróciłam uwagę na ten wiersz w „Rozmowach z Miro”. Cudny Daje wiele do myślenia. Podoba mi się też strasznie „Samotność”. Piękna i prawdziwa interpretacja tego stanu. A co do kawy na balkonie- również uwielbiam rano usiąść z filiżanką w ręku i odetchnąć świeżym powietrzem.
Wyprawa była cudna,a Kierowniczka sprawiła się na medal.Nie dość że było miło i atrakcyjnie to jeszcze reszta została! Już czekam na następną wycieczkę:-)) Pozdrawiam najcieplej