Melancholia i mózg
Kiedy mój stan można określić,jako ten z poprzedniego wpisu, czyli „od strony do strony”, powinnam pomiędzy oglądać tylko filmy o rybce Nemo, szczęśliwym pingwinie i gotować krupnik. W żadnym razie nie wtopić się w „Melancholię” Larsa von Triera. Ale stało się. Rokowania związane z zakończeniem powieści stają się marniejsze, bo myśli pobiegły w inną stronę.
Nie śledziłam recenzji po premierze filmu, zapamiętałam jedynie, że to katastroficzny film o końcu świata i także o depresji, zwanej w dawnych leciech melancholią. Dla mnie to rzecz o depresji totalnej, która jest końcem świata. Dlatego cierpiąca kobieta nie boi się,kiedy realny koniec nadchodzi i ona jedna potrafi wymyślić rytuał pożegnania,którym złagodzi lęk siostry i uratuje przed nim siostrzeńca. Są w filmie dwie sceny, które depresję pokazują tak, że cierpłam.
Pierwsza, kiedy Claire (Charlotte Gainsbourg) rozmawia z chorą siostrą, Justine(Kirsten Dunst) przez telefon. Spokojnie i ciepło, jak małemu dziecku, mówi: Podjeżdża taksówka, nie bój się, kochanie, podejdź, otwórz drzwi i wsiądź, o nic się nie martw, kierowca wie, gdzie ma jechać, zapłacę na miejscu,tylko wsiądź, wsiądź do niej, kochanie.
Sama byłam w podobnej sytuacji przed laty. Gdyby nie taksówka, którą zamówiła przyjaciółka i podesłała pod mój dom, gdyby nie to, że odbierała mnie z samochodu i prowadziła potem za rękę, jak dziecko…ech!
Druga scena: Claire prosi chorą siostrę, by się wykąpała. Przygotowuje kąpiel, rozbiera siostrę i prosi, by dokonała heroicznego wysiłku podniesienia nogi do góry i wejścia do wanny. Niestety, wysiłek jest zbyt wielkim psychicznym obciążeniem dla chorej.
Kirsten Dust gra chorą perfekcyjnie.
Opadnięte powieki, kąciki ust. Ta twarz potrafi się na chwilę rozjaśnić, zagrać udawaną radość, w której smutek nie znika z oczu. W dniu ślubu chora się mobilizuje. Ale jednocześnie „wyczynia” szereg zachowań niezrozumiałych dla zdrowego człowieka. Tak to bywa w depresji, że nawet wciągu jednego dnia można się zmobilizować na dwie godziny do rozmowy czy wykonania perfekcyjnie konkretnej pracy.
Te stany obniżonego nastroju, które nazywane są przez wielu depresją, są niczym innym, jak zwykłą chandrą.Depresja to koszmar z obrazów Goi i Boscha. Depresja to koniec świata.
To taki stan, w którym wiesz, że na stoliku obok leżą tabletki, które Cię uratują, trzeba tylko wyciągnąć rękę,połknąć, popić. I tego właśnie nie można zrobić, tak samo jak nie można wsiąść do taksówki, czy podnieść nogi na wysokość wanny.
Stos książek do czytania powiększył się:
- Semir Zeki, Blaski i cienie pracy mózgu. O miłości, sztuce i pogoni za szczęściem.
- Paul Martin, Umysł, który szkodzi.
- Elliot Aronson, Przypadek to nie wszystko.
- Sławomir Mrożek, Dzienniki, tom II
I zaprawdę, zaprawdę, powiadamWam – bliski jest dzień, kiedy zarzucę pisanie i zawezmę się na czytanie.
14 komentarzy
Oby nadszedł jak najprędzej! Dla Twojego lepszego samopoczucia.
Mądre kobiety uratują ten świat, napisałam kiedyś do Ciebie. Masz mojego „Nobla” za odwagę dzielenia się doświadczeniem, a konkretnie za to co po słowach: „Te stany to… ” Z powodu tych tabletek życie stracił mój mąż i siostra, ja je po miesiącu odstawiłam… Dostałam je bo przez tydzień budziłam się o 3. w nocy, była pełnia Księżyca. Jestem meteopatką jak mój mąż i siostra. Mój mąż brał leki powodujące depresję i leczony był… lekiem antydepresyjnym. Wybacz mi, że przestałam pisać „liściki do Ciebie”. To jest związane z moim noworocznym postanowieniem: unikać tego co „powinnam”- powinnam odpisać- oraz wykasować słowo „muszę”, bo musi niewolnik. Ale jak napisałś to co zacytowałam na wstępie to moje postanowienia noworoczne poszły się bujać… powinnam napisać słowo zaczynające się na „j”, którego nie lubisz, bo bardziej mi pasuje; mocne jest tak jak Twój wpis na blogu. MUSIAŁAM odpisać, bo POWINNAM podzielić się doświadczeniem. Z uwagi na porzednie zdanie miałaś rację odnośnie postanowień noworocznych. Pa, Iza.
Iza:Masz rację. Nie wolno przyzwyczajać się i innych „do”.Ponieważ mam drzazgi w sobie, więc pomyślałam, że się zawiodłaś. Nie tego oczekiwałaś.Pozdrawiam serdecznie.
No cośTy? Jak ja miałabym się zawieść? Zawód jest wówczas gdy ma się oczekiwania. „No pomyś troszeczkę i będziesz wiedziała”- cytuję moje dziecko, gdy tak mi oddawał moje słowa. Czego ja mogłam oczekiwać od Ciebie? A jeśli chodzi o te „drzazgi” to mam jakby więcej od Ciebie, ale radzę sobie będąc dobrą dla siebie. Jakiś Mistral mnie ostatnio nawiedził, idiot jeden nie wiedział kiedy. Przyleciał zaraz po tym jak dostałam rachunek za EE w wysokości mojej renty- mam ogrzewanie elektryczne. Ale dzisiaj sobie odleciał i jest cudna pogoda, Słońce świeci za darmo. Pa, Iza.
Dokladnie, mam takie same skojarzenia, wielki wysilek …Dokladnie, mam takie same skojarzenia, wielki wysilek wejscia na szczyt by podniesc noge do gory, by usiasc. A potem, albo przed, w zaleznosci od pory dnia „spinam się” bo praca. Gdzie zamieniam sie w automat, pracujac z poczucia obowiazku w „robocopa” marzacego, by wreszcie to sie skonczylo. Aby uciec do domu, do swojej jaskini. Gdzie i tak nie ma wytchnienia, tylko potworne poczucie winy, lek i marzenie by zakonczyc ,,,. Ale byla przy mnie Malgosia.Jezeli czegos sie lekam, tak naprawde, to chwili, gdy to potworne uczucie, stan duszy wróci. Staram sie, dbam by nie wróciło, ale przeciez najmniej mozna byc pewnym wlasnego umysłu.~adam r, 2012-01-28 13:55
Adam:Tak, najmniej można być pewnym własnego umysłu, tego co wyprodukuje niezależnie od nas – albo nie wyprodukuje, skazując nas na „brak”. Swoją jaskinię nazywam „dziuplą na V piętrze”. I mimo że tam bezpieczniej, to i tak nie da się głowy zadziuplić.
Pani Marto, i czytanie i pisanie jest, według wielu, procesem twórczym. Szczególnie czytanie poezji. Są ludzie, którzy potrafią pisać bogate w formie i treści listy czy eseje, a nie potrafią napisać powieści czy też poezji. Poza tym to pewnie jest i przymus pisania (Pani wie to lepiej niż ja), jak i przymus czytania. Według mojego osądu sytuacji to Pani nie grozi zarzucenie pisania ! – to dopiero byłoby dla czytelników fatalne !!! – ho-ho ! Antonia Susan Byatt mówi, że pisanie i czytanie są równorzędne; ja jednak tylko mogę się tym pocieszać, bo niestety brak mi tej wewnętrznej umiejętności napisania KSIĄŻKI! (W kursy tzw.kreatywnego pisania nie wierzę, i już).I jeszcze dziękuję, że wspomniała Pani o pomocy ze strony drugich, i to właśnie na przykładzie ze swojego życia. Za tę szczerość i autentyczność i naturalność wielu Panią ceni.
Kursy kreatywnego pisania wbrew nazwie nie nauczą kreatywności, jedynie rzemiosła. To i tak dużo.
depresje leczy się miłością … prawdziwą historie miłości przedstawia film pt „Historia św. Rity ” polecem …
depresje leczy się miłością … prawdziwą historie miłości przedstawia film pt „Historia św. Rity ” polecem …
Łejery: Tak, znam, widziałam, dziękuję serdecznie.
…podoba mi się uchwycenie tego wątku w którym pisarz porzuca pisanie i oddaje się pod wolę oczytania…czyż by miał zamilknąć na wieczność…
A mi wczoraj zmarła mama, i zamiast – płakać, tak, jak moje siostry, to nucę sobie, po nosem – jej ulubioną piosenkę. Śpiewał ją bardzo dawno temu, Mieczysław Wojnicki – ” Jabłuszko pełne snu ” . Wiele bym dała, żebym mogła sobie popłakać.Pozdrawiam, Krystyna
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114875,11073670,Wislawa_Szymborska_nie_zyje__Noblistka_zmarla_po_dlugiej.htmlNasza najwspanialsza noblistka będzie z nami obecna już tylko za pośrednictwem jej twórczości.