Uczyła mnie, ze trzeba „żyć dokładnie, krótkimi zdaniami”, bo życie „trwa tylko kilka znaków pazurkiem na piasku”.
Uwierzyłam, że istnieje świat „wydanie II, poprawione” i że „nic dwa razy się nie zdarza”.
Przekonałam się, że choćbym nie wiem, jak długo „pukała do drzwi kamienia”, to nie wejdę, bo kamień nie ma drzwi, a ja nie mam zmysłu udziału.
Doświadczyłam, jak „wiele zawdzięczam tym, których nie kocham”.
Pytałam, jak ona: „Skąd się ta przestrzeń bierze we mnie” i odpowiadałam: „Nie wiem”.
Zadawałam pytania naiwne,wierząc, że są najmądrzejsze.
Zrozumiałam, że „największą rozpustą jest myślenie”.
Wiem, czym jest „radość pisania i zemsta ręki śmiertelnej”.
Nieraz myślałam: „Tyle wiemy osobie, ile nas sprawdzono”.
Niekoniecznie podzielałam jej definicję patriotyzmu: „Bez tej miłości można żyć – ale nie można owocować”.
Często pocieszam siebie i bliskich, nie martw się, ważne jest to i to, a „reszta to krecia robota i wiatr”.
Zasnęła Poetka „staromodna, jak przecinek”. „Zdarzyć się mogło. Zdarzyć się musiało”.
Zabrała ze sobą wiersze, te nienapisane.
Była mądra, wyciszona, żartobliwa.Kochała pointy i gadżety.
Jej poezja była rozumiana także przez ludzi spoza literackiego klanu.
Dlatego napisałam 15 lat temu książkę radosną, dla ludzi, którzy lubią czytać wiersze, choć nie wiedzą, co to metafora.
7 komentarzy
Jej wiersze były czymś więcej. Jeden z dwóch szczególnie przeze mnie zapamiętanych nosi tytuł „Obóz głodowy pod Jasłem”. Lubię go nie tylko dlatego, że opowiada o tym, co kiedyś miało miejsce w mojej okolicy. Piękny.Drugi to „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”. Bo przecież „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”… Pozdrawiam, Ania z Jasła.
Lubilam patrzec sie na nia.Pamietam jej wywiad po otrzymaniu nagrody Nobla, ten jest spokoj i tak jednak zywe oczy ,ktore jakby mowily ze zrozumialy wszystko dlatego trzeba-powinno sie ukryc to co najwazniejsze w pozorach statecznosci,powsciagliwosci ,a jednak w ostentatycznej formie gestow jak jej pozy na zdjeciach.-przeczytaj i zrozum to o czym pisze-tam jest wszystko.,ja soba niczego nie musze dopowiadac,czy udawac.Lubie jej wiersze,ktore zmuszaja do myslenia.Pozdrawiamwww.dsdm.bloog.pl
Może się narażę, ale ja, na W. Szymborską – nie lubiłam patrzeć. Dużo się w tej chwili mówi o niej, bo śmierć budzi w nas wspomnienia. Ale wkurzało mnie, jak obnosiła się ze swoim paleniem, jak zachłannie zaciągała się papierosem, i, jak smrodziła ludziom pod nosem. W jednym z wywiadów – powiedziała do dziennikarza – ” a niech mi pan pokaże dzieło – niepalącego „. To prawda, że wielu poetów, pisarzy, malarzy, aktorów, i artystów różnej maści – znajduje się w szponach nałogów. Tylko wielu z nich jest lub było miernymi twórcami. Czego nie da się powiedzieć o W. Szymborskiej. Dużo wspólnego miała z M. Czubaszek. Obie nie lubiły(ą) gotować, namiętnie obie paliły(ą), była (jest) dobra w tym co robiła (robi). Obie dowcipne, inteligentne, z dużym poczuciem humoru na swój temat. Śmierć dosięgnie każdego z nas, ale czy musimy dokładać sobie – sami – gwóźdź do trumny. Może gdyby nie paliła, to jeszcze napisałaby kilka wierszy. A może, bez względu na wszystko – śmierć, przychodzi, w ten czas , który jest nam pisany. Krystyna
Wczoraj Marta Fox mówiła o W. Szymborskiej w radiu, tak zwyczajnie, ale nie o tym, jaka była tylko o tym, które z wierszy Noblistki lubi i ceni i jak one związały się z jej życiem. Ciekawe.
Co do tych „szponow nalogu”, to KAZDY posiada jakowes. Jest takie fajne powiedzenie rosyjskie: „Kazdyj po swajemu s uma schodit”, czyli: „Kazdy wariuje na swoj sposob”. Warto o tym pamietac.
Nie wiem, jaką osobą była W. Szymborska. Ale lubiłam i ceniłam jej poezję. Może prawdą jest, że nie trzeba poznawać twórców, których się uwielbia. W ten sposób spotykam się z Noblistką tylko w wierszach.I tyle wiem o niej, ile wyczytam.Wczoraj nagrywałam audycję w katolickim, intelektualnym radiu EM, ( nie mylić z Maryją) i opowiedziałam historię ze spotkania we Frankfurcie. Jedno jedyne spotkanie, kiedy patrzyłam na Noblistkę z odległości poł metra i króciutka rozmowa, po której mi było tak przykro, tak samotnie, że chciałam się ukryć w kącie. Prowadzącą stworzyła klimat odpowiedni i moze dlatego o tym powiedziałam.
Pani Marto, po wiadomosci o smierci pani Wislawy Szymborskiej mysle o Jej poczuciu humoru, o tej zartobliwosci, o ktorej Pani wspomniala w swoim wpisie. I widze caly czas Jej madre, lekko zartobliwe spojrzenie; Jej wyraz oczu zywy, bystry, zartobliwy (ale NIE zlosliwy, o nie!), i taki z dystansem, ale tez i nie z chlodem czy obojetnoscia. Wydawala moze dosc rzadko, ale to niezwykle, bo to co po Niej zostalo ma wage niezwykla – zycia malo, aby wszystko przekopac i wykopac z Jej tworczosci. I ta ZWIEZLOSC Jej wypowiedzi !!!