Mleczarnia we Wrocławiu …i
Najpierw powstała „Mleczarnia” wKrakowie, w dzielnicy Kazimierz, na ulicy Meiselsa 20. Właściciele odkryli tennapis pod warstwami lakieru i tak nazwali lokal.Kolejny o tej samej nazwiepowstał we Wrocławiu, na ul. Włodkowica 5. Ponoć tutaj dawno temu byłaszlifiernia diamentów (?) – muszę to sprawdzić.
Do tej modnej klubokawiarniwrocławskiej wchodziłam od strony ul. św. Antoniego, przez bramę, przez patioprzy synagodze Pod Białym Bocianem (odremontowanej). Lilianka, która mniewiodła tym skrótem, powiedziała, że na ulicy Antoniego jest dużo zakładówpogrzebowych i często są promocje, hio, hio.
Klub „Mleczarnia”, jak to się dziś mówi,kultowy, uwielbiany jest przez młodych. Nazwa mnie od razu najeżyła. Pomyślałam,że młode pokolenie, znające PRL z historycznych opisów lub wspomnień rodzicówczy dziadków, chętnie nazywa lokale słowami, które ja kojarzę z epoką mojegodzieciństwa. Moje pokolenie wolało przesiadywać w klubach typu „Czarny Salon”,bo tęskniliśmy za nastrojami rodem z francuskiego egzystencjalizmu, a jakże.
Wnętrze „Mleczarni” rzeczywiścienawiązuje do estetyki krakowskiego Kazimierza. Stare „singery” przerobione namałe stoliki, każde krzesło inne, szydełkowane obrusy, stare kredensy,fotografie na ścianach, świeczki, itp. No i ciemno, czyli nastrojowo.
To tutaj miałam spotkanie autorskie,organizowane przez SPP, to tutaj odbył się XX Turniej Jednego Wiersza im.Rafała Wojaczka, któremu przewodniczyłam jako jurorka.
Spotkanie prowadził AndrzejGaworski, doktorant Uniwersytetu Wrocławskiego. Świetnie się przygotował. Gdybyśmy rozmawiali w bibliotece, można byłoby sięskupić. W klimacie pubu, dymu papierosowego i szmeru rozmów, dochodzących z saliw głębi,wymigiwałam się od „skupionych” odpowiedzi i starałam się mówić bardziejdowcipnie niż refleksyjnie.
Zakochałabym się w tej „Mleczarni”, gdybym była 30lat młodsza.
Turniej był świetny.
Wzięli w nim udział młodzi i wśród 24 zaprezentowanych wierszy nie było tzw.niedrukowalnego. Turniej tego typu to trudna kategoria konkursu, bo jednymwierszem trzeba przekonać jurorów. A to znaczy, że wiersz musi nami potrząsnąć,rzucić o mur. Wiersz taki musi być, abyśmy go zapamiętali po pierwszym czytaniuna zawsze. I takich wierszy było co najmniej dwa, ale wybraliśmy jeden, botylko jeden mógł zdobyć główną nagrodę.Taka to już niesprawiedliwośćkonkursowa.
I tę nagrodę zdobyła kobieta, poraz pierwszy od 20 lat. Bynajmniej nie dlatego, że kobieta była przewodniczącą jury.
Od czwartku brzmi we mnie wiersz o „cholernymwewnętrznym pięknie”.
Dziś nie przepiszę go na blogu.Obiecuję, że będzie.
Najpierw jednak musi się ukazaćna stronie wrocławskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
PS. Dziękuję Krysi i Włodkowi –przyjechali na moje spotkanie z Rawicza. A potem wyszliśmy z tej kultowej,zadymionej „Mleczarni” i zaszaleliśmy w barze, gdzie było jasno, cicho, niktnie palił – i gdzie podawano „jedzeniena wagę”, ale za to wino w prawdziwych karafkach i ładnych kielichach.
Umęczona jak 100 bandziorów, odpoczęłamw eleganckim „Art. Hotelu”, gdzie toczy się też akcja powieści „Zuzanna nieistnieje”. Też tam. Bo i w innych miejscach Wrocławia, tudzież krakowskiego Kazimierza.
2 komentarze
Kochana Pani Marto! Niestety nie mogłam przyjść na spotkanie z Panią bo jestem chora:( Bardzo żałuję. jednak wciąż tli się we mnie nadzieje, że kiedyś spotkam się z Panią w bezpośrednim kontakcie:) Pozdrawiam serdecznie!
Marto, każde spotkanie z Tobą, to dla nas frajda i czysta przyjemność. Dziękujemy, że wygospodarowałaś dla nas czas! Zdjęcia, które Włodek zrobił w Mleczarni – prześlemy meilem.Pozdrawiamy, Krystyna i Włodek