30 lat temu była zima stulecia.
Chodziliśmy w tunelach śniegu. Zamknięto szkoły.
I wiecie co wtedy właśnie zrobiłam?
Pojechałam z mężem, 5-letnią Madzią do Moskwy, odwiedzić siostrę.
Najgorzej było w sylwestra i na początku stycznia. Wyjechałam w lutym pociągiem.
W Moskwie 40 stopni mrozu. Ale co tam. Zwiedzałam. Nawet stałam w kolejce, by zobaczyć Lenina w mauzoleum. Byłam w 3 miesiącu ciąży z Agatką. Może dlatego ona teraz taka dzielna.
Kiedy wracaliśmy z powrotem, pociąg utknął w zaspie pod Łukowem. Przed przekroczeniem granicy w Brześciu, zdążyliśmy wydać ostatnie ruble na ciepły posiłek w wagonie restauracyjnym. Potem staliśmy 27 godzin w polu. Dopóki był węgiel, było ciepło. Potem gorzej.
Dlaczego wtedy pojechałam? Przecież nienawidzę zimy. Może od tej pory bardziej.
Gdyby nie kosz z Dagestanu,pełen wiktuałów, bylibyśmy bardzo głodni. W koszu był kawior, mandarynki, sery, nawet ciemny chleb, którego nie chciałam zabrać, ale siostra go przemyciła.
Szaleństwo, czyli młodość. Ot, co.
Inne
1 komentarz
Są chwile podczas czytania Pani wpisów na blogu, kiedy dochodzę do wniosku, że Pani miała więcej przygód niż Robinson Cruzoe Elwira H.