Ależ dzień !
Najpierw Agatce wylała się herbata do torby ( z butelki Pawcia, którązawsze zabiera jak wychodzi z nim z domu). Potem Pawcio zrzucił lampę zestolika w moim gabinecie i grzecznie powiedział, że coś się stało. Żarówkapotrzaskała się w drobny mak, więc Agatka zaczęła zmiatać cieniutkie szkło. Mniezainteresował strzęp oprawy żarówki wystający z lampy, więc próbowałam gowydobyć. Nie zdążyłam, bo lampa odrzuciła mnie na ścianę. Drobiazg, była ciąglepodłączona do prądu, czego oczywiście nie zauważyłam.
Potem Pawcio wpadł napomysł, że będzie naprawiał psa, co znaczyło, że plastikowymi obcęgami próbował mu podkręcić ucho. Piespotulnie znosił tortury, bo to pies nad psami, czego nikt w moim domu niezauważa. Madzia rozlała butelkę wody mineralnej na stół, ale to drobiazg, bonikt na tym nie ucierpiał. Obiadwszystkim smakował, więc przyjmowałam pochwały. Kiedy wypiłam lampkę wina inabrałam ochoty na następną, zorientowałam się, że samochód mam pod domem imuszę go odprowadzić na parking. Agatka i Pawcio pojechali ze mną, aby mi byłoraźniej wracać.
Zabrałam też psa, który uwielbia jeździć w bagażniku. Kiedywróciłyśmy, dom pachniał kawą, a na stole pysznił się tort lodowo-bezowy. Iwtedy Pawcio zapytał, gdzie jest Mordek.Jęknęłam, bo został w bagażniku, na parkingu. Grześ dostał czkawki ze śmiechu.Usiadłam bez sił. Agatka i Madzia pobiegły po psa. Pawcio stał w oknie iwypatrywał, czy wracają. Wreszcie wszyscy usiedliśmy przy okrągłym stole.
Tortbył pyszny,
Taki był mój Dzień Matki ( dzisiaj obchodzony).
Podobne
in 25 maja 2008
/ 1319 Views
5 komentarzy
ehh.. szaleństwo. [:)]
Baaaardzo nietypowy ten Dzień Matki- ale co tam…tylko raz się żyje :)Czasem zastanawiam się jak będzie wyglądało moje życie w przyszłości.
Fajnego ma pani wnuczka 😉 i psa, który wszystko znosi…mój po 2 skudzie by nie wytrzymał…:] Pozdrawiam
W całej tej „złośliwości rzeczy martwych” jest jednak coś sympatycznego i ciepłego. I jak widać – śmiech i dobry humor jak zwykle… złagodził sytuację.Pozdrawiam
Co za dzień! Jak juz coś się „wali” to wszystko na raz 😉 Ale przypuszczam, ze musiało być bardzo, bardzo wesoło i na pewno nie obyło się bez śmichu:) Ja mam z kolei kota, ktory bardzo nie lubi jezdzic samochodem. Całą drogę miauczy i probuje wydostac się z koszyka 🙂 Pozdrawiam bardzo serdecznie panią, pani wnusia i oczywiście pokornego psa 🙂