Książki

Ten pierwszy raz w Ornecie

Ten pierwszy raz w Ornecie

Drodzy Czytelnicy,

jest nowa powieść. Dla tzw. dorosłych. Pogłaskałam okładkę, powąchałam. Jeszcze boję się zajrzeć do środka. Długo nad nią pracowałam.

Pierwszy rozdział zaczyna się tak:

W którejś z bram tkwi rozwiązanie, pomyślała pewnego wieczoru.
Czego rozwiązanie, nie wiedziała. Od tego czasu coś gnało ją ku bramom i żadnej nie przepuściła, każdą fotografowała. Bramy były konkretem, ale i symbolem. Mogły stawać się piekłem i rajem. Chciała, by jej bramy były oczekiwaniem. Na co, nie wiedziała. Była gotowa czekać, choć nie na karę, jak Lot w bramie Sodomy. Wolała witać nadzieję zamiast żegnać cokolwiek. Wolała, by z nieba spadła na nią manna, a nie grad pomst. Wolała bramę tryumfu, wolności i poznania od bramy klęski.
Marta nie potrafiła zrozumieć, skąd się w niej wzięła ta mroczność i nieobecny dotąd patos. I dlaczego polubiła coś, od czego do tej pory stroniła, dlaczego z dnia na dzień przestała fotografować drzewa i skupiła się na ciemnych stronach miasta, odrapanych murach, balkonach, podwórkach, zakątkach i zapomnianych zaułkach. Dlaczego pleśń pociągała ją bardziej niż zieleń. Nie pojmowała, skąd brały się w jej głowie biblijne frazy i rytmy. Ani dlaczego codzienność przestała jej wystarczać.
Przeglądała fotografie, poddawała je obróbce, wykorzystując do tego jeden z ostatnio testowanych programów, który już w miarę opanowała technicznie. Dopiero w komputerze dostrzegała w murach ciekawe detale, rzeźbienia, okucia, czasem napisy wyżłobione przez kogoś, kto, może jak ona, stał w tej samej bramie, oczekując zgoła czegoś innego.

Adam nie od razu zapytał, po co jej te bramy.
Nie powiedział: lepiej fotografuj dalej kwiaty i drzewa. Po cichu żałował, że ten okres żona ma już za sobą. Teraz i on przyglądał się bramom niczym Sherlock Holmes ofiarom i zebranym dowodom. Kiwał głową, czasem cmokał dobrodusznie jak dziadunio, z zadowoleniem odkrywający pasję ukochanej wnuczki. Wspierał żonę, podziwiał i prorokował artystyczną przyszłość, choć dobrze wiedział, że jeśli robi się coś con amore, to nie myśli się o sukcesie, tylko o przygodzie.
Nie zdziwił się więc, kiedy Marta oświadczyła, że podzieli się swoją pasją z innymi. Wykupiła domenę i postanowiła uprawiać własną artystyczną działkę, ucząc się od podstaw nie tylko fotografii, bo tej już trochę liznęła, ale i prowadzenia strony internetowej, gdzie prócz publikowania własnych zdjęć prowadziła też blog. Po co ci to, dopytywała młodsza siostra, Dorotka, nijak nie potrafiąc zrozumieć ewidentnej straty czasu. Brawo, mama, napisał Kamil, syn. Od nadmiaru luksusu w głowie jej się poprzewracało, podsumowała matka.

in / 1602 Views

Brak komentarzy

Napisz swoją opinię

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.