Proszę mi powiedzieć, jak to jest, że rodzi się geniusz nad geniusze?
Na przykład Ludwig van Beethoven, który skomponował trzydzieści dwie
sonaty fortepianowe, jedenaście uwertur i szesnaście kwartetów
smyczkowych, a także dziewięć symfonii. Jakiż to był niezwykły człowiek,
dziwny, porywczy, uparty, roztrzepany. Nuty pisał nawet na zasłonach,
serwetkach i obrusach w restauracji. To znaczy, że nuty nieustająco
szalały mu w głowie.
Ponoć IX Symfonię, swoje najwspanialsze dzieło, stworzył, będąc już
całkowicie głuchym. Cóż okrutniejszego może spotkać kompozytora i
muzyka? Odganiam ponure myśli, dziś mam nastrój niezwykle sentymentalny.
Od rana słucham Dla Elizy, oczywiście w Pana mistrzowskim wykonaniu. To
popularny tytuł miniatury fortepianowej, Bagateli a-moll WoO 59.
Ogarnęło mnie prawdziwe szaleństwo, nawet jak nie słucham nagrania, to i
tak słyszę tę muzykę.
Czy w życiu tego geniusza, który nigdy się nie ożenił, choć nieustająco
był zakochany i bardzo cierpiał z miłości, bo w przeciwieństwie do
wybranek serca nie miał tytułu szlacheckiego, była jakaś Eliza? Czy to
do niej napisał List do nieśmiertelnej ukochanej znaleziony w ukrytej
szufladzie biurka? Do dziś nie wiadomo, kto był jego adresatką. Są
najróżniejsze hipotezy, ale pewności nie ma.
Jestem pewna, proszę Pana, że bagatelą Dla Elizy zachwyciłby się nawet
zwolennik rapu. Po prostu nie można obok tego utworu przejść obojętnie.
Za słodki? Zbyt sentymentalny? Nie zgodzę się. Tam jest tak wiele
różnorakich emocji, że każdego agresora utwór ten powstrzymałby od
zadawania ciosów.
Słuchałam go po przebudzeniu i po śniadaniu, kiedy mama dopijała kawę na tarasie z widokiem na morze i góry. I wtedy właśnie pan Robert, który przechodził obok, wyciągnął mi jedną słuchawkę z ucha i przyłożył do swojego.
– Ooo.
– I to już koniec zachwytów? – zdziwiłam się.
– Księżycowej też słuchasz?
– Oczywiście, proszę pana, to jedna z moich ulubionych sonat Beethovena, ale słucham jej, kiedy mi bardzo smutno – odpowiedziałam całym zdaniem, bo babcia często mi powtarzała, że do dorosłych trzeba się zwracać grzecznie i całym zdaniem.
– Czy pani siostra nawet na wakacjach jest taka ułożona? – Skierował to pytanie do mojej mamy.
Mama zatrzepotała rzęsami, a to znaczyło, że poczuła się onieśmielona komplementem.
– Tak, moja córka jest trochę inna od rówieśników – powiedziała powoli, oddzielając jedno słowo od drugiego i zadzierając głowę, by zobaczyć, jaką minę zrobi pan, którego imienia jeszcze nie znała.
– To panie nie są siostrami? – dziwił się przesadnie pan Robert.
Był to tak marny podryw, że aż się za pana Roberta wstydziłam. W wykonaniu chłopców z naszej klasy wypadłoby to bardziej naturalnie. Przychodziły mi do głowy różne celne riposty, ale pomyślałam, że nie będę mu pomagać.
To fragment mojej powieści pod tytułem „Zakochaj się, mamo”.
Brak komentarzy