Babcia Marianna urodziła mojego tatę, Henryka. Była unitką. Modliła się pod jabłonką. Cierpiała na migreny. Codziennie połykała „proszki” od bólu, z krzyżykiem. Mówiła, że wszystko mam w sobie arystokratyczne prócz pochodzenia. Płakała ze wzruszenia. Przynosiła mi w fartuchu piasek do chałupy, abym mogła się bawić, kiedy padał deszcz. Wiewiórki wskakiwały przez okno. Mieszkała w sosnowym lesie, w Platerowie, za polami i rzekami. I jak ta królewna, wszędzie miała daleko.
Codziennik
1 komentarz
Piękne.