Kto z nas tego nie przeżył? Dzwoni akwizytorka i namawia do kupienia produktu, wychwalając go pod niebiosa. Grzecznie odmawiasz. Ale ona nie rezygnuje, wiadomo, to jej praca. Czego się pani boi? Mąż nie pozwoli? Wylicza pieniądze? A czy pani mu podliczyła, jego piwa i papierosy? Masz zły dzień, więc słuchasz dalej i po cichu przytakujesz, zapominając, że oto wpadasz w szpony manipulacji. Ileż to ludzi zaciągnęło kredyt na zakup magicznych garnków? A potem w nich nie gotują zdrowych potraw, bo termin spłacenia raty jest ważniejszy.
Podaj dwa argumenty, mówisz znajomej, poświadczające, że dobrze zrobiłaś, wydając kupę pieniędzy na garnki, w których rzadko gotujesz, bo częściej jesz na mieście. Po pierwsze, było mnie na to było stać, mówi z nieukrywaną dumą i wyższością, a po drugie, te garnki, to jeszcze moja córka dostanie w spadku. I jak się czujesz w obliczu takiego dictum? Czy jak mniej wartościowy członek społeczeństwa, którego nie stać na podobny zakup?
Temat stary jak świat i nie wróciłabym do niego, gdyby nie dwa kolejne produkty, do kupienia których mnie ostatnio namawiano przed Dniem Kobiet: zestaw szmat do czyszczenia niemal wszystkiego, które nie zużyją się przez wieki oraz woda o uzdrowieńczych wręcz właściwościach. Z punktu widzenia ekologii i mody na zdrowy tryb życia, strzał w dziesiątkę.
Szmaty na dodatek posiadają walor estetyczny, są bajecznie kolorowe, co sprawia, że sprzątanie staje się czystą przyjemnością, o której całe życie marzyłyśmy, nie wiedząc, że marzymy. Jest zestaw do mycia okien, parkietu, samochodu, łazienki, szafek kuchennych, piekarnika i lodówki. Jeszcze białe rękawice, zmywające makijaż jednym pociągnięciem, bez zbytecznych mleczek i toników.
Podliczono mi, ile przeciętnie w ciągu roku wydaję na detergenty i ile zaoszczędzę, rezygnując z nich, a kupując szmaty o wartości 2500 zł. Jeszcze nie zwariowałam, nie jestem aż tak rozrzutna, odpowiadam znajomej. Oburza się. Skoro wolisz truć siebie i rodzinę detergentami, skoro nie stać cię, to nie kupuj, ale mnie nie obrażaj, widocznie zazdrość przez ciebie przemawia, ja kupiłam i nie sądzę, bym była wariatką, ale skoro wolisz stare podkoszulki i gacie, jak pięćdziesiąt lat temu, to twoja sprawa, ja uważam, że zasługuję na lepszą szmatę, wyrzuca jednym tchem.
I od razu wszystko staje się jasne. Ona jest górą. Ją stać, mnie nie. Ona jest lepszą matką i żoną, nowocześniejszą kobietą, a do takich świat należy. Nie na darmo podsyca się w konsumpcyjnym społeczeństwie potrzebę rywalizacji i odmienia przez wszystkie przypadki słowo „sukces”. Jeśli nie kupię szmat, jak znajoma, moje samopoczucie powinno radykalnie się obniżyć, jej tym samym skoczyć w górę. Nawet gdyby takie same szmaty kupiła w sklepie za jedną trzydziestą tej ceny, to i tak wierzyłaby, że tańsze są nędzną podróbą tych jedynie słusznych. Nie przesadzam. Z badań urzędu chroniącego konsumentów wynika, że firmy sprzedające towary metodą akwizycji stosują ogromne marże, sięgające nawet 3200 (!) procent. I w ten oto sposób wiele osób, zwiedzionych metodą lingwistycznego programowania umysłu, zaciągnęło kredyt, by kupić wełnianą pościel, materac odpowiedni dla starych kości, czy inne artykuły rehabilitacyjne.
By uwieść klienta i przekonać go, że dokonuje zakupu życia, który nada blask jego codzienności, potrzebny jest charyzmatyczny akwizytor, wyszkolony w chwytach sprzedażowych, będących czystą manipulacją lub, jak wolną trenerzy, z pogranicza manipulacji. Akwizytor musi przekonać potencjalnego nabywcę nie tylko odpowiednimi argumentami, wyliczeniami, ale i barwą głosu, gestem, spojrzeniem. Musi sprawić, by klient nie tylko uwierzył, że kupiony produkt go uratuje, ale i usprawiedliwił siebie z tego zakupu, na który przecież zasługuje, jak inni, niekoniecznie lepsi od niego.
Ważnym chwytem psychologicznym jest przekonanie klienta o jego wyjątkowości. Pani na pewno doceni tę ofertę, to widać na pierwszy rzut oka, że z pani kobieta rozsądna, stworzona do tego, by i mieszkanie ogarnąć, i dziećmi się zająć, obiad ugotować, do biura się nie spóźnić, i koniecznie mieć czas na odpoczynek na szezlongu w pozycji Alexis zajadającej kawior i pijącej szampana. Baba potrafi, a jakże, pod warunkiem, że będzie miała odpowiednie szmaty, garnki i najwierniejszego przyjaciela, odkurzacz, zbijający bąki po kątach.
I nagle zaczynasz wiedzieć, dlaczego sąsiadka nie ma worów pod oczami i paznokcie kolorowe. Nie przemęcza się, bo ma tęczowe szmaty, dzięki którym mieszkanie zyskuje błysk w godzinę, a nie w trzy. Poza tym pije odpowiednią wodę, dowożoną do domu, a przecież jesteś tym, co pijesz. Idziesz po rozum do głowy i uśmiechasz się do sąsiadki, której propozycję odrzuciłaś, może ci wybaczy, wciągnie do pajęczej sieci, i będziesz jak ona, nie dość, że wypoczęta, to jeszcze samofinasująca się, trzeba tylko uwierzyć w sens tego, co sprzedajesz/kupujesz, uwierzyć w siebie, bo przecież sroce spod ogona nie wypadłaś, taka Kaśka może, a ty nie?
Przemyślałam sprawę, mówisz sąsiadce-akwizytorce, tylko nie wiem, czy jeszcze mogę dołączyć do twojej grupy, zawieszasz głos z nadzieją. Sąsiadka minę ma stroskaną, zobaczymy, co da się zrobić, mówi, zadzwonię do ciebie jutro, obiecuje. Wracasz do domu, sposępniała, przekonana, że przez swoją zachowawczość, skąpstwo i brak wyobraźni zaprzepaściłaś największą szasnę w swoim życiu. Nie dość, że zaharujesz się, pucując mieszkanie starymi gaciami męża, to jeszcze nie zarobisz, wakacje spędzisz w pipidówce, a paznokcie ci się będą łamać od detergentów zamiast uderzać po oczach czerwienią. Obgryzłaś wszystkie u prawej ręki, sprawdzasz co chwilę, czy telefon się nie wyładował.
Wreszcie odbierasz, z duszą na ramieniu. Serce ci wali z radości, yes, yes, yes. Wygrałaś, dołączyłaś, będziesz jak ona handlować szmatami, żadna praca nie hańbi, a szczególnie taka, która daje duży zysk. Zostałaś wybrana, rozpuszczasz wodze fantazji, widzisz swoje szmaciane królestwo. Jak mogłaś się wahać, nie kupić szmat od razu, nie wejść do sieci szmacianych akwizytorek? Czujesz dyskomfort, bo zostałaś obdarowana. Zrewanżujesz się, będziesz w dwójnasób pracować na konto sąsiadki i swoje. Będziesz się szkolić, by łowić innych. Jestem ci wdzięczna, mówisz sąsiadce. Trzeba sobie pomagać, dobro zawsze wraca, mówi ona trzepocząc rzęsami, i trudno się z tym nie zgodzić.
Potrafił wybitny aktor zachęcać na prezentacjach do kupowania drogich garnków, będziesz i ty do szmat. Staniesz się Szmacianką albo Wodzianką. Będziesz nabijać innych w szmatę albo w butlę dowożoną do domu. Dobrze zrobiłaś, że weszłaś w sieć, kiedy nie jest za późno, przekonujesz siebie. Jesteś wyjątkowa, żadna tam końcówka serii, tylko limitowany towar. Wiosna nadchodzi, porządki czekają, a bez szmaty ani rusz.
.Publikacja w Gazecie Wyborczej, Magazyn Katowice
1 komentarz
Pani Marto dziekuje bardzo za umieszczanie felietonow na blogu. Bardzo lubie Pania czytac. Pozdrawiam serdecznie.