Tuż, tuż. A za oknem szaro, buro, listopadowo.
Być może na Wielkanoc sypnie śniegiem. Już tak bywało.
Wyszłam trochę do ludzi.
Chętnie posłuchałam (spotkanie w bibliotece, w Sosnowcu) opowieści Jerzego Illga, dyrektora wydawnictwa „Znak”, wydawcy Noblistów. Studiowałam z nim na I roku filologii polskiej, potem się rozminęliśmy, bo Jerzy zawsze chodził własnymi ścieżkami i kontestował, co mu na dobre wyszło. O Miłoszu powiedział, że uważa go za geniusza i mógłby już do końca życia czytać tylko to, co on napisał. Przyznaję, że i ja im starsza jestem, tym bardziej do Miłosza lgnę i utwierdzam się w arcygenialności jego utworów, które stają się Księgą.
Słuchałam też wierszy Jerzego Lucjana Woźniaka, prezentowanych w Kawiarence Kulturalno-Literackiej, którą w Bibliotece Śląskiej prowadzi niestrudzenie i wykwintnie Lucyna Smykowska-Karaś (zdawała u mnie maturę z języka polskiego, w V LO). Jurka/ Lucka podziwiam za to, że robi swoje po cichu, spokojnie, bez żalów do świata i narzekania na los poety. Mam ulubione wiersze zamieszczone w kilku wydanych tomikach poetyckich, a i tak ciągle mnie czymś zaskakuje. Często się spotykaliśmy, kiedy pracowałam w galerii Extravagance w Sosnowcu (tutaj poeta mieszka).
Nie szaleję przedświątecznie. Dom mam czysty, bo sprzątam nie tylko od święta. Cicho w nim niebywale, od czasu kiedy Mordek umarł. Choinka świeci, girlandy wiszą, balkon też rozjaśniony lampkami. Przed kilku laty wspinał się na niego Mikołaj. Uczepiliśmy go, aby mój wnuk pierworodny widział go ze swojego okna. Sprawiliśmy radość też innym dzieciom-niejadkom, a szczególnie ich matkom, które karmiły dzieciaka w oknie i łatwiej im szło.
Wieczerzać wigilijnie będę u córki, więc odpadają gorączkowe przygotowania. Bezduszna nie będę, hehhe, więc przyniosę trzy dania, ulubione w dzieciństwie.
Postanowiłam przed świętami nie pracować „przy biurce”, więc mam więcej czasu na czytanie. Impresje z niektórych lektur zamieszczę po świętach.
Przeglądam stare notatki i wyrzucam, co się da, bo to zawsze działa oczyszczająco. Inna rzecz, że jak siebie znam, za tydzień będzie mi bardzo potrzebne coś, co wyrzuciłam, choć przez rok leżało i nie pamiętałam o jego istnieniu.
Zapisuję dni w dzienniku. Po co, na co, komu, nie wiem, na razie myślę, że sobie. Dla pamięci. Może zdążę, jak Józef Hen, wybrać, autocenzurować, przetrzebić, przepisać, zmontować plik. Albo i nie zdążę, kto to wie.
Myślę też o tym, że od czasu, kiedy córki są na swoim, mój dom jest inny. Pamiętam tamten gwar przedświąteczny, oczekiwanie, gorączkę emocji. Nie ma już mojej Mamy, która mnie dyscyplinowała i pilnowała, by było tradycyjnie. Wyłamywałam się po swojemu, ale jednak czegóż się nie robiło dla zadowolenia Matki, córek, męża. Nie ma już tego dziwnie „zapiętego” domu, a czasem całkiem rozmemłanego, nie ma suczki Apy, niezwykle przymilnej. Nie ma chomików i świnek morskich, ani kocicy Rademeneski. Nawet Mordka już nie ma. I dobry duch tego domu, Dżordż, opisywany w powieści „Agaton-Gagaton” gdzieś się ulotnił. Albo się rozdwoił, bo córki mówią, że u nich bywa.
Wszystko ma swój czas i miejsce, więc nie czas żałować róż. Było, minęło, przyszło nowe, też dobre, a tamte klimaty można tylko wspominać. I cieszyć się z nowego, ze szczebiotu wnuków, ich mądrowania się, wprowadzania w swój świat, którego zrozumienie wymaga także wiedzy, związanej z nowinkami technicznymi i coraz większą ilością angielskich słów.
Uwielbiam swój dom nadal, choć jest inny, cichszy, czyli taki, jakim być musi, kiedy mieszka w nim dwoje starszych ludzi, siedzących w swoich kątach i ciągle twórczo się zabawiających.
Bardzo lubię kolędę autorstwa Franciszka Karpińskiego, autora m.in. sentymentalnych „Laury i Filona” oraz wiersza „Do Justyny. Tęskność na wiosnę”. Przepisałam tylko zwrotkę 1, 4, 5. I choć moje córki, by dopłaciły, abym tylko nie śpiewała zbyt głośno, to tę sobie będę mruczeć po swojemu, bo wielka w niej siła.
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony;
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony.
Wzgardzony – okryty chwałą,
Śmiertelny – Król nad wiekami!…
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
Potem i króle widziani:
Cisną się między prostotą,
Niosąc dary Panu w dani:
Mirrę, kadzidło i złoto.
Bóstwo to razem zmieszało
Z wieśniaczymi ofiarami!…
A Słowo Ciałem się stało,
I mieszkało między nami.
Podnieś rękę, Boże Dziecię,
Błogosław ojczyznę miłą,
W dobrych radach, w dobrym bycie
Wspieraj jej siłę swą siłą,
Dom nasz i majętność całą,
I Twoje wioski z miastami.
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
Bądźmy w zdrowiu, w pasjonującej pracy, w słońcu. Nie bójmy się marzyć. Tego życzę moim Czytelnikom, także sobie
2 komentarze
Niech Nowy Rok pozwoli zrealizować Twoje plany, dotrzymać podjęte zobowiązania, pokonać trudności i odnieść sukcesy zarówno w życiu twórczym, jak i osobistym.
Adam Borkowski
Dziękuję, Adasiu. Niech Ci Los sprzyja. Naj.