Codziennik

Zegarki Iwana Bunina

Nie śpię. Jest 3. 39. Obudził mnie Iwan Bunin, w marynarce przedziwnego kroju, z rozpaczliwym kwiatem w butonierce, z pofarbowanymi policzkami, ustami, włosami, głodny, na paryskim bruku, kiedy to już roztrwonił swojego Nobla i pisał „Ciemne aleje”, tom genialnych opowiadań. We śnie widziałam jego ręce, na każdej miał zegarek, widocznie jeden odmierzał mu czas w starym stylu, drugi w nowym. Cóż to był za intensywny sen, kolorowy, wyraźny, obfitujący w detale. Rozmawialiśmy. O coś pytałam i nie mogę sobie przypomnieć o co, ale klimat rozmowy był gęsty, dotyczący warsztatu literackiego. Czułam, że to dla mnie jedyna okazja, by powiedzieć, ile zawdzięczam jego opowiadaniom, perfekcyjnie skomponowanym, ale też radość, że odważyłam się rozmawiać, nie przegapiłam szansy, jak to miałam w przeszłości we zwyczaju, kiedy paraliżował mnie strach i nieśmiałość.
Skąd ten sen? Bo od co najmniej dwóch miesięcy czytam opowiadania Bunina, także w nowym tłumaczeniu Renaty Lis. Czytam po raz kolejny i pozostaję w nieustającym podziwie dla geniuszu autora.
Im bardziej jestem zmęczona, tym z większym trudem zasypiam. Rozpamiętuję dzień, rozmowy, wrażenia. Po raz któryś konstatuję, że za dużo jest dnia w dniu, za dużo wydarzeń w tygodniu, przeżyć w miesiącu. Chciałabym, aby czas płynął wolniej i aby był czas do wszystkiego się przygotować, wszystko celebrować. Niestety, za szybko minęła niedziela i już poniedziałek nadszedł z nieznanym mi scenariuszem. Jak w wierszu Szymborskiej. Bo cóż z tego, że miałam scenariusz własny, jak życie zastępuje go swoim, niespodziewanym i żal byłoby się nie poddać albo zrezygnować.
Poza mną spotkania autorskie na Opolszczyźnie, targi książki w Katowicach i Łodzi. Czy pani ma jakieś wady, zapytano mnie. Nie po raz pierwszy zresztą. To ostatnio modne pytanie na spotkaniach. Zapewne mam wady, ale wolę się skupić na zaletach, któż by nie wolał. W zależności od nastroju wymieniam zalety. Na przykład: Nie używam słowa „spektakularny”. Zastępuję go wieloma synonimami. Co Panią fascynuje w Orianie Fallaci? I jak tu odpowiedzieć krótko, to rozmowa na pół dnia. Była Kassandrą. Niestety, jej proroctwa się spełniają. Dlaczego lubię Emily Dickinson? Choćby za wiersz 1544. Albo za 1765.
Nieustająco cieszy mnie chwila, w której podchodzi do mnie na targach pani ze stosem moich książek. Czytam pani powieści od pięciu lat, mówi, czyli od czasu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam panią na spotkaniu autorskim. Albo ta, kiedy przez 3 godziny i 50 minut jadę w przedziale z kobietą, czytającą moją powieść. Jakaż byłam ciekawa, przy której scenie się uśmiechała. Byłam zadowolona, że nie zdradziłam się, choć ( o, matko!) kusiło.

Poza tym szaro we mnie. Już w listopadzie miałam w sobie grudzień.

in / 2146 Views

8 komentarzy

  • ~Mila 2 grudnia 2014 at 18:48

    „Poza tym szaro we mnie. Już w listopadzie miałam w sobie grudzień.”

    Czuję to samo, niestety…

    Reply
  • ~Bluebell 3 grudnia 2014 at 16:11

    Emily Dickinson ……, tak, biorę pod uwagę parę jej wierszy, jak choćby ten: „skoro nie mogę mieć wszystkiego”, lecz cóż, tak zamykać się w domu, nazbyt wiele dziwactwa jak nawet dla mnie. Być może to jest tak, jak w powiedzonku rosyjskim : „każdyj po swajemu s uma schodit”.

    Reply
  • ~Bluebell 6 grudnia 2014 at 15:49

    Pani Marto, gdy pisze pani o czynności, procesie pisania i o osobach, które pani spotyka, a które czytają pani książki, to przychodzi do głowy określenie na pianie : „piękne”, ale i też „miłe”, „wynagradzające”, „tajemnicze”, „zadziwiające”.

    Reply
    • ~Bluebell 6 grudnia 2014 at 15:51

      Odpowiadam sama sobie i koryguję się : ma być rzecz jasna : „PISANIE” !!

      Reply
    • Marta 8 grudnia 2014 at 12:50

      Bluebell, lubię pisać o pisaniu. Niby wszystko juz na ten temat powiedziano, ale jeśli ja to robię na podstawie własnego doświadczenia, to wydaje mi się, że odkrywam lądy. Serdeczności.

      Reply
  • ~Kate Alice 8 grudnia 2014 at 12:30

    Moja wewnętrzna szarość, mój grudzień w duszy trwający od września – rozjaśnia się o kilka tonów kiedy chłonę, pochłaniam wręcz – acz bardzo cichutko do tej pory – Pani PISANIE , także to na Jej blogu. Tak bardzo bliskie jest mi to co Pani pisze, że czuję jak gdybym rozmawiała lub nie musiała rozmawiać – odczuwała – wspólnie z kimś niezmiernie bliskim. Takie zrozumienie, porozumienie świadomość tego, że, że nie jest się w swoich myślach alienem – choćby dziejące się w wszechświecie – to bardzo wiele. To tak wiele,że mój grafit właśnie w takich chwilach przekształca się w jasno szary.

    Reply
    • Marta 8 grudnia 2014 at 12:53

      Dziękuję, proszę Pani. Dziękuję. Też mam „swoich” pisarzy i też się utożsamiam z ich słowami. Na tym polega fenomen pisania: pisze ktoś obcy, a nam się wydaje, że o nas, jakby znał, co nam się w środku telepie.

      Reply
  • ~Krysia 10 grudnia 2014 at 14:58

    Ładnie powiedziane. W listopadzie grudzień… a co zrobić, by teraz w grudniu zapanowała już w nas wiosna?

    Reply
  • Napisz swoją opinię

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.