Inne

albo się wzruszam albo

Jak to się stało, że czas przeleciał tak szybko przez luty jak mój pies przez pole kolo lasu.
Już marzec. Dzisiaj śledziowy dzień.
Przyjaciółka w wielkiej depresji w szpitalu psychiatrycznym. Mówi, że jest zmęczona i że nie ma siły do życia i codzienności. Szpital jest jakimś rozwiązaniem, być może konieczną ucieczką, by nie wpaść do czarnej dziury, z której nie widać nawet ciemności, ani mgły.
W wisielczym nastroju robiłam dzisiaj zakupy. I od razu wpadły mi w oko tenisówki w kościotrupki, a raczej małe czaszki, najprawdziwsze logo Januszka. Ma już z tymże nadrukiem nawet majtki, nie mówiąc o sznurówkach. Rozumiem zakręcenie, to zamiast powtarzania „vanitas vanitatum et omnia vanitas”.
Kupiłam trzy pary, dla wnuków, każda para innego rozmiaru. Chłopcy zachwyceni.
Czytam powieść o pisarce, którą mąż porzucił, a ona wpadła w alkohol i w szpital, też psychiatryczny. Temat tak banalny, że aż strach, ale jak to jest świetnie napisane, poza tym akcja się w Paryżu dzieje i wykreślam sobie mapę wędrówek bohaterki, konstatując, że ona włóczy się tam, gdzie i ja się włóczyłam.
Zrobiłam dziś dwie sałatki śledziowe. I ugotowałam zieloną fasolę typu mamut.
Poza tym zajączki mi po głowie burmistrzują. Dwa dni słońca bynajmniej nie dodały mi energii, wprost przeciwnie.
Najlepszy dowód, że marudzę zamiast napisać coś, co ruszyłoby bryłę z posad świata.
Ale jak tu pisać, kiedy nie wiadomo, co będzie rano. Po co te okruszki ze stołu zbierać, skoro może w nocy wojna się rozpocznie, III światowa. Bo wojny zawsze zaczynają się nocą.
Pojutrze mam zaplanowane spotkanie autorskie w Przerovie (Czechy).
Lubię Czechy.

in / 7816 Views

37 komentarzy

  • ~Krystyna 5 marca 2014 at 11:44

    Marta! – chcesz ode mnie dostać – lanie?! Deprecha – rozumiem, ale, żeby zaraz – wojna! Weź się w garść i pomyśl, jak piękną mamy wiosnę tej zimy.
    Człowiekowi, nie dogodzisz! – zawsze znajdzie powód, żeby się zdołować. Mam takiego w domu.
    Miłego dzionka! K.
    PS. Pozytywne myślenie, bo inaczej zwariujemy, słuchając tych bredni o wojnie!

    Reply
  • ~Marta 5 marca 2014 at 12:20

    Krystyno, zagrożenie jest calkiem realne. Też nie mogę pojąc, jak to się dzieje, ze jeden człowiek trzęsie światem. Ale już tak bywało w przeszłości. Zawsze się znajdzie jakiś Stalin czy inny Hitler. Niestety, zagrozenie jest realne. Słuchałam przemówien i włos mi się zjeżył.

    Reply
    • ~Krystyna 5 marca 2014 at 12:47

      Tak! – Marto! – wszystko może się zdarzyć. Przed II wojną światową, też się pocieszali, że to nie może się stać, ale się…! Tylko co my, małe pionki, możemy zrobić? – NIC! Nie mamy żadnego wpływu, na szaleńców, żądnych – władzy! Musimy wierzyć, że znajdzie się sposób, na pokojowe załatwienie konfliktu, bo inaczej … ?

      Reply
      • ~Iza 5 marca 2014 at 16:41

        Odpowiadam „cuzamen” Marcie i Krystynie. Ja, aby ratować siebie przed złymi wiadomościami, dałam sobie szlaban na Internet i telewizor. Jeśli chodzi o Internet to sprawdzam ino pocztę i ponieważ Marta nie odpowiada kliknęłam na jej bloga. I o, siostro k.!- Marta wie skąd moje najnowsze przekleństwo pochodzi- czy mało macie własnych problemów aby zajmować się tym na co nie macie wpływu? Ja mam spraw bieżących po kokardę. A może to dobrze? Nie mniej jednak zamierzam obchodzić Międzynarodowy Dzień Kobiet. Nadmieniam, że to jedyne święto, które obchodzę. Od szkoły średniej obchodzę, bo wtedy poczułam się Kobietą i… w szkole nie pytali w tym Dniu, na studiach też nie pytali, koledzy z grupy kwiatki dawali, a potem w pracy to nawet szef gadał do mnie ludzkim głosem a nie jak codziennie: pani inżynier… Szef dawał jeszcze, oprócz życzeń „owocnej wspólpracy”, tulipana albo gożdzika oraz rajstopy. Trzeba to było pokwitować ino. Z „uwagi na powyższe”, bez względu na sytuację światową zamierzam świętować 8. marca razem z Krystyną. Pa, Iza.

        Reply
        • ~Krystyna 6 marca 2014 at 13:36

          A ja, każdej z osobna, bo mogłoby mi się popieprzyć. Dzięki za ” zaproszenie ” do świętowania – KOBIET! Niestety, tortu nie budiet, bo muszczina się – umartwia i pości. A dla mnie samej, robić tort, to mi się nie chce.
          Szkoda, że tak daleko od siebie mieszkamy.
          Miłego popołudnia, K.

          Reply
          • ~Iza 6 marca 2014 at 19:23

            No to mamy podobnie. Koleżanka, z którą miałam zamiar świętować rozchorowała się i jestem pod telefonem, bo ona psa ma. I jakby trzeba było, to ja mimo, że się boję zwierząt zobowiązałm się, że jak będzie taka potrzeba to to zwierzę wyprowadzę… ino pies ma mieć kolczatkę, bo on większy ode mnie jest. No to, lepszego jutrzejszego dzionka. Pa, Iza.
            Ps. Mężczyzna co się umartwia. Takiego przypadku nie znam, znaczy, że on wyjątkowy jakiś. Aha, moja inna koleżanka torty mrozi, ale ona ma zamrażarkę a nie takie coś małego co ja mam dodatkowo w normalnej, małej lodówce. Chciałam napisać jeszcze starszej ode mnie, ale nie, takich starych lodówek już nie ma.

  • ~Rena W. 5 marca 2014 at 14:49

    Będzie dobrze !!! Nie wolno poddawać się panice. Świat nie chce wojny.
    Czy to nie żałosna ironia, że Putin jest nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla ?
    Marta, jedź do Czech i bądź pogodna. Trzymam kciuki za Twoją przyjaciółkę, na pewno się wygrzebie i dostrzeże wiosenne słońce.
    Pozdrawiam.
    P.s.Skąd masz zieloną fasolę mamucią ? Ja się zajadam śledziami wg Twego przepisu w majerankowym chruśniaku.

    Reply
    • ~Krystyna 6 marca 2014 at 13:40

      Reno! – Nie żałosna ironia, ale ” chłyt ” dyplomatyczny. Sadzę, że nominacja jest grą polityczną, bo mają nadzieję, że nawet taki s…..l, jak Putin, przestanie myśleć o wojnie, jak dostanie PNB.
      Pozdrawiam, K.

      Reply
      • ~Iza 6 marca 2014 at 21:20

        Na polityce się nie znam, więc nie mogłam wymyślić tego co Krystyna. Ale, logiczne myślenie nie jest mi obce i oklaski dla Krystyny! Władza jest, jeszcze ino nagrody światowej mu brak. Sama nominacja to też nagroda oraz danie na powstrzymanie… Pa, Iza.

        Reply
  • ~Marta 5 marca 2014 at 15:37

    Reno, zielona mmamucia kupilam w Biedronce po 9, 90 kg. Pyszna, krucha. Pisze z nowego tableta, kupilam na pocieszke, to ostatnie slowo znam od Izy.

    Reply
    • ~Iza 5 marca 2014 at 17:16

      „Na pocieszkę” kupiłam od Katarzyny Miller, bo Ona nie zważając na konsekwencje zżera sobie ciasteczko będąc grubszą ode mnie. Nie, nie, ja nie mam nadwagi, ale mieszkam wysoko i każdy kilogram nadwagi mój… nie wiem co… O! Mój organizm rejestruje. „Gereralnie” (he, he) nie lubię dźwigać wchodząc na 3. piętro, BO ja już się nadźwigałam wnosząc schodami materiały budowlane do adaptacji strychu na mieszkanie. Przypominam, że jestem malutka. Aby wnieść parę „kubików drewna w deskach” -język budowlańców w cudzysłowie- weszłam z wtedy ukochanym 39. razy na 3. piętro. Uff, taką lokomotywą wtedy byłam. A potem też byłam, bo zakupy, aby wykarmić 3. facetów już sama wnosiłam…. Nie o tym chciałam. Czy ta fasola mamucia, to taka płaska, szeroka, co ziarenek prawie nie ma oraz tych włókien też nie ma? Pa, Iza.

      Reply
      • ~Krystyna 6 marca 2014 at 13:45

        O! Katarzyna Miller? Jak na nią patrzę, to mi się chce jeść – słodycze. A, jak jej słucham, to myślę sobie, że nie ma takiej rzeczy, której by nie pokonała, oprócz – nadwagi.

        Reply
  • ~Bluebell 5 marca 2014 at 18:25

    Pani Marto, jakos nie dopuszczam mozliwosci, ze moglaby wybuchnac wojna swiatowa; jest to spojrzenie rzecz jasna nie siegajace poza codzienny widnokrag. Lecz mysle sobie, ze przeciez tak straszne, niewyobrazalne wydarzenia SA STALE W SWIECIE, chocby po II wojnie swiatowej, na przyklad: Rwanda, Kongo, Kolumbia, a Meksyk, Meksyk?? o czym tak malo wiemy, nie ujmujemy nasza wiedza tego, co tam sie dzieje, a Balkany? Czy trzeba AZ III wojny swiatowej zeby bylo straszniej?
    Poza tym pani, pani Marto, moze miec racje z ta wojna; przypominam sobie slowa pani Romy Ligockiej na spotkaniu we Wroclawiu w jesieni 2012, pani Roma mowila, ze jest tak beztrosko, spokojnie, zabawowo, pogodnie jak w II RP, kiedy ludzie siedzieli w kawiarniach, stroili sie, korzystali z zycia. Oczywiscie, ze pani Roma nie zna tych czasow z autopsji, ale jednak widocznie JEJ spojrzenie wychodzi POZA JEJ WIDNOKRAG, i pani Roma zauwaza jakis paralelizm wydarzen.
    Ja pamietam tez wiersz Kazimierza Wierzynskiego „Dialog przy fajce”, moze zacytuje z pamieci, nie gwarantujac dokladnosi: „Ile milionow Zydow, ile milionow Polakow? Kto to wie? Wiec my, jak starzy, rozsadni panowie powiedzmy sobie, ze to wszystko moze sie znow powtorzyc”.

    Reply
  • ~Bluebell 5 marca 2014 at 18:33

    Poza tym wcale nie jestem taka pewna czy jednak wiele ludzi nie chce wojny; zawsze wojny byly, to jesli wiekszosc nie pragnie jej, to czemu sa te wojny?

    Jeszcze dorzuce refleksje luzniej powiazane z tematem; otoz czytam wlasnie komiks „Corka Mendla” M.Lemelmana; i chociaz nigdy nie przepadalam za komiksami, uwazajac je za nizsza forme literacka, to tutaj zadziwiam sama siebie, bo wzruszam sie niezwykle, do lez, czytajac wspomnienia Matki Martina Lemelmana, jestem jeszcze w okresie miedzywojennym, ale II wojna swiatowa jest juz parokrotnie zarysowana, a wraz z nia tragiczny los Zydow. Wiadomo, ze po Zydach przyszlaby pora na „ostateczne rozwiazanie sprawy polskiej”, niech sie nikt nie oszukuje, bo sa i tacy, niestety. Tak, i to tez moze sie powtorzyc, bo czytalam nie tak dawno artykul w „Krytyce Politycznej”, w ktorym jasno jest udowodnione, iz Niemcy dusza sie w Europie.

    Reply
    • ~Krystyna 6 marca 2014 at 13:53

      Wojna!!! – tylko szaleńcy żądni władzy ( niestety jest ich trochę na tym świecie ) mogą jej chcieć. Ale przecież do cholery! – jest nas więcej. Bluebell!

      Reply
  • ~Marta 5 marca 2014 at 22:20

    Nikt nie chce wojny, a jednak one są. No, wlasnie, Bluebell, Bałkany. Rwanda. Czytalam „Krzykacza z Rwandy”. Wstrząsająca opowiesc. wojna to polityka. To żądza władzy. Jak tam jest naprawdę, nie wie nikt, kto i ile ma racji tez nie wiemy, ale jak dzis slyszalam kłotnię Rosjanki i Ukraińca, to się za glowę złapałam. Rosjanka gadała jak najęta, niczym nasza Kępa posłanka. I usmeich miala podobny, az mrozilo.
    Krystyno, masz rację, w Czechach bedzie weselej, bo oni mają dystans. Izo, pani Miller piękne i pokrzepiające teorie głosi, ale ponoc juz musi jezdzic w samochodzie na specjalnie umocnionych resorach. Więc umiar jest tez dobry. Rowniez w jedzeniu, co nie znaczy, ze nie mozemy sobie sprawiac przyjemnosci. Byle jednak się nie ZAPUŚCIĆ, jak mawiala moja babcia. pappa/

    Reply
    • ~Krystyna 6 marca 2014 at 15:15

      Tak, Marto! – Czesi mają dystans, przede wszystkim do siebie. Byle się nie zapuścić, tak, jak pani Miller – za daleko.
      Przyjemności, K.

      Reply
    • ~Iza 6 marca 2014 at 20:35

      Katarzyna Miller się chwali, że ma jeden, nieszkodliwy jej zdaniem, nałóg: „pocieszką” jest dla niej jedzonko. Dla mnie też- przyznam się bez bicia- ale, jak już wiecie, nie lubię dźwigać wchodząc po schodach do góry (jeszcze mam jedne, w mieszkaniu, takie drabiniaste, 2,8 metra wzwyż) i „z uwagi na powyższe” nie mogę sobie pozwolić aby się „zapuścić”. To co w ostatnim cudzysłowie kupuję oraz zapamiętuję DLACZEGO nie mogę się zapuścić. Jest jeszcze jeden powód, gdybym się zapuściła, to łatwiej byłoby mnie przeskoczyć niż obejść. A tego bym nie zdzierżyła. Pa, Iza.

      Reply
    • ~Iza 6 marca 2014 at 20:58

      Posłanka Kempa (czy Kępa?) oj, tam wiemy o którą chodzi ale taka jest jedna w Polsce i miejmy nadzieję, że też jedna taka jest tam. Czesi są fajni, lubię ich za to, że tak jak ja lubią piwo. Jeszcze lubię ich za nieagresywność- piwo uspokaja- za to że Pragę ocalili, że „poddali się” aby więcej zniszczeń nie było. Już mam „obcykaną” wycieczkę do Pragi: trzeba wyjść z domu co obok dworca jest, wsiąść do pociągu nie byle jakiego, tylko tego do Wrocławia, a potem wykupić wycieczkę w biurze podróży do Pragi. Tylko ta noc w pociągu, gdy ja przez 5. lat tam jeździłam… Powinnam tę podróż mieć „obcykaną” a nie mam. Nie lubię smrodu kolei i już! Pa, Iza.

      Reply
      • ~Krystyna 7 marca 2014 at 11:00

        To tak, jak ja! – smrody wszelakie, są dla mnie udręką. Jak mam iść w pociągu, do kibla ( bo inaczej tego nazwać się nie da ), to jest horror!

        A wyjątkowość, tego co się umartwia, polega na tym, że ino sam ją dostrzega.
        Do miłego, K.

        Reply
        • ~Iza 7 marca 2014 at 15:05

          A ja dzisiaj, wreszcie kupiłam sobie hiacynta; w wigilię dnia Kobiet mi się udało! Jest pocieszka dla oka i nosa i… ta pocieszka nie tuczy. Pa, Iza.

          Reply
          • ~Krystyna 8 marca 2014 at 13:56

            Szampan na szczęście też nie tuczy, ino bąbelki w głowę wchodzą. Zdrowia, moje miłe panie ( czyt. dziołchy ). Oby nam się, nigdy – zapuścić nie udało.
            Szumnie pozdrawiam, K.

  • ~ika 6 marca 2014 at 22:15

    Czy można zapytać o tytuł powieści ,którą Pani teraz czyta,tej z akcją Paryżu :)?

    Reply
    • Marta 18 marca 2014 at 22:37

      Rossana Campo, Silniejsze ode mnie. Pozdrawiam.

      Reply
  • ~Marta 7 marca 2014 at 15:27

    Krystyno, niektore pociągi polskie są takie, ze czlowiek ma się ochotę nawet w lustrze przeglądnąc i ust korale pomalowac, bo nie dość, ze nie smierdzi, to jeszcze pachnie, i woda jest ciepla , i reczniki. I to są nawet tanie linie. Jechalam takim do Jeleniej Gory. Ale rację masz, większosc to horror. Izo, rozbawiłas mnie, że łatwiej by Cię było przeskoczyć niz obejsc. Wczoraj bylam w czeskim Przerovie za krótko, ale zdązyłam zjesc smazony ser z frytkami! Do tego obowiazkowo tatarska omaczka. Bardzo to niezdrowe, ale tez pyszne.Pappa.

    Reply
    • ~Iza 7 marca 2014 at 20:04

      Oj, tam. Przesadziłam co nieco, ale cięszę się, że Cię rozbawiłam. Pa, Iza.

      Reply
      • ~Iza 8 marca 2014 at 14:13

        Odpowiadam Krystynie na jej wpis o szampanie. Oj, wchodzą te bąbelki; do mojej głowy wchodzą i nie chcą wyjść. Z uwagi na powyższe nie piję szampana, chociaż lubię. Z uwagi na ból głowy na drugi dzień nie piję. A dzisiaj, upiekłam, ino dla siebie, jabłecznik (1/4 kostki masła prawdziwego, 1 żółtko, 1 duże jabłko) i właśnie wyjęłam to cudo pachnące z piekarnika, bo wczoraj uznałam, że rozmiar 38 jest OK. Ino nie wolno się zapuścić, więc dzisiaj nie jem obiadu. Pozdrawiam, Iza.

        Reply
        • ~Krystyna 8 marca 2014 at 16:01

          ” Cosik ” mi tu, nie pasuje! – Iza? To jest ciasto bez ciasta? – bez mąki? To coś dla mnie, bo ja z mąki, nic nie umiem zrobić, oprócz naleśników. I to chyba jest, jabłecznik – liliputek.
          Smacznego! – aż tutaj pachnie! K.

          PS. Rozmiar 38, jest bardzo – ok!

          Reply
          • ~Iza 8 marca 2014 at 18:03

            Ciasto „kruche” się nazywa. Przepis znany; ja napisałam, że robię 1/4 tego „kruchego”, ino bez śmietany co w innych przepisach jest. Z uwagi na „copyright” nie podałm całości przepisu. Ale, kto Alutce zabroni? Mąka jest 3/4 szklanki, cukier też (drobny) 1/4 szklanki oraz 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia, tego od doktora oraz 1/2 cukru waniliowego, też od doktora. Ino trzeda to zagnieść do jednolitej konsystencji. Większą połową (he, he) wykleić taką podłużną kokitkę co pochodzi z Czech ( hehe, jeszcze raz hehe) a tę „mniejszą połowę” ciasta zamrozić na czas tarcia jabłka. Na tę pierwszą połowę ciasta ścieram duże jabłko, trzeba to ogarnąć, znaczy wyrównać. A potem na tej samej tarce zetrzeć to ciasto co było w zamrażalniku. Owszem, to jest „jabłecznik- liliputek”, ale jak się chce utrzymać rozmiar 38 to nie ma innej opcji. Miłego świętowania! Pa, Iza.

    • ~Krystyna 8 marca 2014 at 16:52

      TLK – powinny się nazywać DLK, bo są dwa razy droższe od regionalnych, a nic szybsze. Z TLK dostaje się w tyłek, głównie na krótkich odległościach. Tak, jak my jeździmy Wrocław – Rawicz – Poznań.
      Wszystko co dobre jest niezdrowe. K.

      Reply
      • ~Iza 8 marca 2014 at 18:35

        Wrocław, Poznań. O jejusiu! Krystyna ma „obcykaną” tę samą trasę co ja i mój syn. Źle napisałam, tej trasy ma po kokardę nawet mój syn, co logistykiem jest. Jeśli Krystyna jest Wrocławianką, to uszanowanie dla Pani. Oraz zazdroći jakieś posyłam, bo ja uważam, ze Wrocław jest najpiękniejszym miastem w Polsce; 100 mostów, nawet w Londynie tyle nie ma. Pa, Iza.

        Reply
        • ~Krystyna 9 marca 2014 at 11:21

          No widzisz – Iza? – jaka ze mnie ” noga „, w tej kwestii. Każda by wiedziała, że jabłecznik, to nie tylko jabłka. A ja co? -pytam, jak idiotka! Dzięki za cały przepis, ale się nie skuszę na pieczenie. Bo zagnieść, to ja potrafię wszystko, ino nie ciasto. Siostra, która dobrze piecze, a było jej przykro, że mi nic nie wychodzi, dała mi ” łatwy przepis „, z którym nawet ( jej zdaniem ) dziecko sobie poradzi. Ja, nie – poradziłam! Widać tak już zostanie.
          Jeżeli chodzi o moje, rodzone miasto, to – Leszno, a do Wrocławia lub Poznania, jeździmy z Rawicza – tam, od ponad 10 lat mieszkam. Stąd ta zbitka Wrocław – Rawicz – Poznań, bo raz w jedną a raz w drugą stronę, podążamy za dobrodziejstwami Kultury, której w grajdole rawickim nie uświadczysz.
          Miłej niedzieli, K.

          Reply
          • ~Iza 9 marca 2014 at 13:56

            Bardzo proszę, nie nazywaj siebie słowem na „i” bo Twój podśwadomy umysł je zna. Lepiej, jeśli chcesz sobie dowalić (he, he), to Alutka lepiej brzmi oraz wywołuje lepsze uczucia; mam to przerobione. Leszno, Rawicz nazwy tych miejscowości wzbudzają we mnie pozytywne uczucia… Poleciałam do mapy i mam! Jeszcze Kościan znalazłam. Jadąc do Wrocławia nocą (przez 5. lat regularnie i jeszcze dłużej okazjonalnie) jak słyszałam powyższe nazwy miast, w których nigdy nie byłam „serce mi rosło”, bo do Wrocławia było już blisko. Na „pocieszkę”, to ja Ci zazdroszczę tego mieszkania w Rawiczu, bo stamtąd do Wrocławia całkiem blisko. A jak napisałam wcześniej to jest, moim zdaniem, najpiękniejsze miasto… w Europie; niech tak będzie. Pa, Iza.
            Ps. Polecam ten jabłecznik, okazja jest 13. bm. Aha, nie można „kruchego” za długo wygniatać; do połączenia składników ino. Wszystkiego najlepszego! Pa, Iza.

  • ~Ciaprok 16 marca 2014 at 14:18

    Wzięłam dziś do ręki Pani „Listy spod kapelusza” i doszłam do wniosku, że w kwestii kompozycji przypominają one bardzo „Moją drogą B” Krystyny Jandy. Myśli Pani, że aktorka zaczerpnęła pomysł konstrukcji z „Listów…”? (bo „Listy…” wyszły chyba wcześniej). I to, że raczej nie znamy imienia adresatki korespondencji? Chociaż gdzieś obiło mi się o uszy, że B. to Bożena, więc może nie do końca jak u Pani?

    Daleka jestem od stwierdzenia, że to plagiat („Moją drogą B.” czytałam bardzo dawno, a „Listów…” nie czytałam wcale). Może to wyraz „trzymania z Panią”? 🙂

    Reply
    • Marta 18 marca 2014 at 22:39

      Nie wiem, kochana, ale wydaje mi się to niemożliwe. Tak bywa, że pomysly się powielają. Krystyna Janda, którą uwielbiam, tez jest Koziorożcem, jak ja.

      Reply
    1 2

    Napisz swoją opinię

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.