Kiedy zmarła moja mama (to już prawie 12 lat temu), jeden ze znajomych powiedział: Jesteś teraz sierotą, jesteś sama na świecie. Zirytował mnie. Nie jestem sama na świecie, mam dzieci, przyjaciół, pomyślałam. Jestem jednak sierotą. Przedtem byłam półsierotą, bo ojciec zmarł, kiedy miałam 13 lat. Słowa znajomego dźwięczą we mnie do dziś. W jakimś sensie jestem sama na świecie. W najtrudniejszych chwilach zawsze uciekam myślami do Mamy. Nasze wzajemne relacje były trudne, ale głęboko wierzyłam, że mam u Matki kąt, choćby nie wiem, co się działo na świecie i choćbym nie wiem, co złego zrobiła. Inna rzecz, że starałam się być dzielna i nie obarczać Matki swoimi drzazgami. Wiem, to niezbyt dobra wersja dzielności.
Nieobecność Matki w moim życiu jest nieprawdopodobnie silną obecnością.
Przejęłam po niej zwyczaj przyrządzania bigosu na Dzień Zmarłych. Z cmentarza wszyscy przychodzili do Mamy, gdzie czekał gorący bigos i herbata. Bigos ma to do siebie, że czym częściej się go podgrzewa, tym lepszy. O jakiejkolwiek godzinie ktokolwiek przyszedł z rodziny, był uraczony parującym bigosem, pajdą chleba i herbatą.
Już na korytarzu roznosił się bigosowy zapach. Co ja mówię, znacznie wcześniej, tyle że w wyobraźni. Mroźne bywały listopady, często śnieżne. Kursowało się komunikacją miejską, oczekiwało na przystankach. Zapach i smak bigosu był pocieszeniem.
Teraz ja czekam z bigosem.
Przyrządzam go z 5 kg kiszonej kapusty, 2 kg mięsiwa, 1 kg kiełbasy, 0,5 kg wędzonego boczku. Dodaję suszone grzyby, czerwone wino, suszone śliwki i przyprawy nadające się do bigosu. Kiełbasę i mięso podsmażam na domowym smalcu, bo kapusta lubi wieprzowy tłuszcz, mawiała Mama. Kiełbasa i mięsiwo muszą być przedniej jakości, bez tego bigos się nie uda. Ileż siły trzeba, by mieszać w tym kotle. Ileż to drewnianych łych złamałam. Bez pracy nie ma kołaczy. Nagrodą jest obserwowanie, jak wszystkim smakuje i pochwały, rzecz jasna. Pyszny, mówią goście, pyszny chwalą. Ale i tak zawsze się znajdzie ktoś, kto powie, że jednak to nie to samo, co bigos Mamy, czyli babci Ludwiki, oj, nie to samo.
I mają rację, nie to samo, Mamusiu.
10 komentarzy
Ja nie wyobrażam sobie święta zmarłych bez ciasta dyniowego i pieczonej kaczki. Pozdrawiam jesiennie 🙂
Dziękuję Ci Marto, że wspomniałaś swoją mamę. Ja też jestem już sierotą, bez rodziców. Nie bywam 1 XI na ich grobie, ale sercem, myślą i emocjami jestem z nimi, szczególnie z mamą. Nigdy – tak jak ja – nie lubiła przebywać w kuchni, nie mam więc wspomnień z tym związanych. Za to przez wiele lat jej dom był miejscem spotkań 1 XI dla całej rodziny, która przyjeżdżała na groby bliskich. Niedawno obejrzałam filmik z takiego spotkania sprzed wielu lat. Nie muszę pisać, jak wielkie przeżyłam wzruszenie.
Obecnie, symbolicznie, palę znicze za wszystkich moich, na grobie koleżanki. Nie tym razem ! Przeżyłam szok gdy zobaczyłam puste, uprzątnięte miejsce – Róża nie ma już grobu. Zabrakło bliskich, którzy opłaciliby miejsce na cmentarzu, więc je zlikwidowano.
Miejsce zniknęło ale Róża w mojej pamięci zostanie na zawsze. Znajdę inny grób, na którym będę palić światełka pamięci.
Pozdrawiam ciepło, choć już listopadowo – Renata
Reno, zauwazyłam na cmentarzu, na Francuskiej, duzo przyklejonych kartek z informacją, ze miejsce jest nieopłacone. Moze już nie ma komu dbać o te groby. I choć nie jestem zwolenniczką kultu przesadnego, to jednak jakoś smutno. Nie kultywować, nie znaczy, nie dbać, skoro już grób jest.
Bigos, ciepły jak futro – jestem na gorąco po lekturze not biograficznych o Anne Sexton. I nie mogę ostygnąć. Cieszę się na kolejne spotkanie Klubu; jestem bardzo ciekawa Pani zdania na temat „poezji konfesyjnej”. Czy to zwierzenie kontrolowane czy nie? Czy w ogóle można mówić o kontroli jako kryterium w tworzeniu i jego ocenie? Pozdrawiam serdecznie i zazdroszczę bardzo dobrej, według mnie, wersji „dzielności” – kontroli:)
Bigos, ciepły jak futro matki Anne Sexton. Jestem na gorąco po lekturze. I trudno ostygnąć. Cieszę się na kolejną odsłonę Klubu i zwierzenia kontrolowane:) Jestem ciekawa Pani zdania o „poezji konfesyjnej” i roli kontroli w twórczości i jej ocenie. Pozdrawiam i zazdroszczę dobrej, według mnie, „wersji dzielności” – kontroli:)
Pani Moniko, długo Pani nie znajdzie wyjścia z Anne Sexton, Pani to już wie, nie muszę prorokować. Rozdział o mojej siostrze, Annie S. zamiesciłam w powieści „kobieta zaklęta w kamień”, w intermediach „Z szuflady Emilii”. Proszę zerknąć.
„Wszak kobiecie takiej z nikim nie do pary.
Ja jestem jej rodzaju”./ „A woman like that is misunderstood. I have been her kind.” Dziękuję:) Jednak… ocalona w tłumaczeniu:)
Tylko kontrolowana konfesja, nawet jak wygląda na niekontrolowaną. Już sama forma narzuca kontrolę.
Świetny przepis i naprawdę szybko się robi. Idealny na święta.
Zaduszki-tyle wspomnień i refleksji.Pięknie wspomina pani swoją Mamę.Moich rodziców już nie ma 26 lat”choć są zawsze przy mnie”, a bigos to piękna tradycja.Miło panią pozdrawiam.