Na spotkaniu autorskim Czytelnicy chętnie wysłuchują mojej opowieści. Nigdy nie mam zapiętego planu. Wchodzę na salę i w zależności od klimatu, który wyczuwam, rozpoczynam pogawędkę, raz lirycznie, raz buńczucznie, czasem publicystycznie. Po 40 minutach oczekuję, że publiczność włączy się do rozmowy. Często jednak zalega wówczas cisza i kontemplowanie podłogi. Rozumiem takie zachowanie. Kiedyś też byłam nieśmiała i nie zadałabym publicznie pytania.
Na jednym ze spotkań Czytelniczka, pani w średnim wieku zapytała: – Proszę pani, czy pas startowy jest wolny? Bez wahania odpowiedziałam: Nie, szybki. I zaczęłyśmy się śmiać. Tylko my, reszta publiczności patrzyła na nas, jakby nam coś dolegało. Pani wyjaśniła zebranym, skąd to pytanie. Pokazała mój „Autoportret z Lisiczką” i opowiedziała, jakim źródłem radości i wiedzy jest dla niej ta książka. Jeśli pani to czyta, pani Iwono, dziękuję, że była Pani na spotkaniu tak „intensywnie”.
Dostaję też listy. Często w podobnym stylu: byłam na spotkaniu, nie miałam się odwagi odezwać, ale czytałam to, to…
Bywają i takie, jak zacytuję poniżej. To miód na serce pisarki.
„Postanowiłam do Pani napisać, mam nadzieję, że nie ma Pani mi tego za złe. Tak niedawno jeszcze nie miałam nadziei na dobre życie, a Pani mi ją dała. Moja historia jest skomplikowana i długa, a ja nie wiem czy powinnam opowiadać o niej. Moja mama jest w Anglii i nawet, gdy mnie odwiedza, to jest to dla mnie już obca osoba. Moja siostra mnie nienawidzi, a ja jestem tu jak kopciuszek. Mój ojciec nie rozmawia ze mną Tylko zrób i siedź cicho. Pani książki.. dały mi tak potrzebną nadzieję!
Jestem otyła. Mam wrażenie, że jedyne, co interesuje moich rodziców – to mój wygląd. Poszłam rok wcześniej do szkoły, w domu umiem wszystko zrobić. Jednak rodzice uznali, że dziecko do wychowania potrzebuje nie rodziców, a pieniędzy.
Pani książki.. dały mi tyle… radości!
Kupiłam ostatnio Pani cztery książki i… rozpłakałam się. Popełniłam błąd, w którym wciąż tkwię, a czytając Pani dzieła znalazłam ludzi z takimi problemami. Rodzice mnie traktują normalnie, są obcy, ale ja… Popełniłam błąd. Zaufałam nie tej osobie, co trzeba.
Teraz wierzę, że to wszystko się zmieni. Muszę w to wierzyć, bo chce być silna.
Nie wiem czy przeczyta to Pani, bo dlaczego? Szczerze podziwiam Panią także za walkę z przemocą w rodzinie i problemami. Bardzo dziękuję, za wszystko, Ewa.”
Sezon spotkań zakończyłam.
Pora odpocząć.
Zresetować się.
Już mi się po głowie kołaczą nowe tematy, już chciałabym kreować światy.
Pisarz tak naprawdę nigdy nie ma wakacji. Przynajmniej od siebie.
4 komentarze
Ewo, ja tez staram sie byc osoba WIARY, bo wlasnie wiara w to, ze czeka nas cos dobrego dodaje sil, jak to napisalas. Najwazniejsze to jest chyba , aby otworzyc serce, aby nie zgorzkniec, aby nie stac sie kims podlym. Ludzie nas rozczarowuja, a to moze wywolywac w nas rozne reakcje, lecz ostatecznie dobrze jest otworzyc serce.
Marto! – przyjemnego odpoczynku.
Pozdrawiam, K.
Witam. Uczę w gimnazjum i polecam Pani książki jako lektury uczniom. Polecam to, czym sama się zachwycam. Lubię w tych utworach otwartość, brak zakłamania, brak pruderii, nazywanie rzeczy po imieniu i niezamiatanie brudów pod dywan. I wartości w nie wpisane. Na konkurs recytatorski wybrałam dla uczennicy fragment „Agaton -Gagaton; jak pięknie być sobą”, o poszukiwaniu przez bohaterkę odpowiedzi na temat orgazmu. No i mi się dostało. Nawet w gazecie lokalnej zaistniałam jako źródło skandalu. Nie dałam jednak wmówić sobie, że źle postępuję. Pamiętam siebie jako dorastającą osobę i swoje zainteresowanie tematem seksualności człowieka. Lepiej, gdy można porozmawiać o tym z bliskimi(siostrą, mamą, babcią), ale można też przeczytać dobre książki. Po Pani książkę sięgnęłam też, przygotowując przedstawienie teatralne. Zaadaptowałam fragment książki – rozmowy Agaty z siostrą, mamą, babcią. Bez krytyki się też nie obeszło, bo padło słowo „orgazm”. A nikt nie zauważył mądrości, przesłania…Myślę, że żaden nauczyciel nie chce robić krzywdy dzieciom. Pani też była nauczycielem. Nadal będę czytać Pani książki i nadal polecać je uczniom.
Bardzo mi miło, dziękuję. Przyzna Pani, że rozdział, o którym Pani pisze jest bardzo niewinny, przekorny i aż za bardzo dydaktyczny, tak to widzę po latach. A jednak budzi kontrowersje, choć od wydania powieści minęło 20 lat. Gdyby ktoś przeczytał ze zrozumieniem, to by miał inne zdanie. Gorszą się ci, którzy nie czytali. Samo słowo „orgazm” w powieści dla młodzieży jest owym zgorszeniem, bo lepiej zamiatać pod dywan. Nie dbamy o narodzone dzieci, niestety. Tym bardziej Pani dziękuję.