Z jakąż rozkoszą przyjęłam zaproszenie do Piotra na kolację, po kilku godzinach spędzonych w hali targowo-książkowej, na stadionie. Od końca kwietnia jeżdżę po Polsce i odbywam spotkania autorskie, nic więc dziwnego, że tęsknię za dobrym i lekkim jedzeniem. W drodze najczęściej jadam kotleciki schabowe „sponiewierane”. Zawsze pytam, czy smażone są na bieżąco, specjalnie dla mnie. Zawsze jestem zapewniana, że tak, ale przecież rozpoznam odsmażanie na głębokim tłuszczu czy w mikrofali.
Piotr prowadzi bloga kulinarnego „Podróże i smak”.
Blog kulinarny Piotra Konstantinowahttp://podrozeismak.pl/
Piotr Konstantinow to dżentelmen w każdym calu. Przyjechał po mnie do hotelu. Potem usadził w ogrodzie, przy zapalonych świecach, podał aperitif. Nawet komary poskromił specjalnym specyfikiem. Był ciepły wieczór. Zmęczenie wyparowało. Chłodnik litewski przywiał wspomnienia z najgorętszych wakacji. Przyjacielska rozmowa zaczęła się toczyć. Ciepła przystawka – roladki z indyczej piersi z bazylią i rokpolem zaostrzyły apetyt na danie główne – pstrąga upieczonego w piekarniku z salsą z pomidorów, bakłażana, papryki, czosnku i białego wina. Jak dobrze, pomyślałam, że mam przyjaciół, którzy dzielą się poematami niekoniecznie w formie wierszy.
Na drugi dzień, na targach książki (stadion) poszłam z Remkiem coś przekąsić. Remek jak to Remek, chciał klopsiki, ale go przekonałam, że skoro nie ma sosu miętowego do nich, to lepiej zjeść pierogi ze szpinakiem w sosie serowym. Nigdy nie jadam w przygodnych barach nic z mielonym mięsem. Niestety, nadzienie prócz koloru nie miało nic wspólnego ze szpinakiem, a ciasto było twardą powłoką, więc leżało mi to danie kamieniem w żołądku. Tym czulej wzdychałam do kolacji u Piotra.
Targi książki uczą pokory.
Tysiące książek, dziesiątki wystawców. Kiedy pomyślę, że na świecie co 3 minuty wychodzi drukiem książka, to najpierw wpadam w przerażenie ( po co jeszcze moje), a potem zaczynam podnosić głowę do góry (bo mam wiernych Czytelników).
Podpisywałam na dwóch stoiskach. Młodzieżowe powieści w wydawnictwie Akapit Press, „Autoportret z Lisiczką” w wydawnictwie Mała Kurka. Raz jeszcze dziękuję za dobre słowa, konwalie, słodkości (od Filipa Gołębiowskiego, pani Ani) i prezenciki. Bardzo doceniam to, że moi Czytelnicy wiedzą, że kocham obrazy Miró (dostałam film o artyście od Anety Trojak) i że rozmawiam ze św. Ritą (obrazek w koronkowej ramce, przywieziony z Włoch od Magdaleny Wieczorek).
Targi budzą też smutek.
Szczególnie w chwilach, kiedy się obserwuje, że największe kolejki są do celebrytów. Podszedł do mnie Czytelnik z dawno wydaną książką „Zdarzyć się mogło, zdarzyć musiało. Z Wisławą Szymborską spotkanie w wierszu”. Opowiedział, jak polował na nią na Allegro. Podczas naszej rozmowy czekały w kolejce dwie kobiety. Zainteresowałam ich, bo ów Czytelnik okazał się być aktorem z serialu, o czym nie wiedziałam, bo nie oglądam.
Po targach odwiedziłam jeszcze Platerów, wieś mojego ojca i babci Marianny, ale o tym kolejnym razem.
1 komentarz
Marto! – chyba tam, gdzie jadłaś z Remkiem, nie dotarła jeszcze M. G. ze swoimi ” Kuchennymi rewolucjami „. Włodek, jak jesteśmy na wyjeździe, a musimy coś zjeść – twierdzi, że każde zadane pytanie kelnerowi – mija się z celem, bo to co usłyszymy – będzie zawsze kłamstwem. I pewnie ma rację, ale szkoda, że dowiadujemy się o tym podczas posiłku. Ja już kilka razy nie zjadłam i nie zapłaciłam. Dlatego zawsze pytam – czy świeże, czy własnej roboty – pierogi, a nie mrożonki. I z czystym sumieniem nie płacę i nie zjadam, bo poznaję od razu, że – kelner ściemniał!
Pozdrawiam, K.