Inne

Mój grzech, moje pisanie

„Myślę, że to tak nie jest, prawda? Ze pisarzem można zostać, pisarzem się jest albo nie jest. Poza tym bardzo nie podoba mi się to, kiedy pisarza sprowadza się do roli wykonującego zawód. Pisuję tylko do tzw. szuflady, ale wydaje mi się, że zbyt wielu ludzi wyobraża sobie pisarza, jako człowieka siedzącego pięć lub sześć dni w tygodniu po osiem godzin za biurkiem, stukającego w klawiaturę. Ale to chyba tak nie jest? Właśnie…jak to jest? Czy pisze Pani, dla innych, czy w tym wszystkim jest też pisanie dla siebie, wynikające z osobistej potrzeby?” – pyta Sylwia, czytelniczka mojego bloga.

Długo by się rozwodzić nad odpowiedzią. Ale – tak to jest, przynajmniej w moim przypadku, że siedzę nie pięć, nie sześć, ale siedem dni w tygodniu przy komputerze. I nie osiem, ale i czasem dwanaście – albo – strach powiedzieć – bywa i więcej godzin, szczególnie wtedy, kiedy jestem w „mocy” pisania. Nie mam łatwości pisania i zawsze czuję się, jak ów Grant z „Dżumy” Camusa, który zdanie o kasztance, kłusującej przez Lasek Buloński, zmieniał tysiące razy, poszukując doskonałości.

Bywają i takie dni, kiedy przy biurku spędzam trzy godziny, bo odrywa mnie od niego codzienność i jej sprawy, albo potrzeba bycia wśród ludzi, albo w teatrze, albo na koncercie. Albo-albo. Czy wtedy nie piszę? Sądzę, że piszę zawsze, nawet jak leżę do góry dnem. Bo pisarz nie ma urlopu od siebie i nie umie wyfrunąć z własnej głowy. I niech to nie zabrzmi jak narzekanie.

Skłaniam się ku temu, że pisarzem można zostać. I ku temu, że to może być zawodem, jeśli pisanie staje się źródłem utrzymania i jeśli pisarz realizuje się w różnych gatunkach. Istnieje przecież zawód: literat; gorzej w żeńskim wydaniu – literatka – bo słowo to oznacza także małą szklaneczkę do wódki i jest dowodem na to, jak żeńskie wersje słów „wartościują” kobietę”.

Na spotkaniach autorskich często słyszę pytania: – Czy marzyła pani o tym, by zostać pisarką? Jak to się stało, że zaczęła pani pisać? – Nie marzyłam – odpowiadam. Marzyłam zupełnie inaczej. Zaczęłam pisać, bo odkryłam w sobie inną przestrzeń. „Skąd się ta przestrzeń bierze we mnie”? – pytałam nieraz samą siebie słowami Wisławy Szymborskiej i równie bezradnie jak ona odpowiadałam: „Nie wiem”. Moje dziewczynki miały inną odpowiedź, chyba prostszą i bardziej przekonywującą: – Mamusi się coś porobiło – mówiły. I zapewne nie były dalekie od prawdy.

Napisałam swoje pierwsze w życiu opowiadanie „Gra” i wysłałam je na Ogólnopolski Konkurs Literatury Miłosnej w Lubinie, przyrzekając sobie jednocześnie, że interesuje mnie tylko Grand Prix i Miedziany Amor. Jak go nie dostanę, nie będę dalej pisać. Nie było zarozumiałości w tym moim dążeniu po laur. Po prostu: zrozumiałam wtedy, że jak się coś zaczyna w wieku 37 lat, to trzeba zacząć dobrze lub wcale. Nie przeżyłabym zniewagi w stylu: „ Na druk jeszcze za wcześnie”, napisanej na marginesie tekstu przez redaktora z działu literackiego jakiegoś czasopisma.

Tak więc miało być. Tak miało się stać. Nie byłam spóźnionym debiutem
(krytycy mają takie wygodne określenie), bo wszystko ma swoje miejsce i swój czas. Przypadków nie ma, nie istnieją i niejeden mądry umysł czynił na ten temat wywody. Przywiozłam Miedzianego Amora, ważącego kilka kilogramów, ukryłam go we wnęce tapczanu, jakbym ukrywała swoją winę lub grzech.

Pisałam o tym wiele razy, także w książkach: Czerwień raz jeszcze daje czerwień, Święta Rito od Rzeczy Niemożliwych. I będzie o pisaniu także w najnowszej książce Autoportret z Lisiczką. Mówię ogólnie „książka”, bo akurat wymienione tytuły  trudno zaklasyfikować do jednego gatunku. Czyste gatunki już od dawna nie istnieją, przynajmniej w moim pisaniu.

„W ogóle to kogo można nazwać pisarzem? Bo skoro definicja słowotwórcza brzmi „ten, kto pisze”, to w takim razie wszyscy mogą być pisarzami… A dziś, kiedy każdy może mieć blog, pisać, co chce i jak chce, to gdzie są ramy? Czy w ogóle są jakieś ramy, w które można wpisać pisarza?” – pyta dalej Sylwia.

To bardzo istotne pytanie, szczególnie w dobie komputeryzacji i wzmożonego komunikowania się, czyli wypowiadania się, o czym świetnie mówi prof. Przemysław Czapliński w wywiadzie dla Gazety Wyborczej ( 19-20 stycznia 2013), zatytułowanym „Piracka akademia pisania”. Główne pytanie tej rozmowy brzmi: Dlaczego Polacy mniej czytają, a więcej piszą?

Byłoby miło, gdyby Czytelnicy mojego bloga zechcieli wyrazić swoje zdanie na ten temat.

in / 1841 Views

8 komentarzy

  • ~Bluebell 5 lutego 2013 at 15:53

    Dla mnie pisarz to jest osoba piszaca glownie dla siebie i dla malej grupki przyjaciol, co nie znaczy, iz nie maja byc te utwoty wydawane i ze nie ma byc to zawod jednoczesnie! Ja mowie o tej immanentnej potrzebie pisania.
    Poza tym najwyzej cenie w pisaniu wiernosc ksiazce, opowiadanej historii, nie sobie czy innym. Pisarz ma byc odwazny i nie bac sie poruszania jakichkolwiek tematow, jesli tylko wie, ze musi o tym pisac.

    Reply
  • ~sylwia 5 lutego 2013 at 21:37

    Pani Marto, wydaje mi się, że w moim poprzednim komentarzu wyraziłam się trochę niejasno. To oczywiste, że pisarz pisze, a więc musi poświęcić swój czas. Pisząc o spędzaniu czasu przez pisarza, miałam na myśli głównie to, że przecież najpierw pisarz musi wiedzieć, co chce napisać, ale co wtedy, kiedy są okresy pustki? ciszy? Tak, jak Pani pisze, pisarz nawet leżąc pracuje, bo w jego głowie układa się tyle wydarzeń… pisarz chyba buduje świat z rzeczywistości, z codzienności, prawda? Żadnym słowem nie wyrazi tego, co widzi, bo nawet jeśli spróbuje, to to już nie będzie to samo, słowem nie da rady tego oddać, to już będzie kreacja.. może w tym sensie wszyscy jesteśmy pisarzami? Piszemy swoje życie codziennością, choć nie każdy robi to przy pomocy litery, ale to pewnie jakieś dziwne spostrzeżenie… Bo pisarz pisze i wydaje, prawda? A jeśli tego nie robi? Pewnie nie jest pisarzem. Czyli jednak..pisarz to zawód..czyli jednak tak musi być…

    Reply
    • Marta 7 lutego 2013 at 00:14

      Dzis tylko dziękuję za zainteresowanie, jutro odpowiem szerzej, pozdrawiam.

      Reply
    • Marta 7 lutego 2013 at 13:06

      Kiedy byłam autorką 5. wydanych ksiażek, nie nazywałam siebie pisarką. Zauwazyłam, że dziś ktoś wyda jedną ksiązkę i już tak siebie „lansuje”. Oczywiście, rzecz nie polega na ilości. Bo można napisać jedną i przejść nią do historii. Jeśli mówię dzisiaj o sobie, że jestem pisarką, to znaczy, że to mój sposób na życie – mentalne i codzienne. To mój zawód. Z tegoż pisania się utrzymuję. Czy przyszlość zobaczy we mnie pisarkę? To się okaże. Niedawno czytałam swoje dzienniki z roku 1995. Opisywałam tam spotkanie w Opolu, w klubie akademickim, na którym byli studenci i pracowniczy naukowi. Otóż jeden z nich był oburzony moją powieścią „Batoniki Always miękkie jak deszczówka”, Zarzucił mi, że to doraźna opowiastka, warsztatowo poprawnie napisana, ale nie prawdziwa, bo przedstawiana tam młodzież licealna zachowuje się, jakby była mlodzieżą z marginesu społecznego, brzydko się wyraża, np. dziewczyna mówi co chłopaka, „spadaj”. Ów pan, którego nazwisko pominę, zawyrokował, że za 5 lat nikt nie będzie o mnie słyszał, a moja powieść pojdzie na przemiał. Tymaczasem minęło prawie 20 lat. O „Batonikach” uczy się młodzież w gimnazjum. Az 7 podręczników szkolnych przedrukowuje ich fragmenty. Co będzie dalej, przyszlość pokaze, tego nikt nie wie.
      Pisarz może więc swoje pisanie traktować jak zawód, ale nie musi.

      Reply
  • ~Mila 6 lutego 2013 at 17:33

    A ja się zastanawiam nad innym aspektem pisania, a mianowicie czerpania (lub nie) z własnej biografii, przetwarzania swoich doświadczeń na fikcję.
    I tu się zaczyna problem. Czytelnicy chętnie doszukują się w twórczości pisarzy wątków autobiograficznych (mam na myśli powieści, opowiadania, gatunki, które jednoznacznie kojarzą się ze światami zmyślonymi, a nie np. dziennik). Interpretując je lub tylko je odczytując, uznają, że wiedzą wszystko o pisarzu, a kiedy autor podkreśla, że to fikcja, że narrator nie jest na równi z twórcą pojawia się konsternacja: gdzie jest prawda, a gdzie kłamstwo? W twórczości czy w życiu? Odbiór zero-jedynkowy.
    Przychodzą mi na myśl takie tytuły jak „Gnój” Wojciecha Kuczoka czy „Pod mocnym aniołem” Jerzego Pilcha.
    W Pani twórczości, Pani Marto, też znajdziemy „Agatona-Gagatona” czy „Kobietę zaklętą w kamień”, które mogą budzić chęć nadinterpretacji czy wręcz „wchodzenia z buciorami” w życie pisarza.
    Dlatego parafrazując tytuł programu publicystycznego – co z tą biografią? co z tą fikcją, Pani Marto?

    Reply
    • Marta 7 lutego 2013 at 00:13

      Te problemy i dla mnie są bardzo istotne. Jutro napiszę więcej, pappa.

      Reply
    • Marta 7 lutego 2013 at 12:56

      Piszesz „kłamstwo”. Nie, nie kłamstwo. Jeśli już to „zmyślanie”. Czy zauważyłaś, że siebie samą ( np. w Ricie) odczytuję zarówno jako fikcję i jako fakt? Dzięki temu czytelnicy moją mnie czytać „szerzej”. Pomiędzy dopełniać opowieść swoim doświadczeniem, czyli tzw. konkretyzacjami. I ta właśnie przestrzeń jest moim zdaniem najważniejsza. Jeśli masz ją czym wypełnić, jeśli dzięki pisarzowi przeżywasz coś, co możesz uznać za swoje, to miedzy innymi dlatego ten pisarz Cię pociąga i staje Ci się bliższy niż inni. Fakty są tylko faktami. I one niekoniecznie są prawdą jedyną. Świetnie pisał o tym Amos Oz. Omawiam jego patrzenie na fakty w „Autoportrecie z Lisiczką”. Zgadzam się z nim w każdym calu. Zgadzam się też z Jeanette Winterston ( „Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?”)
      Kiedy pisałam „Ritę”, korzystając z własnych „faktów”, wiedziałam, jak tę opowieść chcę konstrukcyjnie poprowadzić i jak tym samym zakończyć. Ponieważ jednak życie pisze własne scenariusze, więc zdecydowałam się dopisać jak gdyby drugie zakończenie, to, którego nie planowałam.
      „Gnój” nazwany był antybiografią. Specjalnie. Im bardziej autor się dystansował, tym bardziej traktowano wszystko, co w powieści za autobiograficzne. Z tym, ze nawet „autobiograficzne” nie oznacza prawdy i tylko prawdy jedynie słusznej, bo takiej nie ma.
      Spróbuj wziąc jakiś temat z własnego życia, taki, który w Tobie siedzi jak drzazga. I zrób z tego krótką opowieść dla innych. Musisz to tak napisać, żeby to czytelnik był poruszony i aby zapamiętał. Czyli musisz tekst skomponować, zadbać o dramaturgię, wyobrazić sobie reakcję czytającego. To nie Ty masz płakać, ale masz wzruszyć czytelnika. Czy Twoja opowieść będzie prawdą i tylko prawdą? Czy też będzie zawierała elementy fikcji, zmyślenia? Może się zdarzyć tak, że zżyjesz się z opowieścią zapisaną i już tylko w nią będziesz wierzyć, zapominając tym samym, że w życiu było np. bardziej szaro niż to przedstawilaś w opowieści. Zauważ: czasem w wydarzeniu uczestniczą 3 osoby. Zalożmy, ze każda z nich opisze to wydarzenie w sposób literacki, nie chodzi mi o sprawozdanie. Jestem pewna, że powstaną 3 różne historie. mimo ze każdy z opowiadających będzie dysponował takimi samymi faktami.
      Lubię mieszać fakty z fikcją, np. do wykreowanej przeze mnie fabuły dołączyć postać z prawdziwego życia, jak w Cafe Plotka. Bohaterka powieści, Ola, zaprasza na swoje 18.urodziny kuzyna, aktora Marcina Dorocinskiego. I on przychodzi. Czy Ola istnieje w realu? Nie. A M. Dorociński tak.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Reply
  • ~Klaudynaa.. 7 lutego 2013 at 23:08

    Dla mnie istnieją, że tak powiem, dwa rodzaje pisarzy: ci, co MUSZĄ pisać, bo chcą być na siłę sławni i znani (wówczas nie wychodzi dobra książka) i ci, co piszą, bo lubią. Bo szanują ten zawód, tą pasję. Bo pisanie to może być pasja. Marzenie. Hobby. Tacy ludzie piszą najlepsze, najpiękniejsze książki. Takie, przy których łza się kręci w oku. Na przykład, książka ,,Poczwarka”. Nie pamiętam autora. To była książka o dziewczynce chorej na downa. I mimo, iż mam dopiero 14 lat, mnóstwo koleżanek, kumpli… I tak przeczytałam tą książkę o prawdziwym życiu. Przypadkach. Była dla mnie taka wzruszająca, że pod koniec popłakałam się porządnie. Według mnie, pisanie książek bierze się najpierw od czytania innych powieści. Później rozwija się wyobraźnia, pomysł. Ja obecnie przeczytałam już całkiem dużo ,,grubych” książek i nadal czytam nowe. Dla mnie życie w książce to kompletnie odrębny świat. Nowy. Warty poznania. Mam nadzieję, że kiedyś i ja zostanę tak dobrą pisarką, jak pani, pani Marto.
    Czy i pani tak myśli..?

    Reply
  • Skomentuj ~Klaudynaa.. Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.