Taki zbzikowany stan
W bardzo zbzikowanym tkwię stanie, poruszam się, jak wemgle, jakbym nie miała pewności, czy po wyjściu zza biurka nie czyha na mniecoś dziwnego, dużego, kudłatego, czego powinnam się bać. To taki stanzawieszenia, bo skończyłam jeden projekt, jak powiedzieliby młodzi, którzy żyjątylko i wyłącznie projektami – a nie zaczęłam kolejnego. Czyli jest to stanpomiędzy, kiedy mogłabym fruwać. Mogłabym, gdybym miała siłę. Bo skrzydła mam,cóż z tego, że z lekka skarłowaciałe.
Najpewniej czuję się za biurkiem. – Pisarz musi swojeodsiedzieć, nawet, gdyby miał nic nie napisać – mawiał twórca, o którymmyślałam, że będzie moim literackim guru, zanim nie pojęłam, że sama muszę byćsobie sterem, żeglarzem, okrętem i guru nie dla mnie.
„Jeśli spotkasz Buddę, zabij go!” – czytałam kiedyś książkę SheldonaKoppa o takim tytule.
Każdy ma w sobie Buddę, tylko musi go rozpoznać. ZabicieBuddy oznacza wyzbycie się nadziei, żepokieruje nami cokolwiek, co nie leży w naszym wnętrzu. Tak, potakiwałamuradowana, bo do tych wniosków już sama doszłam, zbłądziwszy przedtem wielekroći swoje wycierpiawszy. Każdy ma swoją pieśń i nikt za mnie nie przeżyje mojejhistorii, ale dobrze byłoby, aby ktoś jej przynajmniej wysłuchał.
Siedzę więc pół dnia za biurkiem, robiąc NIC.
Potem wychodzęzza niego i czuję się mniej pewnie. Obijam się od ściany do ściany. Tak bywało już nieraz, nie zbzikowałam,pocieszam siebie. Nie mam żadnych bzików, powtarzam po cichu, aby Januszek nieusłyszał. Inni mają, a ja nie. Żadnych dziwactw we mnie. Poukładana jestem,pogodzona, harmonijna. Nawet własnego cienia się nie boję i workiem mnie niktnie wystraszy.
Przymierzam buty. Przekładam pudła. Dużo ich. Taką mamzasadę, że jak przybywa nowa para, staram się wyrzucić starą. Tylko którą?Muszę to zrobić, bo właśnie dostałam od przyjaciółki ze studiów, Danusi, 4 pary nowych butów, markowych, leżąjak ulał i takie, jak lubię. Danusia to ma bzika. Na punkcie butów. Kupuje ikupuje.
Wraca do domu i okazuje się, że jednak nie są tak wygodne, jakbychciała. Mamy ten sam rozmiar (35 lub 2,dziś rzadko spotykany). Przesyła je więc w prezencie, pachnące nowością, zmetkami. Śliczności. No, dobrze, ale których się teraz pozbyć? Nadmiar boli.Wybór boli.
Wracam więc za biurko, tu czuję się bezpieczniej. Mogę napisać, conapisałam. Dzień bez zapisanej strony to dzień niepełny.
Dzień bez przeczytanej strony także. Łypię na otwartą książkęJaniny Katz „Opowieści dla Abrama”. Oddwóch dni dawkuję sobie porcje tej lektury, po 50 stron, by na dłużej starczyło.
Pisałam w tym blogu o poprzednio przeczytanych powieściachtej autorki ( „Pucka”, Moje życie barbarzyńcy”). Ale tę, którą teraz czytam,Janina Katz napisała dla mnie, tak czuję.
15 komentarzy
Martusiu, znów skorzystam z Twojej mądrości życiowej: zawartość fajnej książki będę sobie dawkować. Zazwyczaj wpadałam w popłoch,,ojejku, co zrobię jak się skończy?” Jak pochodzi z moich zasobów, to pół biedy, ale jak cudza, to tragedia.
Tak, tak, bo przyjemnosc się podwaja wtedy.
Pani Marto, takie siedzenie też może być twórcze, ale o tym przekonujemy się dopiero potem :)Pozdrawiam ciepło.http://thesecretandme.blogspot.com/
Zajrzałam do bloga i będę zaglądać, pozdrawiam.
Miło mi. Pozdrawiam serdecznie.
Nie znam wcale tej autorki. Czy zainteresuje 20-latkę?
Wybrałam Pani książkę do przeczytania, Kaśka Podrywaczka, gdyż uznałam, że może być interesująca. I owszem jest, jednak jedno mnie drażni. To w jaki sposób mówi główna bohaterka. Młodzież nie mówi np. spoko, morskie oko ( to totalny obciach); (..) tylko trzask, prask, gładka gadka, prztyki, patyki, zielone guziki, bomby, miny, karabiny, dylu, dylu, na badylu, tralala, bum, bum, bum; starsi( jak juz to starzy) i wiele innych. Piszę to nie z chamstwa, tylko by pani uświadomić, że styl mówienia się zmienił. Nie chciałam też Pani obrazić.
Ani trochę się nie obrazam! Ale widac przebywamy w innych srodowiskach. Mlodziez, z ktorą ja obcuję nie mówi starzy ( bo to uchybia rodzicom, których lubią), a mówi starsi. Młodzież mówi – spoko…itd. Takze wiele innych słów i zwrotów, ktorych sama nie wymysliłam, a podsluchałam. jesli masz jakeis ciekawe powiedzonka, słowa i zwroty, podziel się ze mną, będę wdzieczna. POzdrawiam.
Zuus ma niesamowite powiedzonka,ja jestem w szoku,ale Zuus? wyluzuj… Pani Marta ma racje! Proponuje Ci obejrzec np.”Tolka Banana”:) super serial Wyrowna Ci sie poziom adrenaliny, zapewniam…powodzenia,Pozdrawiam:)
Jestem nastolatką i na rodziców też nie mówię „starzy”.Zgodzę sie z Panią Martą Fox.że to zależy od relacji jakie sie ma z rodzicami.Jedni używają tzw słów młodzieżowych,by nie odstawać od większości a inni są indywidualnościami i nie ulegają modzie,mają swoje powiedzonka.Lubię inność.bo ona pokazuje,że każdy z nas jest inny:)Gorąco pozdrawiam
A ja znam małżeństwa, które mówią o swoich połówkach „ta stara, mój stary”. A nastolatkami byli oho, ho…
Boże, arto… co mnie tknęło, żeby wejść dziś na Twojego bloga:))) Też siedzę, gapię się w ekran. Myślę o niebieskich migdałach, zamiast wziąć się do pisania. Wstaję, siadam, wychodzę na papierosa, robię herbatę za herbatą… mam tysiące innych rzeczy do zrobienia, zamiast pracy. Pomysły mi gdzieś uciekają, wracają, kurzu mi w głowie narobią i uciekają. I tak się „szlajam” na prawo i lewo:)) Postanowiłem w ramach „niezabierania” się za pracę znaleźć lepsze zajęcie i wejść na Twoje bloga. A tu taaakie załamanie :)))))) Ściski, Marto kochana.
Przytulki.
Pani Marto, wszystkiego najlepszego z okazji imienin! Pozdrawiam.
O, jak miło, ze pamiętasz, ściskam, dziękuję.