Warszawa – targi książki
O północy przyjechałam do Warszawy, ze Słupska.
Miałam bilet w pociągu IC, miejsce 75, w wagonie 15, którego nie było.
Dodam, że podróże koleją są teraz bardzo drogie, droższe od samolotu.
Nie marudzę, bo miejsce 75 było też w wagonie nr 9 i mogłam się tam rozkokosić, przy stoliku, w dodatku w wagonie tzw. lotniczym, co lubię, bo jest więcej przestrzeni i nie trzeba „obcować” z innymi pasażerami.
W Słupsku kupiłam sobie sukienkę. Zieloną jak świeży groszek.
Wyglądała pięknie na wieszaku.
Zapewne nigdy jej nie założę, bo ona taka bardziej balowa w kroju.
Ale może przynajmniej rozzieleni moją szafę.
W Warszawie upał, a ja wyjeżdżałam w zimnicy, deszczu, więc mam walizkę wypchaną swetrami, wysokimi butami. Nic w niej letniego.
I co ja mam zrobić?
Jedyną letnią rzeczą jest moja „zielonka”, czyli ta balowa suknia.
I choć wolę „czerwonki”, to może jednak się przebiorę i wystawię na pośmiewisko targowe.
Why not? – jak powiedziałby mój wnuk, który lubi, jak jego babcia jest „fresh” i „jazzy”.
Aha! Stoisko 118 A.
Zapraszam o godz. 13.00
Inne
15 komentarzy
A co maja zrobic tysiace haitañczykow,placzacych na grozach swych domostw?? plakac dalej???
Doroto, ten czas, który spędzasz przy komputerze mogłabyś bardziej pożytecznie zużytkować, na przykład wziąć wiadro i ścierki i pomóc komuś poszkodowanemu w powodzi w sprzątaniu domu. Ale najłatwiej jest dużo gadać i krytykować innych. Bo tylko głośne użalanie się nad kimkolwiek nikomu jeszcze w niczym nie pomogło.
Twoje rady Jano są nie na miejscu. Mieszkam w Sandomierzu, pomagam jak potrafię od poczatku tego kataklizmu . A proza życia też mnie zajmuje.Bywaja jednak sprawy obok których obojetnym być nie można. Dziwi mnie ta agresja.
Bardzo Ci wspolczujemy, Doroto. Przynajmniej ja, choć myslę, ze rowniez inni. Rozumiem, skąd Twoj zal. Kazyd robi swoje, jak napisala pani Fox w nowym wpisie. Ty, jak widzę siedzisz, przy komputerze i żądasz, by wszyscy rozpaczali i by ich mysli krązyły tylko wokół powodzi. Albo by udawali, ze z powodu tej katastrofy o niczym innym nie myslą, nic nie robią, tylko się martwią, a zycie plynie szybciej niz woda. niestety.
TAK! Jestem agresywna! Bo nie zgadzam się, aby ktoś dyktował innym jak się mają zachowywać w takiej czy innej sytuacji, kiedy mogą się śmiać, a kiedy płakać i obchodzić żałobę. A to, jak widać, staje się w Polsce zwyczajem. Czy czuje się Pani lepiej pouczając innych?