Dzień Walki z brzydkimi słowami
Wczoraj był dzień wali z brzydkimi słowami, a raczej bezwulgaryzmów.
Nie udało mi się, mimo że nie należę do przeklinających na prawoi lewo.
Przejeżdżałam przez miasto w godzinach szczytu, a wtedy,niestety, nawet jak się staram, wylatują ze mnie słowa brzydkie, choć niepowszechnieużywane, na przykład „dupa mać”.
Niestety, wieczorem bluzgnęłam raz jeszcze (nie zacytuję),ponieważ w zsypie na śmieci
ktoś się wysrał i nie był to pies.
Najbardziej wedle mnie wulgarnego nie używam. Naprawdę.Właśnie dlatego, że brzmi okrutnie wulgarnie, a powszechnie jest używane bezpoczucia owej wulgarności.
To słowo „za******y”.
Zofia Chądzyńska, wspaniała tłumaczka i pisarka, którazmarła w prawdziwie podeszłym wielu lat 90., lubiła to słowo. Mówiła, że jestnasycone prawdziwym świństwem i oddaje rzeczy sedno. Być może, jeśli się goużywa odpowiednio, a nie jako przecinek.
Nie cierpię też słów „generalnie” oraz „dokładnie”.
Straszliwie mi zgrzytają i nigdy, przenigdy ich nie użyłam inie użyję, właśnie dlatego, że trzeba mieć jakieś zalety, więc moją niech będziebrak tych słów w osobistym słowniku.
Brak komentarzy