To był dzień jak we mgle, czym bardziej ku wieczorowi, tym realniejszy.
Budziłam się w nocy, gadałam dziwnym językiem, a kiedy Janusz próbował dopytać, o co mi chodzi, złościłam się, że nie rozumie.
Być może jadłam śniadanie, choć nie jestem tego pewna. Myślę, że Janusz nie pozwoliłby mi wyjść na czczo na mróz.
Być może byłam u fryzjera, jak przez mgłę pamiętam, że usiadłam na fotelu u Jeana Luise tylko dlatego, że nikogo innego tam nie było. W takim razie, dlaczego Janusz powiedział, kiedy wróciłam: – Już jesteś? A miałaś pójść do fryzjera.
Potem pojechałam na dworzec po Hanię Kowalewską, której nie widziałam 17 lat. Naprawdę aż tyle? To dlaczego rozmawiałyśmy tak, jakbyśmy się rozstały rano?
Do długiej spódnicy założyłam buty do kostek, zapomniawszy o śniegu.Zorientowałam się wprawdzie, wsiadając do samochodu, ale nie chciało mi sięwracać na górę, by je zmienić. Kiedy spacerowałam z Hanią po Silesia Center, by nie łazić po zasypanym śniegiem mieście, pomyślałam, że kupię nowe buty, takie futrzane, wysokie. Zamiast tego kupiłam czerwone rajstopy, by udawać bociana.
Prowadziłam spotkanie z Hanią w bibliotece.
Naprawdę prowadziłam? Bo jakoś tak za mgłą wszystko się działo.
Wróciłam do domu. Janusz zapytał, kto mi dał takie piękne czerwone tulipany.
– To od Anety – powiedziałam.
– Haha – powiedział Janusz – i zamilkł.
– Co to za płyn, który przyniosłaś? – zapytał po chwili.
– To dla Mordka, by nie obsikiwał kątów.
– Też od Anety?
– Tak, bo ona jest prawdziwa, Piotrze.
– Piotrze? Przecież ja mam na imię Janusz.
– Tak, ty masz Janusz, nie musisz mi przypominać, ale to Piotr myśli, że ona jest nieprawdziwa.
– Jaka ona?
– Aneta.
– Aha, a Ty się nazywasz Piotr?
– Nie, ja się nazywam Little Blondie Foxxy.
– Super, a ja Łysek z pokładu Idy.
Inne
1 komentarz
Co za traf! Właśnie czytam książkę Hanny Kowalewskiej „Maska arlekina”. Świetna! Zazdroszczę Ci Marto, podobnie jak Remkowi, tych spotkań… I oficjalnych i tych mniej oficjalnych.Pozdrowieńka dla WAS od NAS!