Beata Tyszkiewicz. Urodzona za ladę
Rozmawiał Dariusz Zaborek
Reklamowała Pani odkurzacze.
Mam taki odkurzacz, robi wszystko: pisze na maszynie, odbiera telefony, jest fantastyczny do dzisiejszego dnia (śmiech). Najpierw dostałam od producenta ogromny bukiet białych róż, co mnie ujęło, bo nigdy białych róż w takiej ilości nie dostałam. Zapytałam kolegów aktorów, ile zarabiają, jeśli pracują dla reklamy. Powiedzieli, że tysiąc dolarów dziennie. Pomyślałam: nie wypada mi powiedzieć temu panu, że odkurzacz jest be, tylko podam swoją stawkę, a on odpowie, że mu strasznie przykro, ale to nie jest na jego możliwości. Cisza w słuchawce, po chwili odpowiedział: „Będziemy płakać i płacić”. Dostałam za pół dnia zdjęć 60 tys. dolarów. Bardzo przepraszam, ale chyba trzeba być idiotą, żeby nie dać się sfotografować za 60 tys. dolarów. To było prawie 13 lat temu, to tak jakbym dziś zarobiła 150 tys. dolarów. Jednak był jeszcze inny powód.
Jaki?
Miałam umierającą mamę. Same pielęgniarki kosztowały pięć tysięcy złotych miesięcznie, a musiały być przy mamie całą dobę. Miałam na wszystko. Kiedyś aktor teatralny mówił: „Ja nie gram w filmie”. Znałam takich aktorów – nie gra do czasu, kiedy nie dostanie propozycji. Filmowy mówi: „Nie gram w telewizji”. Do czasu kiedy nie dostanie propozycji. „Nie gram w reklamie”… Do czasu! Henry Fonda siedział na lodówce, sama widziałam tę reklamę. I nic się nie stało, zdobywał Oscary. Oferta zrobienia reklamówki to jest fart, nie można inaczej tego nazwać.
Kolorowe pisma są pełne Beaty Tyszkiewicz. Nie irytuje Pani, że kolejny dziennikarz po raz kolejny pyta Panią o pożycie z trzema mężami?
O coś muszą pytać. Mnie te wywiady nie są potrzebne, przysięgam panu.
Zamieniam się w dziennikarza z pisma kolorowego i muszę spytać: Czy ten nigdy niepodnoszący głosu na aktorów Andrzej Wajda – Pani były mąż – potrafił się z Panią kłócić?
Nie kłóciłam się w życiu nigdy z nikim. W ogóle. Jeśli ma się rację, to się ją ma. Kłócić się, to znaczy nie mieć racji.
Czy to prawda, że w ZSRR przerwano z Pani powodu talk-show na żywo?
Prawda i zrobił to pan Kapler. Zapytał, jakie jest moje marzenie. Odpowiedziałam: „Zmienić geograficzne położenie Polski”. Drżącym głosem spytał: „Dlaczego?” „Ze względu na klimat”. Zrobił się strasznie czerwony, miał burzę siwych włosów. Był kiedyś narzeczonym córki Stalina i zesłali go za to do jakichś łagrów. Program przerwano i do Związku Radzieckiego nie zapraszali mnie przez trzy lata. Karniaka miałam. Ale poza tym ani jednego złego słowa nikt mi nie powiedział.
A czy miała Pani poczucie, że jest pieszczona przez władców PRL?
Nie miałam na to żadnych dowodów, bardzo żałuję. Że miałam prawo wyjeżdżania na zagraniczne festiwale? Bo mówiłam w obcych językach. Nie odczuwałam żadnej szczególnej adoracji.
Co to znaczy być damą?
Nie wiem, niech mi pan powie. W ogóle nie czuję się damą i starałam się w mojej książce pokazać, że jest to niefortunne określenie, które do mnie przylgnęło. Przylgnął do mnie taki XIX-wieczny kostium, ludzie widzieli mnie w tych sukniach, krynolinach. Mój wuj mówił: dama nigdy się nie spieszy. Zawsze się spieszę, nie spełniam warunku. Według mnie dama to ktoś taki, kto umie się taktownie zachowywać w najróżniejszych sytuacjach życiowych, jest ciekawy osoby, z którą rozmawia, a przynajmniej robi takie wrażenie, daje szansę wypowiedzenia drugiej osobie tego, co chce. Nie sprawia sobą kłopotu. Nigdy nie jest oczko za wysoko – gdy idzie na przyjęcie, nie może być lepiej ubrana od pani domu. Dama musi znać swoje miejsce.
http://wyborcza.pl/1,88975,2019343.html
Brak komentarzy