Pozdrawiam w niedzielny wieczór.
Dzień był szary, bury i ponury. Pracowity, bo ja lubię dzień święty święcić pracą twórczą od rana do późnego popołudnia, z przerwą na obiad własnoręcznie przyrządzony. Oderwałam się dla higieny psychicznej, by zrobić pangę w sosie beszamelowo-koperkowym. Do tego jarzyny na patelnię ( uratował je Janusz, bo wrzuciwszy, zapomniałam).
Wieczór w Teatrze Korez, na monodramie „Kolega Mela Gibsona” w wykonaniu samego Dyrektora Dyrektorowicza, czyli Mirka Neinerta. Dla mnie bomba, ale o tym jutro, jeśli zdążę napisać rano, bo jutro też bardzo intensywnie. Papapa.
Inne
Brak komentarzy