Chłopiec z deszczu, czyli Filip
„Nie mogę się doczekać aż obojezłamiemy zasadę i jednak się poznamy… albo przynajmniej podamy sobie ręce.Pozdrawiam, dziękuję za „Ciężarówki”, za dedykację. Czekam na deszcz.Bez deszczu się wysycha. Bez miłości można trwać – Pani o tym doskonale wie”.
To fragment listu sprzed dwóch lat. Znamy się od kilku lat inie znamy. On mnie zna więcej, bo przynajmniej czyta moje książki, a ja niemiałam okazji słuchać jego radiowych audycji w mieście na Wybrzeżu. Kiedyś nagrał ze mną przez telefon małą rozmowę jako zapowiedź przed moimspotkaniem autorskim. Ale nie przyjechałam. Tak więc nie podaliśmy sobie rąk.Tłumaczę Filipowi, że nie powinien dążyć do poznania pisarza, którego lubi, bonic z tego dobrego nie wyniknie. On przecież lubi tylko swoje wyobrażenie omnie, lubi moich bohaterów, a ja nie jestem ani Moniką z „Ciężarówek”, aniMagdą, ani tą, która „kapelusz zawsze zdejmuje ostatni”. Nawet nie wiem, czyjestem Martą Fox z „Rity”, bo przecież i tam jest tylko moje wyobrażeniesiebie, które niekoniecznie musi odpowiadać temu, jak mnie postrzegają inni.
„Bez miłości można trwać ipani o tym doskonale wie”. Ha ! Oczywiście, wiem. Ale trwanie to nie życie,słusznie Filipie, zauważyłeś. Żyć bez miłości nie można, ale miłość to –na szczęście – nie tylko te uczucia, które czujemy do ukochanej osoby. Nawetbez ukochanej osoby można żyć, bo to, co ukochane w czasie przeszłym, nie zawszemusi takim być w teraźniejszym – tak kiedyś napisałam do Filipa.
Teraz Filip pracuje w Londynie.Pisze bloga, więc czytamy nasze pisanie.Ostatnio w blogu napisał tak:
„To już 2 tygodnie. Tylko 2tygodnie zostały do czasu, kiedy się człowiek zamyka w swoim własnym świecie,wyłącza telefony i ma gdzieś to, co dzieje się dookoła. Dziś robię uszka zkapustą i grzybami. Musi być dużo. Chce mi się ! Moja wigilia na obczyźniebędzie tradycyjna. Za tydzień wstawiam zakwas na barszcz czerwony. Prawdziwy,”babciowy”. Na ścianachzawisły wełniane sznury z szyszkami i cynamonowymi pałkami. Delikatny zapachświeżego cynamonu roznosi się po całym domu. Coś nieziemskiego.”
Do mnie Filip napisał: „Nie maszochoty tak po prostu „ciepnąć” wszystkiego na kilka dni i zaszyć się w kuchni?Zapalić świeczki, cicho nastawić radio, nalać sobie lampkę wina i upichcić cośmasywnego?”
Filipie, będę szczera: Nie mamochoty na zaszywanie się w kuchni. Owszem, wypijam właśnie drugą lampkę Martiniextra dry, słucham najpiękniejszych arii świata ( Janusz mi zrobił taki supermix) i od kilku dni, po kilkanaście godzin siedzę przy biurku i piszę. Ze strachem myślę, że będę jednak musiała cośw tej kuchni zrobić, bo nie cierpię sklepowych pasztecików, ani wielu innychgotowców. Jeśli muszę wyjść z domu na chwilę, to rozbijam sobie tym wyjściempisanie. Jeśli w kuchni spędzam więcej niż dwie godziny, czuję sięnieszczęśliwa. Przeliczam ten czas na ilość przeczytanych stron ( albonapisanych). Coś mi się porobiło, Filipie. Na pewno Cię rozczaruję, aleuprzedzałam: ulubieni pisarze nie muszą się okazać ulubionymi ludźmi.
Gdzie u nas kupić laski cynamonu,by mi nim dom pachniał? Może są takie sklepy, a ja o nich nic nie wiem, bosiedzę w dziupli? Kto mi podpowie?
7 komentarzy
jeśli tylko masz ochote poczytać moją historie wejdz na http://www.zyleta-15.blog.onet.pl . . .wzloty i upadki mojego zycia zwiazane z żyletka.
Nie chciałabym posądzona o kryptoreklamę, ale pewnie laski cynamonu można kupić w Bomi (koło Ikei). A inne zakupy świąteczno-kuchenne dobrze robi się w nocy, w całodobowym sklepie. Nie ma ludzi, nie stoi się w kolejkach długaśnych na kilometry i jest czas, by na półkach odszukać wszystko, co zapisane na liście:)Pozdrawiam serdecznie
Smutny ten jego blog. I Ciebie tam duzo, Marto. I gotowania rowniez.Wyglada na to, ze ta dedykacja w Ciezarowkach przed laty zmienila Filipa w Prawdziwego Fana…
Dzieje pewnej dedykacji, niezły tytuł Marcinie, prawda?
aha!!!!;-)
laski cynamonu chyba w wiekszosci sklepach ze spozywa, Kamisu jest dorby polecam Pani Marto
Dziękuję, juz najwyzszy czas, bym wyruszyła z domu na łowy, pozdrawiam.