Błyskawicznedecyzje
Czasemprzyłapuję się na tym, że podśpiewuję to samo, kiedy podejmuję decyzję, niewiedząc, czy słuszną. I wcale nie musi to być ważna decyzja, wystarczy by byłatrochę wybiegająca poza racjonalne przesłanki.
Racjonalnąprzesłanką był plan pracy zapisany w punktach. A tu słońce, lato się kończy,wakacje też i chciałoby się jeszcze tego lata uszczknąć trochę. Decyzjępodjęłam nagle, w środę rano. Spakowałam się błyskawicznie, zadzwoniłam doMaryni z Korbielowa i powiedziałam, że przyjeżdżam na 2 dni, a ona na to, żemój pokój z tarasem czeka.
Januszna to jak na wielkie lato. Spakował się jeszcze szybciej niż ja. Zwątpiłjednak, kiedy zobaczył ilość zabranych książek.
-Wyjeżdżasz na 2 dni, czy na pół roku? – upewnił się na wszelki wypadek.
DoKorbielowa z Katowic dojeżdżam w ciągu dwóch godzin.
Popijajączimne żywieckie piwko na tarasie, zadzwoniłam do Jagody ze Szczytna
(to już Mazury). Odebrała telefon, wiosłując w kajaku płynącym Krutynią.
Wiedziałam,że wybiera się na wakacje w Bieszczady, ale ponieważ nie widziałyśmy się ponadrok, więc zaproponowałam przyjazd do Korbielowa. Jagoda na to, jak na wielkielato. Na drugi dzień rano zatelefonowała, że przyjeżdża do nas. Pokonała prawie
Apotem gadałyśmy i gadałyśmy, spacerowałyśmy po pagórkach i dolinach,skoczyłyśmy do Słowacji na kilka godzinek, do Koszarawy, do Żywca, do Jeleśni.
Jaksię domyślacie, czytałam tylko podczas poobiedniej sjesty i wieczorem, już w łóżku.Pobyt przedłużyłam do 5 dni.
Najbardziejzdziwione były nasze dzieci. Nie posądzały rodziców o taki luz.
Foto: Janusz Stobiński
Od lewej: Jagoda,ja, za mną kawałek mojego psa, Mordka, którego Marynia ( po prawej) nazywa Mordą.
Foto: Janusz Stobiński
Jagoda, ja z psem, Janek, mąż Jagody.
Naspacerze, w lesie, w Koszarawie, spotkałam grupę dzieciaków, kolonistów. Zastanawiałamsię, którą ścieżkę wybrać.
-Dziewczyny – zapytałam – co tam jest w górze?
-Tam jest zasięg – wrzasnęły uradowane.
-A co to jest zasięg? – zdziwiłam się.
-Zasięg do komórki i można dzwonić.
-Ale jak pani pójdzie trochę dalej, to jest też fajna kapliczka – dodał wychowawca.
Pojęłam,że zabierał dzieciaki na ten prawie 2-godzinny spacer, aby ich telefony komórkowemiały choć przez chwilę zasięg.
Niedoszłam tam, po kiego diabła mi zasięg.
Samotne spacery, fajna rzecz. Mordek szaleje bez smyczy. Na koszulce trykotowej napis: Najlepsza babcia na świecie. Koszulka to prezent od Pawcia.
2 komentarze
Jak tam pięknie… W tym roku niestety nigdzie nie byłam, ale jeśli już z rodzicami jedziemy to w Pieniny, do Krościenka nad Dunajcem. Tam też jest pięknie. Pozdrawiam.
Witam!Takie nieplanowane wypady są najlepsze! Ale zawiodłaś mnie Marto,bo nie poszłaś dalej lasem, może a raczej na pewno zasięg nie byłCi potrzebny, ale ta fajna kapliczka była warta obejrzenia. Nigdy nie wiadomo, czy nie znalazła byś tam kolejnej Św.Rity od rzeczy nie-możliwych. A te samotne spacery, to nie do końca prawda, bo ktoś( chyba Janusz) musiał za Tobą chodzić, żeby zrobić Ci zdjęcia,którymi teraz się raczymy.Pozdrawiam i mam nadzieję, że wystarczająco naładowałaś akumulatory, żeby prztrwać jesień i zimę.Krycha