Teraz przyznam się dorzeczy strasznej, która uwiera mnie od 3lat. Gdy wspomnę, to raz siebie ganię i zarzucam sobie konformizm, takżewszelkiej innej maści „strusizm” i wygodnictwo, a raz rozgrzeszam, pocieszającsię myślą, ze może jednak uratowałam dziewczynę.
Na zajęcia z kreatywnego pisania przychodziła do mnie Iwonka (powiedzmy że Iwonka), gimnazjalistka (powiedzmy, że gimnazjalistka). Dziewczękruche, delikatne, wrażliwe czytało bardzo dobre wiersze, napisane z rażącymibłędami ortograficznymi. Ale jak czytało, to błędów nie było słychać.Doradzałam między innymi, gdzie wysłać, na jaki konkurs. Iwonka zdobywałanagrody.
Pod koniec rokuszkolnego Iwonka przyszła wymizerowana, z oczkami zapadniętymi, zgarbiona.Iwonka do Iwonki niepodobna. Poprosiła o rozmowę w cztery oczy. Ma nóż nagardle, nie otrzyma w szkole promocji do następnej klasy, jeśli jej nie pomogę.Wszystko w moich rękach. Nie dostanieoceny miernej z polskiego, jeśli… A jeśli nie dostanie z polskiego, to niedostanie też z matematyki i fizyki. Transakcja wiązana. Bo jak pani odpolskiego jej nie przepuści, to tamte dwie się dołożą, to już ustalone. Nieuroniła żadnej łzy, tylko ręce jej drżały, gdy wyciągała kartkę.
– Jeśli mi pani tę kartkę podpisze, na której mowa o moichpoetyckich osiągnięciach, to z polskiego dostanę ocenę pozytywną i jestemuratowana. Odetchnęłam z ulgą. Oczywiście, mogę podpisać, ponieważ poetyckielaury Iwonki są mi znane i wiem, jakie postępy zrobiła w ciągu roku nie tylko wpoezji, ale i w ortografii (tu przynajmniej zaczynała mieć wątpliwości ikorzystać ze słownika ortograficznego).
Zerkam w tę kartkę idech mi zapiera. – Kto to napisał? –pytam. – Moja pani od polskiego. Na kartce stoi czarno na białym:
„Podziękowanie. Niniejszym składam podziękowania pani X,nauczycielce j. polskiego w Szkole Nr […] za merytoryczną opiekę nad swojąuczennicą, Iwoną Y. i przygotowanie jej do konkursów poetyckich. Uczennicazrobiła wielkie postępy, udokumentowane nagrodami ( nagrody wymienione)”.
Brakowało tylko mojego podpisu. To ja miałam podziękowaćnauczycielce Iwonki za to, że dostała nagrody za wysłane na konkurs wiersze.
Tłumaczyłam Iwonie, żewszystko zawdzięcza sobie, swojej pracowitości, swojemu oczytaniu,determinacji, z jaką wysyłała wskazane przeze mnie teksty na konkursy. Na co ipo co mój podpis pod tym kłamstwem.
– Wiele zawdzięczam pani – mówi Iwona – bo to pani mi pozwoliłauwierzyć w swoje siły, ale nie to jest teraz istotne.
– Nie rozumie pani? – Iwonapatrzy na mnie błagalnie. – Moja nauczycielka zbiera dokumentację donauczycielskiego awansu, a pani nazwisko jest ważne. Polonistka powiedziała miwyraźnie: przyniesiesz kartkę z podpisem, jesteś w następnej klasie.
Powiedziałam, że nie podpiszę, mało tego – zaraz zrobię aferę,zgarniam tę kartkę, telefonuję gdzie trzeba.
– Moja polonistka sięwszystkiego wyprze, mnie oskarży o napisanie tego podziękowania. Jeśli panizrobi aferę, jestem ugotowana, wylatuję ze szkoły, ojciec mnie zabije…
Podpisałam, bo znamrealia szkoły. Bo znam mentalność nauczycieli. Bo wtedy mi się wydawało, żeratuję Iwonę. Ze zgryzoty schudłam
PS. Reklamęoprotestowali nauczyciele, ponieważ zadawała kłam ich szlachetnemu wizerunkowi.
9 komentarzy
A teraz mały quiz: przypomnijmy sobie wszyscy, ilu spotkaliśmy w swym życiu Nauczycieli, a ilu nauczyciołków? Ja pamiętam po jednej sztuce przez duże N w każdej ze szkół; reszta mogła spokojnie i z mniejszą szkodą zająć się haftowaniem lub kopaniem rowów, czym jak pamiętacie, z upodobaniem nas straszono.
Ja pamiętam swoich, wszystkich, szczególnie oprawców. Lubiłam jedną z polonistek w liceum ( mialam aż 3). Nauczyła mnie pisania wypracowań. Pamiętam historyka, który mnie niczego nie nauczył. Kazał czytać kolejny rozdzial z podręcznika i odpytywał. Najwięcej nauczyłam się od matematyczki, bałam się jej potwornie, ale po latach podzwiałam za systematyczność i profesjonalizm.
Aha, dobry podział na nauczycieli i nauczyciołków.
Kochana Pani Marto…Uff…jestem po długiej przerwie i od razu musiałam się natknąć na ten temat…Kiedyś słyszłam juz od Pani tę historię. Kiedyś oburzyła mnie równie mocno, jak dziś, z tą jednak różnicą, że kiedyś jeszcze podobne opowieści (jak i własne doświadczenia) wywołałyby u mnie wolę działania. Dzis niestety pozostaje mi już tylko opuścić ręce. To nie jest kwestia li i jedynie nauczycieli (tak naprawdę to powinno się ich rzeczywiście MIANOWAĆ po jakiejś weryfikacji) – myślę, że to jest kwestia tych, co dostali do ręki kawałek władzy nad czyimś losem i bezmyślnie się bawią się przysłowiowym „czerwonym guziczkiem”.Kompletnie bez wyobraźni, nie mówiąc już o odpowiedzialności – a gdzie tu w ogóle doszukiwać się jakiejś godności?zresztą – nie powinnam podjemować tego tematu – i nie wiem dlaczego akurat dziś, akurat ten wątek, tak bardzo przesiąknięty niesprawiedliwością i bezsilnością wpadł mi przed oczy. Chyba do Pani zadzwonię. potrzeba mi trzeźwego spojrzenia ze zdrowej perspektywy – bo niestety ostatnio odnoszę wrażenie że pomyliłam bajki:(PS: Opowieść o Panu Krytyku jest rewelacyjna:)
Witaj, Aniu, witaj. napisz do mnie, lubię czytać Twoje pisanie.
Dwie historie:1. Kiedy byłem mały i chodziłem do szkoły podstawowej w dużym mieście, należałem do uczniów, co to idą skacząc po górach i dolinach. Ze ścisłych przedmiotów ledwo, ledwo, natomiast wypracowania ładne, z talentem. No, ale polonistka, istota samotna, sfrustrowana pewnego razu stwierdziła, że nie może dać mi oceny najlepszej, bo niemożliwe, że to ja napisałem, że na pewno rodzice. Na moje dictum, że moi rodzice nie byliby w stanie tak napisać, nauczycielka uznała, że jestem bezczelny i że obniża mi ocenę jeszcze o pół. 2. Historia zasłyszana wczoraj od koleżanki z tematem pokrewnym z poprzedniego wpisu Marty: jej syn na pytanie pani nauczycielki, w jaki sposób zanieczyszczamy powietrze odparł: „puszczając bąki”. Skończyło się na wezwaniu rodzica do szkoły.Nauczycielom brakuje dystansu do siebie i braku poczucia humoru. Są bardzo serio. Wykorzystują przy tym władzę,nadaną im przez system szkolnictwa. Mało jest z charyzmą, z charakterem. Ale są tacy też. Na szczęście.
Historia 1: klasyka.Historia 2: szczyt głupoty, wynikający z braku poczucia humoru, dystansu do siebie i oczywiście poczucia własnej wartości.Pozdrawiam.
Takie sytuacje znam z mojego własnego, uczniowskiego doświadczenia. Nauczyciele zbierają kolejne papierki do awansu zawodowego, przypisując sobie zasługi innych – rodziców, lub uczniów którzy do sukcesu doszli własną ciężką pracą, bez wsparcia ze strony pedagoga. Do olimpiady humanistycznej przygotowywałam sie we własnym zakresie – nauczycielka nawet nie zaproponowała mi pomocy. Jednak gdy okazało sie ze zajełam II miejsce to ona zbierała laury i kolejne podziekowania.pozdrawiam
O, tak, to klasyka: uczniowie się uczą, a plony zbiera nauczyciel. Inna rzecz, że tego, czego się uczen sam nauczy, nikt mu nie odbierze. Pozdrawiam.