-Babi, babi, brum, brum.
– To nie jest, brum,brum, Pawciu, tylkostatek. Statek pływa po morzu, brum, brum po ulicy.
– Powiedz, statek, Pawciu.
Pawcio patrzy na mnie spod czapeczki zdaszkiem i po chwili zastanowienia mówi głośno i wyraźnie: statek.
– Brawo, Pawciu, brawo.
Dzwonię do Agatki i relacjonuję. Naprawdęmówi – statek?
– Pawciu, powiedz mamie do słuchawki.Pawcio mówi, Aga się rozpływa z radości.
– To jest mój statek – z drugiego końcapiaskownicy biegnie dziewczynka i wyrywa foremkę Pawciowi.
– Nie zabieraj mu, weź sobie jego autko, trzeba się umieć dzielić zabawkami bo dzieci nie będą sięchciały z tobą bawić – tłumaczę.
– Już się nie chcą bawić – powiedziała smutnodziewczynka.
– Jak masz na imię? – dopytuję.
– Zosia.
– Widzisz… nie chcą się bawić, Zosiu, bonie dajesz im swoich zabawek.
– Nieprawda – mówi Zosia. – Nie chcą siębawić, bo mówią, że ja pierdzę.
– Nic się nie martw, Zosiu – pocieszam dziewczynkę– wszyscy pierdzą.
– Ja też pierdzę – dołącza się do rozmowydruga dziewczynka. – I mój tata pierdzi.
– A pani też pierdzi? – pyta rezolutnieZosia.
– Nie, Zosiu, ja nie, bo ze mnie myszkiwynoszą i nie słychać.
Dzieci patrzą na mnie z podziwem.
– To w takim razie ja dam Pawełkowi tenstatek na zawsze – mówi Zosia – aleon mi musi na zawsze dać autko.
– Dobrze, Zosiu, bardzo ładnie – chwalę ją.
– Nawet lepiej mieć autko, bo jak będępierdzieć, to powiem, że to nie ja, tylko autko – kombinuje Zosia.
– Brum, brum – mówi Pawcio.
– A teraz zrobię wam dużą babę z piasku –próbuję odwrócić uwagę dzieci.
– A czy ta baba będzie pierdzieć? – dopytujeZosia.
– Nie, Zosiu, ta baba będzie wypinać się dosłońca.
– A potem będzie pier…
Czuję, że tracę cierpliwość i przestajęsobie radzić z obsesjami Zosi.
Zabieram Pawcia z piaskownicy i obiecuję pokazać mu koparkę zdużymi kołami.
– A przyjdzie pani jutro? – upewnia sięZosia.
– Nie wiem – odpowiadam mało asertywnie.
– Jak pani przyjdzie, to powiem, co mój tata jeszcze robi.
No i co ja mam teraz zrobić?
22 komentarze
przyjść, oczywiście! Doskonałe, bello! bello… brruuum pruuuuf ops!
Przyjść,przyjść, może być jeszcze ciekawiej….Świetne Pani Marto!!!
hm, ależ się czasy zmieniają 😉 za mojego dzieciństwa nas, dzieci, uczono, że pewne funkcje fizjologiczne należy traktować nader dyskretnie i nie tylko nie dawać im publicznie się manifestować, ale nawet o nich nie mówić, a w tym najgorszym razie powiedzieć „przepraszam”… rodzice, jako osoby dorosłe panujące nad swoimi zjawiskami gastrycznymi, dawali przykład dzieciom w niepozwalaniu sobie na zapominanie się w obecności innych, nawet samych siebie… teraz i w tym zakresie robi się luz i relaks. Zosia jest rozbrajająca w swojej bezpretensjonalności, tylko co z takich Zoś wyrośnie, skoro już tato Zosi …? sama historyjka bardzo mi się podoba, Zosia, a raczej rodzice Zosi, trochę mniej. powiedzmy sobie tak: literatura nie boi się żadnego tematu, od tego jest literaturą i ma działać na wyobraźnię, w życiu jest zgoła inaczej, przed wyobraźnią stoi na przykład zmysł węchu, stąd pewne unormowania ujęte w zasady savoir-vivre’u. czy Zosia po przerobieniu tematu „pierdzenia” wejdzie w temat „stosownego zachowania”? trochę się obawiam, że nie.wymądrzyłam się, za co przepraszam, ale młodzież w tramwaju, jak zauważyłam, nie tylko klnie, że uszy puchną, ale bywa, że i pierdnie, bo i co tam, przecież każdy… ale nie każdy publicznie, o czym młodzież zaczyna nie wiedzieć.tak czy inaczej serdecznie 🙂
a Tobie nigdy się nie zdarzyło pierdnąć w łóżku z mężem/kochankiem/kochanką? A może nieświadomie robisz to przez sen, ale z wrodzoną dyskrecją nikt o tym nie wspomina? Wiesz, ja pierdzę aż kołdra się unosi i co więcej jest z tego powodu sporo śmiechu. Zazwyczaj niesmaczne jest tylko to, co okryte jest „specjalnym traktowaniem”. Z Twojej wiadomości wylatuje mocny smrodek moralizowania i klasyfikowania, a na szczęście nic nie jest takie oczywiste. Jeśli Zosia umie o tym mówić, to zaleta rodziców. Pozdrawiam
nie bardzo rozumiem skąd tyle agresji, ale co tam, nie wszystko muszę rozumieć ;), rozumiem natomiast, że jesteśmy na „ty”, przynajmniej z jednej strony 😉 za to nie rozumiem wcale pierdzących rodziców przy dzieciach, więc widać z moim rozumieniem coś nie tak, ale co tam, moje rozumienie lub jego brak nie musi nikogo obchodzić ;(EOT :-|ps. nie chciałabym mieć pierdzącego kochanka, ale i to moje buraczki
polemika nie jest agresją, jest po prostu polemiką. Jeśli ktoś jest na „nie”, nie oznacza od razu, że jest agresywny. Jest taki zwyczaj, że na forach w internecie nie używasz formy „pan”, „pani” i nie oznacza to od razu,że ktoś nie ma do ciebie szacunku, po prostu świat się zmienia (czasami na lepsze, czasami na gorsze) i zmieniają się również formy. Można tego nie akceptować, ale trzeba umieć widzieć tę polaryzację. Pozdrawiam
wiem, że polemika nie jest agresją, ale ponieważ przeprosiłam za wymądrzenie się, to mimo to polemizowanie zdało mi się agresywne, jeśli tak nie jest, tym, lepiej :)netykieta rzeczywiście wprowadza rozmowę w sieci per „ty”, jednak jesteśmy w dobie form przejściowych, czego dowodzą choćby komentarze do „Pani Marty”. dlatego właśnie użyłam ” ;)”.pozdrawiam :)ps. z niektórych wydarzeń fizjologicznych bynajmniej nie robię dramatu, jednak już pewnie do końca mojego życia będę uważać, że lepiej sobie na nie pozwalać w towarzystwie samego siebie, choć przyznaję, że mogą być sytuacje, w których jest to zabawne (na przykład w książce Manueli Gretkowskiej „Polka”, ale to jednak literatura, czyli vide mój pierwszy komentarz)
i właśnie dlatego pięknie jest się różnić :))). I to różnić się nieagresywnie, choć polemicznie :). Pozdrawiam serdecznie
to prawda, różnić się jest pięknie, na jednym poziomie, ale można się różnić w poziomie i wtedy jest nieco gorzej, zwróć uwagę dlaczego dzieci nie chcą się bawić z Zosią ;)niemniej jednak pozdrawiam takoż serdecznie 🙂
ze mną się bawią. Bardzo chętnie. I nie dzieci na szczęście..hehehtakoż
O, matko…
Bardzo interesująca polemika….
prawda? ;))) ale zauważyłam przy powtórnej lekturze, że to nie tato Zosi, a tato koleżanki Zosi… ciekawe, że nie mama? stąd wniosek: mamy się jednak potrafią powstrzymać. a z wniosku następny wniosek: czyli można :)))
Elubis, masz rację kobiety potrafią. To mężczyźni sobie folgują, robiąc przaśną zabawę i manifestację.W Niemczech mężczyźni do tego jeszcze bekają.Ostentacyjnie. Z nikogo „myszki nie wynoszą”, ale ta metafora p. Marty oznacza, że kobiety wiedzą, co można publicznie, a czego się nie powinno.
Ja nie bekam i nie pierdzę jednocześnie. Sam się zastanawiam właśnie dlaczego..hihih. A mężczyźni są po prostu bardziej naturalni, zachowując przy tym świadomość konwenansów, które mają odwagę przekraczać. Vide Gombrowicz, który mówił, że skoro wie, że nie należy jeść ryby nożem, to posiadając taką świadomość może jeść rybę nożem. Ot wszystko 🙂
i otóż to, przaśne zabawy mężczyzn, a kobietom „myszki wynoszą”… ale jednak zależy to od ogólnego poziomu człowieka, choć rzeczywiście jest tak, że nawet najbardziej prymitywna kobieta raczej się powstrzyma, a mężczyzna może być całkiem kulturalny i mimo to sobie folgować – chłopcom wypada, dziewczynkom – nie, ale w pewnych domach. jednak dobra kindersztuba nie widzi tych różnic, również w Niemczech :)serdecznie i miłego dnia 🙂
jak na moje, to jedyne co można zrobić, to 1) wrócić do piaskownicy z podniesioną głową i nadal próbować zmieniać temat – polecam budowanie zamku, 2) zmienić piaskownicę?
Zmiana piaskownicy byłaby ucieczką i chowaniem głowy w piasek, hihi.
Tak, kobiety są bardziej wytrzymałe.W Holandii w czasie świąt lub na weekend wystawiają pisuary na ulicę tylko dla panów.Tak pisała moja koleżanka, ja tego osobiście nie widziałam.;-)))
Tylko dlaczego kobiety je wystawiają? Czyzby się obawialy, że męzczyźni wszystko bezczelnie zapaskudzą?
„A w Holandii w weekendowe wieczory w centrum stawiaja na srodku chodnikow pisuary, wiec sobie mozna poogladac panow 😉 Ale poza wekendami to panowie sikaja na ulicy” cytat z bloga koleżanki faraorat.Nie wiem kto stawia.Zrobiła zdjęcie panom, jest na jej blogu http://co-tylko-sie-da.bloog.pl/
Zrobiła jeszcze zdjęcie panom, celem udokumentowania, jest na jej blogu http://co-tylko-sie-da.bloog.pl/ Panowie są naturalni ,nie tylko na polskich ulicach…