Dziśod rana rozmyślam, jaki intensywny miałam tydzień i co dobrego mnie spotkało.Wszystko było dobre i spotkało mnie wiele życzliwości. Nie chcę stopniować,więc fakty wymienię w porządku chronologicznym:
- Spotkanie z Danielem Passentem i rozmowa po nim, ta prywatna – to wszystko było dla mnie bardzo dobre.
- Tomek Witkowski, wydawca mojego audiobooka ( „Święta Rito…”) przyjechał do nas i w prezencie bez okazji podarował mi rzeźbę św. Rity, autorstwa Antoniego Todorowicza. Rita jest zrobiona na świątka. Jest stara, demoniczna, w otoczeniu kwiatów, z kroplą krwi na czole. Niesamowita. Wiedźmowata. Smutna, schorowana. Przyciąga, jest prawdziwa, daleka od wizerunków uduchowionych i sentymentalnych świętych.
- Mój przyjaciel, Marek Krzystanek, psychiatra, podarował mi swój tomik wierszy, czym wprawił mnie w osłupienie. Wiersze tak samo niesamowite, jak i on.
- Sergio, Portugalczyk, zaprosił nas na świetną kolację, którą osobiście przyrządził. Sergio – nie dość, że nauczył się polskiego, bo ukochał Polskę, to jeszcze ukochał Katowice, czego już pojąć nie potrafię. Tutaj mieszka i pracuje.
- Na targach książki w Warszawie nie podpisywałam swoich książek, tylko załatwiałam sprawy. A mimo tego podeszło do mnie kilkadziesiąt osób z prośbą o autograf, w tym cała grupa dziewcząt z Praszki. To było bardzo miłe, bo każdemu pisarzowi mało głaskania.
- Ucztowałam urodziny Remka Grzeli w warszawskim Sheratonie, w doborowym towarzystwie jego przyjaciół, więc ubawiłam się po pachy, żadnych smutków, samo dolce vita, łącznie z wybornym jedzonkiem, gdzie mogłam poszaleć z racji m. innymi moich ulubionych potraw z frutti di mare. Remek uśmiechnięty, no ale w końcu po raz pierwszy ma 30 lat.
- Moje córeczki telefonowały do mnie, bynajmniej nie korzystając z wolności „od” mamuśki.
- Janusz mnie wspierał, jak zawsze, ale mogłoby mu się na przykład w Warszawie odmienić.
- Wreszcie wynegocjowałam po swojej myśli umowy do książek, „Pauliny” i tomiku wierszy.
- Wszystko to, co wyżej wynagrodziło mi bóle kręgosłupa, który za nic sobie ma terapię, jakiej się poddaję od dwóch miesięcy ( masaże, gimnastyka, lasery i inne bajery, hihi).
6 komentarzy
Podoba mi się takie nastawienie do życia. Zawsze to, co dobre! Oczywiście, z racji tego, że nie jestem sławną pisarką, a li i jedynie uczennicą garwolińskiego liceum (wie ktoś gdzie to?) moje życie jest uboższe w spotkania z interesującymi ludźmi, ale chyba każdy może robić sobie taką listę…Pozdrawiam. Marta (ta od parafrazy wstępu do „Niebo z widokiem na niebo” na http://www.zapiski-introwertyczki.blog.onet.pl)
Wiem, gdzie jest Garwolin. Myslenie pozytywne ma swoje dobre strony, hihi. Pozdrawiam serdecznie.
Pozytywne nastawienie robi swoje.Mam pytanie: czy fabuła Pani książek jest całkowicie fikcyjna? Pozdrawiam.
Całkowicie to NIC nie jest fikcyjne, nawet życie. A jesli o ksiązki chodzi, to zalezy w której…ile tej fikcji. Gdyby jednak nawet najprawdziwszej prawdzie nadać kształt literacki, odpowiednia formę i kompozycję, to już poprzez te formalności prawda stanie sie fikcyjna. Hio, hio.
Mam nadzieję, że również miłe będzie dla Pani jutrzejsze spotkanie z czytelnikami w Jaśle. Czekamy z niecierpliwoscią!
Dzień Dobry;) Chciałam bardzo serdecznie podziękować za dzisiejsze spotkanie w Kołaczycach. Dostałam dziś od Pani „kawałek” nieba i kilka dobrych rad co do mojego pisania. Pani książki są naprawdę cudowne! Moja jest w początkowej fazie „roboczej”, ale- jak powiedziałam- jeśli kiedykolwiek dane będzie mi ją ukończyć(a co ważniejsze wydać) to obiecuję przesłać Pani egzemplarz. Serdecznie pozdrawiam, życzę samych wspaniałości, niech Pani koffaniutki wnuczek Pawełek rośnie zdrowo i nie za szybko, żeby mogła Pani się nim dłuuugo cieszyć.Pozdrawiam również Kujonka i Agatona, teraz już raczej wypadałoby napisać Panie Magdę i Agatę;) Jeszcze raz dziękuję i… Uciekam;)