Miałobyć o szczurach.
Powiemod razu: nie cierpię ich, a niecierpienie wynika stąd, że boję się ich o wielebardziej niż myszy.
Sąwszędzie: na nizinach, w górach, wwodzie, na pustyniach. Żywią się wszystkim: roślinami, artykułami żywnościowymi,odpadkami. Ich przysmakiem ulubionym jest padlina. Biegają, wspinają się, kopią tunele i nory,włażą na drzewa, nurkują, wygryzają dziury betonie, przegryzają najgrubszekable. Przystosowują się bez trudności do każdego środowiska, co świadczy o ichniebywałej inteligencji. Wyczyniają najróżniejsze szkody w budynkach, rurachkanalizacyjnych i wszędzie, gdzie się da.
Rozmnażająsię przez cały rok, nawet do siedmiu razy w roku, bo ciąża trwa 24 dni, a samicaurodzić może i 24 młode. Być może nie roznoszą chorób, być może nie atakująpierwsze, być może wcale nie mają oślizłego ogona.
Potrafiąmierzyć ponad pół metra i wyglądać jak spore prosiaki. Drgają im wąsy ipotrafią podskakiwać w górę na kilkadziesiąt centymetrów. Biegają po ulicach wciągu dnia i ze zdziwieniem, stojąc na dwóch łapach, patrzą na śmieciarza, który ośmiela sięopróżniać kubły. Truciznę zajadają sobie jak czekoladkę i uodparniają się nanią szybko. Tradycyjne trucizny nie działają na nie. Uwielbiają fastfoodowejedzonko, tak więc będzie ich coraz więcej i będą rosły w siłę, jeśli tylko namsię będzie żyło dostatniej i jeśli będziemy wyrzucać wszystko tak niedbale, jakto robimy.
Newidziałam tych wielkoludów, ale czytam o nich w literaturze, bo literatura ichnie kocha. Nie mogę zapomnieć opisów szczurów buszujących w ruinach Wrocławia,po wojnie, gdzie leżało wiele zasypanych zwłok ludzkich – powieść JanaPierzchały – „Jak krótkie lato”. Apokaliptyczną wizję przedstawia też LechMajewski w „Szczurach Manhattanu”.
Mojąwyobraźnię zapładniały szczuty od dzieciństwa. Od „Dziadka od orzechów” zrysunkami J. M. Szancera. Co ja mówię… od piwnicy, w której mi przyszło żyćkilka lat w dzieciństwie, gdzie szczury matka zabijała pogrzebaczem.
Niecierpię ich. Boję się i żadna racjonalna myśl nie przekona mnie nawet doszczura wyhodowanego w laboratorium, a potem trzymanego w klatce. Dlatego wmoim domu pozwalałam trzymać dziewczynkom: dwa koty, dwa psy, trzy chomiki, króliczycę, świnkęmorską, nawet przez krótki czas myszy, dopóki się nie rozmnożyły do liczby 36. Aleszczura nigdy. Przenigdy.
RozumiemElę B., która zaprzyjaźniła się ze szczurem i pozwoliła mu przetrwać zimę. Alemam nadzieję, że i ona zrozumie mnie.
1 komentarz
oj, przerażające jest to, co napisałaś, Marto, też bym się bała, nawet trochę się boję… bo ja, jak się dobrze zastanowię, to na Sarego widziałam przemykające szczury słownie dwa (jeden jedyny raz, dwa naraz), nad ranem, spojrzałam przez okno i patrzę, przebiegły i znikły, za to często widziałam na drzwiach piwnicy napis „Uwaga! Trutka na szczury!”oczywiście, rozumiem, że można się szczurów bać. i brzydzić też. ale jednak trochę je pobronię, troszkę tylko, bo też bym natychmiast zareagowała (trucizną), gdyby pojawiły się w mojej kamienicy/piwnicy.ale szczury są demonizowane, to lęk atawistyczny (choć pewnie jak najbardziej słusznie w nas zakodowany, jak lęk przed pająkami, wężami, skorpionami, lepiej jak najdalej od nich).jednak za szczury wśród trupów na polach bitew winię człowieka. i jego się – w tym kontekście – o wiele bardziej boję. one są raczej ekipą sanitarną.szczury wodne natomiast wyglądają jak trochę większe myszy, nawet do szczurów tak naprawdę się nie zaliczają, znałam też jednego szczura – zwierzątko domowe, śliczny był, miał dokładnie taki kolor jak ten kot tu na górze strony, taki just-black, i bardzo fajnie się bawił i zachowywał.podobał mi się szczur o imieniu Nabuchodonozor z książki „Mała księżniczka” (chyba dobrze pamiętam, takie miał imię? a może Mechilzedek? widzisz, już nie pamiętam… a wydawało mi się, kiedyś, że znam te książeczkę na pamięć…), czy Hrabia Monte Christo też się z jakimś szczurem nie przyjaźnił? a może to był jakiś inny bohater, jakiegoś innego więzienia, jakiejś innej książki? wiem, że gdy czytałam, nie myślałam o tym, że to odrażające zwierzątka, wzbudzały moją sympatię. więc pewnie od opisu zależy. i jaką pełnią rolę. szczury en masse są prawie tak samo odrażające jak może być człowiek, gdy niszczy swój świat, slumsy wokół wielkich miast nawet bez szczurów sa okropne (choć może ich mieszkańcy nie są temu winni, że tam przyszli na świat).szczurom też zawdzięczamy, choć wątpię, czy nasza wdzięczność im to wynagradza ;), wiele lekarstw i kosmetyków, oraz innych korzyści wynikających z badań naukowych na nich.o, to, co znalazłam w Internecie na ich stronie, mówi, że jednak są demonizowane:Szczur ciągle cieszy się złą opinią wśród ludzi. To szczura obarczało się odpowiedzialnością za skwaśniałe mleko lub roznoszenie chorób. Do dziś spotyka się opinie, iż to szczury przenosiły dżumę, jednak nie jest to do końca prawda, gdyż przypadków pogryzienia przez szczury było i jest bardzo niewiele, a po drugie – także szczury były ofiarami choroby. Co do genezy wirusa nie ma pewności, czy to szczury zapoczątkowały epidemię, gdyż należy wspomnieć, iż pchły (główni sprawcy epidemii) żywiły się krwią zarówno szczurów jak i ludzi. Z całą pewnością jednak można stwierdzić, że to szczury dzięki swojej migracji przyczyniły się do rozpowszechnienia epidemii na skalę światową.”Oślizgły” ogon jest kolejną wyssaną z palca historią, pomimo iż w rzeczywistości jest on zupełnie suchy i ciepły. Odnośnie szczurzego ogona, należałoby przypomnieć obalony już dawno przesąd o truciźnie w głowie lub/i ogonie szczurów. Tak więc szczur wolnymi krokami opuszcza już magiczną służbę u boku złej czarownicy i zaczyna egzystować jako „normalne” zwierzę w wizerunku społecznym. Niestety niszcząc naturalny ekosystem zwierząt, trzeba brać pod uwagę, iż zamieszkujące w nim gatunki będą musiały się przystosować do egzystencji w siedzibach ludzkich i to przystosowanie nie zawsze jest nam na rękę.pozdrawiam tak czy inaczej i już myślę nad innym tematem :)ps. jutro lecę do Krakowa, będę do czwartku, zadzwonię