Eureka !
Już wiem, czego im zazdroszczę.
Im – czyli nastolatkom i w ogóle młodym. Wiem, czego im zazdroszczę z tego, co mają, a czego ja jako dziewczynka i młódka nie miałam.
Nie tego, że są młodzi, bo też kiedyś byłam.
Nie chciałabym ponownie wrócić do czasu swojej młodości, bo nie chciałabym przeżywać raz jeszcze swoich koszmarów, upokorzeń, niepewności, uniesień, sprzeniewierzeń, zawodów, nielojalności, radości, przyjaźni, miłości, oczekiwań, buntów, lęków. Niczego nie chcę się wyrzec, niczego powtórzyć, niczego poprawić, bo przeszłość to mój Los, bez którego nie miałabym tego, co teraz i nie byłabym tym, kim jestem.
Nie zazdroszczę młodym tego, że żyją w demokoratycznym kraju, bo demokracja jaka jest, a raczej jaka może być, każdy widzi i mam nadzieję, że cierpnie jako i ja cierpnę.
Nie tego, że mają sklepy pełne po brzegi, bo ich rzeczywistość to labirynt hipermarketowych ścieżek, w których każdy wędruje osobo i błądzi, bo 2 tygodnie temu inaczej były ułożone towary.
Nie zazdroszczę im tego, że mogą smarkać nos do jednorazowych chusteczek i dzieciakom zakładać pampersy, i że mają pod dostatkiem papieru toaletowego.
Ani tego, że na piknik mogą zabrać plastikowe talerzyki, sztućce i kubki, a po użyciu wyrzucić.
Nie zazroszczę im telefonów, 100 kanałów w telewizji, Internetu, komputerów.
Nie tego, że na starcie każdy z nich otrzymuje coś od rodziców.
Nie tego, że mogą w każdej chwili wyjechać w świat.
Nie tego, że mają więcej szans.
Ani tego, że ich rodzice są bardziej tolerancyjni.
/…/
Zazdroszczę im tego, że nawet w najmniejszych miasteczkach mają piękne biblioteki. A w nich wszystkie możliwe książki w kolorowych okładkach, bez obkładania ich brązowym papierem.
Że mogą chodzić pomiędzy regałami i wybierać.
Zazdroszczę im, że w szkołach i tychże bibliotekach mają wyremontowane toalety, w których nie śmierdzi.
Wiem, co mówię.
Właśnie wróciłam z podróży ( Złotów, Piła, Goleniów).
Być może moje zwierzenie jest śmieszne dla młodych, ale mam nadzieję, że moje pokolenie rozumie, o czym mówię.
5 komentarzy
Jestem nastolatką, ale ma Pani rację, nie wyobrażam sobie świata bez internetu, 100 kanałów telewizji czy choćby plastikowych sztućców, dlatego jeszcze trudnej jest mi wyobrazić sobie świat bez takich bibliotek, bo teraz, dla nas (młodych ludzi) biblioteka jest miejscem, które odwiedza się dosyć rzadko i raczej z przymusu niż z własnej chęci. Jakiś rok temu przyjechała Pani do mojej szkoły, gimnazjum w Jaktorowie. Pamiętam jak opowiadała Pani o swoich książkach. Tak, jakby czytanie było tak naturalne, jak kupienie proszku do prania, kiedy się skończy. Przeczytałam parę Pani książek. Największe wrażenie, a może… najbardziej zaskoczyła mnie „Coraz mniej milczenia”. Czytałam i rozumiałam co czytam, ale chyba jestem jeszcze trochę zbyt młoda, aby to naprawdę do mnie dotarło, że takie sytuacje mają miejsce i mimo że są blisko są tak odległe. Muszę się przyznać, że długo zbierałam się na ten komentarz. Pani notka na blogu trochę mi to ułatwiła. Chciałam napisać maila, ale trudno mi było wymyślić cokolwiek sensownego, dlatego piszę tutaj. I właśnie tutaj chcę Pani powiedzieć, że chociaż tak naprawdę Pani nie znam, to podziwiam. Sama dokłądnie nie wiem za co, ale czasem kiedy spotyka się pewnego człowieka na swojej drodze chcę się go poprostu podziwiać za to kim jest.Pozdrawiam gorącoMaxine
Maxine, dziękuję za liścik i fajnie, że się odważyłaś napisać. Doskonale pamiętam Jaktorów. Jakoś nie mogę uwierzyć, że rzadko młodzież przychodzi do bibliotek.Ilekroć zaglądam do katowickich bibliotek ( jest ich 36, miejskich filii), zawsze w nich pełno ludzi, także nastolatków. I jeszcze mam z dziećmi, które siedzą wśród zabawek i oglądają sobie bajeczki. Cudeńko. Już się nie mogę doczekać, kiedy tam zabiorę mojego Pawcia, wnuczusia. Pozdrawiam.
Dziwne… W moim mieście jest inaczej. Kiedyś nowości (te wydawane) bez kłopotu mogłem wypożyczyć w bibiotece. Cortazar, Borges, potem cały Hłasko… Teraz królują „Harlequiny”… Nowości na lekarstwo… A gdy wchodzę do księgarni, oczopląs. Od koloru do wyboru! Tylko… Murakami – nie ma, „Fado” – nie ma, Szczuka – nie ma… O pozezji nie wspominam, bo nie ma prawie NIC. Ot, trochę klasyków – Norwid, Mickiewicz… Nawet Rózewicza nie ma, Szmborskiej nie ma. Jest za to grocholowy komplet. A młodzież jeśli czyta, to Harrego Pottera i komiksy. Kolejne władzunie skutecznie oduczyły czynnego uczestnictwa w kulturze.
A teraz odzywa sie starsze pokolenie: doskonale Cie, Marto, rozumiem. Smierdzace chlorem i lizolem publiczne toalety przyprawialy o mdlosci, a o papierze toaletowym w nich nikt wtedy nie slyszal. Dzisiaj ten smrod spotykam jeszcze w turystycznych autobusach z WC jezdzacych do Polski, i zawsze prosze kierowce o jak najdalsze miejsce od tego przybytku, opisujac dokladnie, co bedzie, gdy bede zmuszona wachac te zapaszki przy kazdym otwarciu drzwi. Moje barwne opowiesci zazwyczaj skutkuja.Biblioteki tez pamietam. Rzedy polek z brazowa zawartoscia.Ale czytalismy. Wszystko, co w reke wpadlo. I nalezelismy do kilku bibliotek, zeby bylo wiecej do czytania. Kto z mlodziezy dzisiaj czyta jeszcze „Trzech muszkieterow”, „Hrabiego Monte Christo” czy opowiesci o Rycerzach Okraglego Stolu? Ktora malolata podkrada matce „Tredowata” i zalewa sie lzami nad losem biednej Stefci? Kto z mlodych uczy sie na pamiec cytatow z „Malego Ksiecia”? I to dobrowolnie, bez nakazu pani od polskiego? Dzisiejsza mlodziez jest na pewno bogatsza w dobra materialne, z ktorych zreszta ja tez chetnie korzystam (bez internetu juz sie nie da zyc!), ale ksiazki oprawione w brazowy papier byly tym, co uksztaltowalo nasze pokolenie.Zastepowaly telewizor, komputer, komorke i supermarkety. Pozdrawiam i zachecam mlodych do czytania i odkrywania nowych swiatow nie w obrazkach a w literkach!
Jestem nastolatkom.To co pani napisała nie jest dla mnie śmieszne, ale dziwne. JA i tak nigdy tego nie zrozumiem, chyba, że kiedyś zabraknie mi papieru toaletowego czy biblioteki pełnej pięknych książek. http://www.kadza.blog.onet.pl