Jak myślicie, ile razy można dać się okłamać?
Ile razy można uwierzyć, że już nigdy więcej on tego nie zrobi, to znaczy nie okłamie?
W którym momencie traci się zaufanie?
I czy można je odbudować?
Zakładam oczywiście, że każdy z Was, a szczególnie każda z Was jest bardzo tolerancyjna, wyrozumiała i potrafiłaby nawet znaleźć usprawiedliwienie, dla którego to kłamstwo się zdarzyło.
Nie chodzi mi o wielkie kłamstwo, takie, które radykalnie podważyłoby Waszą wiarę w bliskość, przyjaźń, miłość, ale takie niby małe nic, takie tam, qurwa, „małe ziemniaczki” ( jak w reklamie Plusa: – To ty jadłes obiad, pyta żona, która właśnie trze kartofle na placki, a on odpowiada…takie tam male ziemniaczki, a jej oczywiście kartofel zastyga w ręce, wymowne, nie?). Chodzi mi o małe kłamstwa, wypowiadane z wdziękiem, niebywałym przekonaniem o prawdziwości kłamstwa ( bynajmniej nie z nadmiaru wyobraźni).
Gromadzą się te kłamstwa, gromadzą, a ty się zastanawiasz, dlaczego, skoro nie musiał, dlaczego, skoro mógł po prostu powiedzieć, że nie lub że tak, lub, że zapomniałem. O, nie, to byłoby za proste. Trzeba wymyślić kłamstwo. Wodę zakręcili, sklepy wszystkie pozamykali, winda sie zatrzasnęła, pies uciekł, czarny kot przebiegł drogę, kiełbasy nie dowieźli, jabłka ze sklepu wymiotło. Ciekawe, że jak ja idę, to wszystko otwarte i kusi mnie swoją otwartością, i bankomaty czynne, i żadnego kota ani na lekarstwo.
Skąd więc te kłamstwa, skoro ich być nie musiało? I po co, skoro powszechnie i ogólnie wiadomo, że jestem jak wyszkolony pies i wszystko wywęszę wcześniej lub później. I że jestem jak „binladenka” wredna, nie popuszczę, wygarnę, zrobię awanturę, tupnę, trzasnę drzwiami. I nie zapomnę, bo pamiętliwa jestem. Choć oczywiście, jak mi telepawka minie, to jestem nad wyraz spokojna, troskliwa, dobra. Zajmuję się pracą i niby nic się nie stało, bo się nie obrażam, nie milczę.
Buuuuuu…pójdę do ogródka i najem się glist.
Inne
6 komentarzy
Małe kłamstwa to tzw. „kłamstewka” a ból po nich to przecież nie „bólik”, mały jak mysikrólik!A w ogóle to muszę się tu zadomowić bo są tu świetne recepty na stres („pójdę do ogródka…” itd., albo wpis od Anki Zawodzianki – ten o skręceniu nogi. Superowy!).
glisty z ogródka, nie bójcie się- marta kłamie z nadmiaru wyobraźni…hehehe!
Gorsze niż kłamstwa są i tak manipulacje ludźmi. Ale niech się Pani trzyma, silna z Pani Kobieta.
Zapytaj najpierw Ewe, jak te glisty smakuja, bo ona jako dziecko, z kolezanka Basia, przyrzadzala z nich salatke na lace pod kasztanem. Ale teraz sie tego wypiera a mnie wmawia, ze klamie. A nasi panowie maja te male klamstwa pewnie juz w genach, powinno sie to traktowac, jak na przyklad krotsza noge albo odstajace uszy, czyli z czasem czlowiek tego juz nie widzi, ale od czasu do czasu jednak szlag trafia. I w dodatku mysla, ze tym razem sie uda. Ale nie z nami te numery, Brunner!!!
Very funny!
I jeszcze jak funny, sama widzialam!