Rozstrzygnęłam następny konkurs poetycki, bo konkursów w Polsce zatrzęsienie. Jako jurorka jestem postrachem dwóch. Problem dla poetów polega na tym, że pamiętam i za dużo czytam. Rozszyfrowuję poetykę, kojarzę, gdzie i co było drukowane i nagradzane. Wiadomo, że na konkurs trzeba wysłać wiersze niepublikowane i nienagradzane gdzie indziej. No i pecha miał dziś jeden z uczestników, bo przysłał zestaw, w którym powtórzył 2 wiersze, jakim przyznałam nagrodę wczoraj. Żal, bo wiersze dobre, ale z drugiej strony, jeśli się wysyła teksty na kilka konkursów, trzeba zapisywać, co na który.
By odreagować, poszłam na promocję książki Danusi Lubiny-Cipińskiej i Anny Gomułki „Karuzela z Krystynami”. Promocja odbywała się z wielką pompą w bardzo eleganckiej restauracji „Chopin”.
Krystyny corocznie, począwszy od 1998 roku, spotykają się, by wspólnie przeżywać imieniny. Manifestują wspólnotę kobiet koło 40.+ VAT, noszących to samo imię. Za każdym razem spotykają się w innym mieście 13 marca ( w tym roku w Zakopanem). W Katowicach był przedsmak tego szaleństwa skupiony tylko wokół książki o rożnych znanych i nieznanych szerszemu ogółowi Krystynach. Zjazdy Krystyn wymyśliła Krystyna Bochenek, dziennikarka radia Katowice, obecnie senator. Także pomysłodawczyni ogólnopolskiego dyktanda.
Krystyna Bochenek ma charyzmę, jest jedną z najbardziej zorganizowanych kobiet, jakie znam, nic więc dziwnego, że potrafi do swoich szalonych pomysłów zapalić innych.
Było bardzo wesoło, wszyscy się cieszyli, Benio Krawczyk śpiewał dla Krystyn i obiecywał im w tych śpiewach cuda, wianki. Uwielbiam Bernarda Krawczyka, świetnego aktora teatralnego, występującego w filmach Kutza i nie tylko. To bardzo ciepły, serdeczny i emanujący harmonią starszy pan. Jak tylko mnie widzi, zawsze pyta, jak się czuje mój pies, bo wie, że uratowałam go w czasie mroźnej zimy, zabrawszy kilka lat temu spod teatru. Potem niezmiennie prorokuje, że pójdę do nieba we własnych skarpetkach. Jeśli jestem sama, to pyta, gdzie jest jego wróg, czyli Janusz. A jeśli z Januszem, to wita się ze mną czule, dając baczenie, czy aby wróg się nie porywa do czynu. A „wrogowi” jakoś nie chce się porywać, hihi.
Krystyna była dowcipna, prowadziła imprezę dynamicznie, ze swadą, potrafiła zgrabnie niektórych wywołać do odpowiedzi ( najbardziej dowcipny był prof. Marek Szczepański, socjolog). Aż i mnie wyrwała niespodzianie. – Mnie tam wesoło nie jest – powiedziałam szczerze – a nawet całkiem smutno – wyszeptałam teatralnie do mikrofonu. Cisza się zrobiła, wszyscy patrzą, czy bruździć zamierzam i co dalej powiem.
– Jest mi bardzo smutno – wyznaję raz jeszcze – bo do tej pory mi się wydawało, że tylko Marta jest grzechu warta, tymczasem się okazuje, że Krystyna też, niestety.
Benio już się wyrwał do śpiewania, ale wredniak, Martę w piosence zamienił na Krystynę. A w kuluarach znów do mnie się przymilał, jakby z nadzieją, że winę odkupi.
Umęczona jestem jak Baba Babowata. Herbatę popijam, rozmówki z Anką powtarzam Januszowi, która to, nie chwalęcy się, ale uwiedzie każdego kota i nie tylko. Januszowi pokazuję miny Anki. Pies nie może pojąć, czemu się tak wykrzywiam.
Ale juz koniec przedstawienia, pies, do budy, czyli pod fotel w przedpokoju, bo tam jego buda i sypialnia, a ja do budy łóżkowej, w sypialni, gdzie posłucham rosyjskich romansów, skoro inne sobie odpuszczam.
Inne
2 komentarze
coś mi się zdaje, że jeszcze trochę i mnie tym ustatkowaniem swoim, babo babowata, zarazisz i zacznę się tym samym skupiać na romansach muzycznych- rosyjskich i cygańskich…pewnie by trzeba…hehehe. pozdrawiam ciepło.
Tu Anka Zawodzianka:) Tak tylko na chwilkę wpadłam, żeby podziękować Pani za wczorajsze spotkanie:) Jak zwykle zainfekowała mnie Pani otymizmem i zdrowym dystansem do „różnych takich”.Poza tym mam nadzieję, że czerwona róża spełniła swoje zadanie?:)Dzięki za bloga w ulubionych – będę zaglądać i infekować się nadal skutecznie – tym bardziej, że wiosna już blisko, a ja mam miliony powodów do radości (na powody do złości kicham). Do poniedziałku! Miłego dzionka życzy Biedronka:)