Konkurs literacki w mieście K. został rozstrzygnięty. W tym roku było na odwrót: dużo dobrej i tak zwanej „drukowalnej” prozy, mniej poezji. Jak co roku prace nadsyłali też konkursowicze. To specyficzny rodzaj twórców, którzy żyją od konkursu do konkursu i chełpią się ilością otrzymanych nagród. Konkurs jest otwarty, nie ma ograniczeń wiekowych ani też żadnych innych, co znaczy, że wszyscy mogą brać w nim udział: ci, którzy zaczynają i ci, którzy są autorami wydanych książek. Kiedyś dość często dzielono nagrody na „przed” i „po” debiucie prasowym lub książkowym. Dziś mija się to z celem, ponieważ wydanie książki jest kwestią pieniędzy i drukarni. Inna rzecz, że takiej książki nie udaje się sprzedać. Oczywiście nie wszystko musi być na sprzedaż.
Konkurs powinien być szansą dla początkujących twórców. Wśród poetów są to częściej ludzie młodzi, natomiast wśród prozaików częściej młodzi inaczej, czyli koło czterdziestki. Nie ma jednak reguły, bo zdarza się, że i wśród emerytów znajdzie się ktoś zasługujący na wyróżnienie.
Tak zwani konkursowicze, czyli notorycznie biorący udział w konkursach, potrafią pisać, otrzymują nagrody, ale jakoś rzadko wychodzą poza poziom konkursu. Konkursowicz to najczęściej ktoś, kto ma lat 40 i więcej, zawód, który go nie zadowala i wielkie marzenia o wydaniu książki w profesjonalnym wydawnictwie, a co za tym idzie o literackim sukcesie, umożliwiającym mu wejście na rynek czytelniczy. Konkursowicz to ktoś nienasycony, bo jak już uda mu się wydać książkę ( najczęściej tomik poetycki), to on i tak nie potrafi zrezygnować z udziału w konkursach, które stają się dla niego rodzajem narkotyku.
Konkursowicz to często hazardzista znający niejedną sztuczkę, to dobry psycholog potrafiący zdiagnozować jurorów i pisać teksty zgodnie z poetyką, którą oni wyróżniają. Przebiegły konkursowicz wysyła zestawy konkursowe zawsze pod innym godłem, pisane różną czcionką, czasem, dla zmyłki, wysyłane z różnych miast.
Prawdziwy konkursowicz prowadzi swoistą buchalterię: zna nazwiska jurorów, sporządza rejestr tytułów w celu uniknięcia wpadki, w której ten sam wiersz otrzymałby nagrody w rożnych konkursach, co grozić może dyskwalifikacją, bo jurorami są zazwyczaj twórcy maniakalnie czytający wszystko, łącznie z okolicznościowymi wydawnictwami instytucji kulturalnych. Konkursowiczowi traktującemu konkursy jako źródło zarobkowania mniej zależy na honorach, bardziej na złotówkach, dlatego autorami swoich wierszy czyni matki, żony i kochanki. Jeden wiersz wysyła jako Marek Gralowski, drugi jako Maciej Gralowski, trzeci jako Martyna Bimbowska ( de domo Gralowska oczywiście). Najważniejsze, by otrzymać nagrodę.
Zżymam się zawsze na konkursowiczów-starych wyjadaczy, bo odbierają innym szansę. Tłumaczę, że jak już raz otrzymali nagrodę w danym konkursie, to nie powinni w następnym roku wysyłać ponownie, a energię kierować na inne działania. Trzeba wiedzieć, kiedy przestać. Niektórzy jednak tego nie potrafią, mają bezustanną potrzebę sprawdzania się, walki, z której nic nie wynika prócz frustracji.
Pisanie przestaje być wolnością i terapią. Staje się ringiem i zawistną rywalizacją.
Mówię o tym wszystkim z racji, że mam za sobą rolę autorki, biorącej przez dwa lata udział w konkursach, do czasu wydania pierwszego tomiku poetyckiego i pierwszej powieści. Konkursy od tego czasu zostawiłam innym.
Bo tobie się udało, mówią ci, którym się nie udało. Być może mi się udało, choć ja twierdzę, że na owo „udanie” solidnie sobie zapracowałam. Być może „udało” mi się, ponieważ po krótkim okresie konkursowym, który pozwolił mi się sprawdzić, energię skupiłam na tym, by wysyłać teksty do wydawnictw. Miałam już przecież „konkursowy” rodzaj przepustki, więc próbowałam sięgnąć wyżej. Poza tym…chyba nie zniosłabym tego, by nie zostać zauważoną w konkursie, w którym kiedyś zdobyłam główną nagrodę. A Losu prowokować nie lubię.
Jeśli by mi się „nie udało”, na pewno znalazłabym sobie inne ciekawe zajęcie, na przykład dzierganie szaliczków. Nie wiem, czy byłoby mi z tym dobrze, ale na pewno zaowocowałoby nowym rodzajem doświadczeń, z których kto wie, czy nie zrodziłoby się prawdziwe dzieło.
1 komentarz
niech pisanie będzie wolnością, houqh!