Teatr

Nina Andrycz – Królowa Sceny Polskiej

Kiedy zatelefonowałam po raz pierwszy, powiedziała: – Ma pani dobre rekomendacje, będę z panią rozmawiać, ale nie dziś, bo mam bronchit.
Za dwa tygodnie znów zadzwoniłam i od razu usłyszałam: – Bronchit, bronchit, proszę pani, nie teraz. Podczas trzeciego podejścia bronchit już powoli ustępował, ale była słabość, zdążyłam jednak uzyskać obietnicę spotkania autorskiego w bibliotece, ustalić termin, który potem był przekładany dwukrotnie ze względu na słabość.
Podczas kolejnych krótkich rozmów telefonicznych ustaliłam wysokość honorarium i nadmieniłam, że zarezerwowałam apartament w najlepszym katowickim hotelu „Monopol”, z którego balkonu Jan Kiepura śpiewał słynne „Brunetki, blondynki”.
– Eleganckie hotele i apartamenty to dla mnie nie dziwota – powiedziała Nina Andrycz. Wszystkie następne rozmowy były odpowiednio dłuższe i szczegółowo ustalające warunki spotkania oraz wszystkie inne warunki.


–Tylko proszę nie myśleć, że pani będzie na scenie ze mną – dowiedziałam się, kiedy myślałam, że wszystko już ustalone i oczywiste – najwyżej może mnie pani zapowiedzieć, ale nie mam pewności, czy pani to zrobi dobrze, mimo dobrych rekomendacji.
Zapewniłam, że się postaram.
Wyjaśniłam, że będę zapowiadać z kolegą aktorem, który przedstawi panią Andrycz jako wielką aktorkę, a ja przedstawię od strony literackiej jako pisarkę.
– Niech pani koledze podpowie, bo aktorom to ufać nie można, by przedstawił mnie jako „królową sceny polskiej”.
Obiecałam, że podpowiem.
– Czy on będzie znał moje wybitne role? – padła kolejna wątpliwość.
– Proszę się nie obawiać – uspokoiłam – kolega należy do średniego wiekiem pokolenia, widział panią na scenie wiele razy, poza tym, on się na pewno przygotuje.
–Tego bym taka pewna nie była – zawyrokowała artystka.
– Oni wszyscy się przygotowują, a potem wychodzą na scenę i gadają, co im się przypomni. Co do pani, też mam wątpliwości, czy pani dobrze przedstawi mój literacki dorobek.
Brałam oddech, by zapewnić, kiedy pani Andrycz zapytała:
– Ile książek wydałam?
– Dziesięć – odpowiedziałam bez zająknienia.
– Pierwszy etap testu zaliczony – usłyszałam i odetchnęłam z ulgą.
Ośmielona takim obrotem sprawy, zapytałam, czy Królowa Sceny Polskiej ma jakieś specjalne życzenia.
– Zbyt wiele mi nie potrzeba, ale może być, jak to mówią, herbatka z prądem, tylko dla mnie proszę bez herbatki.
– Czyli sam prąd? – upewniłam się.
– Może być koniak?
– Koniak – fuknęła artystka – prawdziwy koniak?
– Tak, martel, wprost z Paryża.
Milczenie wzięłam za przyzwolenie.
Od tej chwili mogłam już tylko oczekiwać przyjazdu gwiazdy pociągiem Intercity. Pani Andrycz podróżowała w towarzystwie pracownika wydawnictwa, z działu marketingu.
Na peronie witałam Królową bukietem czerwonych róż. Janusz pstrykał zdjęcia, pan Jacek taszczył bagaż do służbowego samochodu biblioteki.
Kiedy pani Andrycz usadowiła się w samochodzie, podbiegli dwaj parkingowi z bloczkami, po zapłatę.
Królowa spojrzała na bloczki i powiedziała:
– Uwielbienie teraz, śpieszę na występ, autografów nie będzie.
Wysunęła rękę do pocałowania, którą szarmancko cmoknął parkingowy mniej oniemiały z wrażenia.
To prawda, występ był niesamowity.
Nina Andrycz wyglądała zjawiskowo, mówiła nienaganną polszczyzną, z charakterystycznym kresowym akcentem i „ł” przedniojęzykowozębowym. Mówiła ciekawie o poezji, tworzeniu, miłości, przemijaniu. Przyznała się kokieteryjnie do swoich ponad dziewięćdziesięciu lat. Czterdzieści siedem minut na scenie, w czarnej sukni z hiszpańskich koronek, w butach na obcasach, w sali wypełnionej do końca.
– Skromny, bardzo skromny makijaż, pani Marto, tylko sypki puder, odrobina różu i szminka. Bez podkładu, bez tuszu.
– W naszym wieku (zaakcentowała) tylko usta trzeba podkreślać zdecydowanie.
Podczas występu, biłam brawo w miejscach, kiedy Królowa wymownie zawieszała głos. Potem przez godzinę Nina Andrycz wpisywała imienne dedykacje do książek.
Przy ostatnim czytelniku podsumowała: – Pani Marto, koniec podpisywania, bo padam ze zmęczenia na pysk z resztkami dawnej świetności.
W garderobie poprosiła o jeszcze jedną lampkę rozluźniającego „prądu”.
– Widzę, że pani stanęła na wysokości zadania – doceniła, uśmiechając się porozumiewawczo.
– Pomyślałam, że martel będzie pani smakował, więc skoczyłam po buteleczkę do Paryża.
– Po drodze pani trochę podpiła, bo widzę, że tylko połowa butelki została dla mnie.
– To prawda – przyznałam się – nie mogłam się oprzeć pokusie.
–Martela i kwiaty zabiorę pani do hotelu, coś dla oka i dla ciała – powiedziałam.
– Bardzo chętnie, muszę dbać o swój image, niech obsługa hotelowa myśli, że uraczyłam się całą butelką.
– W apartamencie zimno i za dużo techniki, światło trzeba zapalać kartą – narzekała Gwiazda.
– Ale niech się pani nie martwi, najważniejsze, że na sali był nadkomplet. I w dodatku inteligentni widzowie w tym mieście – reagowali prawidłowo, wiedzieli, gdzie powinny być brawa.
Zadzwoniłam po wyjeździe do bibliotekarek z podziękowaniem.
– Królowa zadowolona – powiedziałam – bo monologowała przy nadkomplecie widzów. Zauważyła, że da niektórych zabrakło miejsc siedzących, co jej się bardzo podobało.
– Zrobiłyśmy marketing bezpośredni – wyjaśniła mi kierowniczka biblioteki.
– A co to znaczy? – zapytałam.
– No, wie pani, biblioteka piękna, wyremontowana, nawet ze sceną i garderobą, ale w dzielnicy, poza centrum, więc doszliśmy do wniosku, że trzeba dzielnicę oplakatować. A gdzie ludzi dużo i codziennie? Na przykład w mięsnym, gdzie frankfuterki bez konserwantów, więc i tam powiesiliśmy plakat. Musiała by pani widzieć tego faceta, który z dwoma siatkami wypchanymi kurczakami wszedł do biblioteki, by zapytać, czy to na pewno „ta” Andrycz będzie w bibliotece.
W niedzielne południe zaparkowałam samochód pod „Monopolem”. Ulica była pusta, parking właściwie też. Obok mojego auta w bezpiecznej odległości stał inny samochód, do którego podchodziła młoda dziewczyna. Zanim zbliżyłam się do drzwi hotelu, pani Nina Andrycz wyszła, trzymając bukiet róż. W tej samej chwili usłyszałam trzask i zobaczyłam, jak dziewczyna orze mój lewy tylny błotnik swoim prawym przednim.
Podczas spisywania deklaracji sprawcy wypadku tłumaczyła się, mówiąc:
– To była sekunda nieuwagi, zagapiłam się w pani czerwony płaszczyk, a potem tamta pani taka piękna, jak jakaś gwiazda, z naręczem kwiatów.
– To królowa polskiej sceny, pani Nina Andrycz – powiedziałam.
– Ależ ty masz szczęście, córeczko – powiedział tatuś sprawczyni stłuczki.
– Podczas spisywania protokółu szkody, dziewczyna zapiszczała: – Pani jest „tą” pisarką?
– Skinęłam niezbyt skromnie.
– Tatusiu, ależ ja mam szczęście! – ucieszyła się – znam pani książki – i wymieniła trzy tytuły.
Wobec takiego obrotu sprawy, złość mi minęła.
No, cóż, Królowa kosztuje.
Dobrze, że przy jej blasku i ja się ogrzałam.

Fragment wspomnieniowej książki, „Autoportret z Lisiczką”, wydanej w maju 2013 roku przez Dom Wydawniczy Mała Kurka.

in / 1620 Views

4 komentarze

  • ~kazimiera 2 lutego 2014 at 23:14

    Odeszła ikona wielkiej sceny teatru-aktorka piękna,utalentowana i z wielkim poczuciem humoru.Wielka szkoda.” Po czterdziesce nawet najpiękniejsze nogi należy ukryc” -Nina Andrycz

    Reply
  • ~Krystyna 3 lutego 2014 at 12:15

    Taka była – królowa polskiej sceny. Nina Andrycz, często powtarzała, że zadaniem aktorki, jest rodzić role, a nie dzieci. Jak jeden z wielbicieli, po spektaklu, wręczył jej kilka czerwonych róż ( może go nie było stać na więcej ), to nazwała to chamstwem. Bo jej zdaniem, zasługiwała na wielki bukiet. Takie są – GWIAZDY!

    Reply
  • ~Iza 3 lutego 2014 at 15:45

    A ja ten wpis odebrałam inaczej; poczuj się Królową a potem idź jak po sznurku, zgodnie ze swoim samopoczuciem. Czego i Wam życzę. Pa, Iza.
    Ps. Napisałam to ja, wychowana na bajce o Kopciuszku. Nadmieniam, że z królewiczem mi nie wyszło.

    Reply
  • ~Mila 5 lutego 2014 at 00:05

    Z innej beczki:

    http://wyborcza.pl/1,75475,15400099,Portugalia_lata_budzet__sprzedajac_dziela_mistrza.html

    A wszystko jak zwykle przez kryzys…

    Reply
  • Skomentuj ~Mila Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.