Elena Ferrante swoją pozycję zawdzięcza czytelnikom. Jest włoską powieściopisarką, której tożsamość nie jest znana. Zasłynęła powieściami: „Genialna przyjaciółka”, „Historia nowego nazwiska”, „Historia ucieczki”, „Historia zaginionej dziewczynki”. Całość znana jako neapolitańska tetralogia, uważana przez pisarkę za jedną książkę w czterech tomach, ukazała się już w 40 krajach i sprzedała w 10 milionach egzemplarzy.
Ferrante istnieje tylko poprzez książki. Nikt nie wie, jak pisarka wygląda, bo nie ma jej zdjęć, nigdy nie brała udziału w promocji swoich książek, nie było z nią spotkania autorskiego, nie odwiedzała targów książki.
Nawet trudno się zgodzić z tym, że pisarka „kryje” się pod pseudonimem” albo, że „pozostaje w cieniu”. Takie wyrażenia nasuwają skojarzenia ze spiskowaniem, mówi pisarka. A ona przecież tylko publikuje książki bez potrzeby robienia kariery jako pisarka. Nie interesuje ją rozgłos. Nie chce być znana z tego, że jest znana. Napisałam książkę, czy to mało, pyta.
Nic dziwnego, że w takiej sytuacji mnożą się teorie na temat tożsamości Ferrante. Żyjemy przecież w czasach, gdy istnienie na ekranie telewizji jest znakiem popularności i ważności, w przypadku pisarza nakręcającym sprzedaż. Niektórzy twierdzą, że to właśnie jej nieobecność jest strategiczna i tym samym wpływa na popularność książek.
Na to Ferrante odpowiada: „To nie moja nieobecność wzbudza zainteresowanie moimi książkami. To popularność moich książek zwróciła uwagę mediów na moją nieobecność. Kim jestem bez moich książek? Kobietą podobną wielu innym. Kochajcie to, co piszę, jeśli na to zasługuję”.
Elena Ferrante przeczy temu, że pisarz ma reprezentować dzieło. Chce się wypowiadać wyłącznie przez swoje książki, publikuje, by ją czytano i tylko to ją interesuje. Jej zdaniem prawdziwy czytelnik (w odróżnieniu od fana) nie dba o twarz autorki, którą wystawia na okładce książki, w telewizji, czy na spotkaniu. Prawdziwy czytelnik zainteresowany jest tylko nagą prawdą słowa.
Ferrante zaciekle broni prawa do swojej anonimowości. To ważny aspekt jej twórczości. Jest poza głównym nurtem literatury, rezygnuje tym samym z ewentualnych nagród, nie bierze udziału w konkursach, bo gdyby nawet jej książka dostała ważną nagrodę, to Ferrante konsekwentnie by jej nie odebrała.
Myślę, że anonimowość, którą wybrała Ferrante, jest sama w sobie sztuką.
Ferrante Mówi: „Piszę, by dać świadectwo, że żyję i poszukiwałam miary dla siebie i innych. Jedynym wyjściem jest nadać swojemu „ja” właściwą perspektywę, dać mu miejsce w utworze i odejść, a pisanie uznać za cezurę pomiędzy nami samymi a końcem. Albo mi się uda pozostać Ferrante, albo nic więcej nie opublikuję.”
Świetne by Ferrante zrozumiał Romain Gary, laureat Nagrody Goncourtów za powieść „Korzenie nieba”, autor także znanej i zekranizowanej ostatnio powieści „Obietnica poranka”. Jako pisarz popularny, sklasyfikowany, zaszufladkowany, zatęsknił za tym, by ponownie pochylono się nad jego pisaniem, bez używania wyświechtanych etykietek. Dlatego pod pseudonimem Emile Ajar wydał powieść „Życie przed sobą”, która też została nagrodzona tą samą nagrodą. Pisarz jej nie przyjął, bo nie chciał zdradzić swojej tożsamości. Tajemnica zaczęła podsycać wyobraźnię czytelników. Sprawa wyjaśniła się do Piero po śmierci Romain Gary`ego, kiedy odczytano jego testament. Tłumaczył w nim, że zapragnął zacząć od nowa i narodzić się po raz drugi, i że miał wspaniałą zabawę. Niestety, skończyła się jego samobójczą śmiercią.
Przy okazji czytania Ferrante pochylam się też nad Amosem Ozem. Jeśli czytelnik sedna opowieści doszukuje się w przestrzeni pomiędzy utworem, a autorem, błądzi – mówi Amos Oz. Szukać trzeba pomiędzy tekstem a odbiorcą, te właśnie przestrzenie odkrywać, bo tylko dzięki nim i poczynionym konkretyzacjom wytrawny czytelnik dowie się czegoś o sobie, dotrze do własnych kazamatów, labiryntów, zobaczy osobiste potwory, być może hańbiące, wstydliwe i porówna je z potworami bohatera książki. W zwykłym życiu do takich odkryć potrzebna byłaby psychoterapia. Książka może podziałać terapeutycznie, czytelnik znajdzie się tym samym w luksusowej sytuacji, ponieważ odpowiedzią na trudne pytania nie będzie się musiał z nikim dzielić.
Być rozpoznawalnym tylko poprzez swoje książki, to dziś marzenie ściętej głowy. Drażni wprawdzie naiwny biografizm i pedantyczne przyczynkarstwo, którego surową krytykę przeprowadzili w swojej teorii literatury Rene Wellek i Austin Warren, ale dziś nie sposób „istnieć” w świadomości powszechnej bez mówienia o sobie. Bycie medialnym staje się warunkiem istnienia w świadomości potencjalnych czytelników, którzy niekoniecznie książkę przeczytają, ale zdarza się, że kupią innym w prezencie i tym samym ustawią się w rzędzie tych, którzy wiedzą, kto jest popularny, co nie znaczy, że ceniony przez krytyków. Mieć szczęście i do krytyków, i do czytelników, to sięganie po zbyt wiele, to tak, jakby wrzucanie dwóch grzybów w barszcz, co nie znaczy, że twórcom nie marzy się pełnia.
Wartość pisarza mierzy się tylko jego dziełem. Jak w to uwierzyć?
Dzieło znajduje sobie miejsce na półkach różnej wysokości. Wysokość półki jest odwrotnie proporcjonalna do popularności, którą zyskuje twórca za życia, tak przynajmniej chcą wierzyć pisarze, tworzący literaturę wysokich lotów, mający się za bardzo ambitnych, choć nie do końca uznanych. Najlepiej za życia wypadają ci, których twórczość znalazła się pośrodku. Jest na tyle popularna, że czytają ją wszyscy, którzy czytanie mają we zwyczaju, zarówno uczeni humaniści, studenci, jak i panie domów, podnoszące zdecydowanie frekwencję bibliotek.
Pisarz nie istnieje bez czytelników, przynajmniej w świadomości społecznej. I potrzeba wielkiej siły wewnętrznej, wiary w sens własnej pracy, w wartość dzieła, by tworzyć dalej, nie mając słuchaczy w codzienności. W codziennym blichtrze rangę pisarza niektórzy mierzą jego znajomościami z innymi ludźmi ze świata kultury. Ważne jest kto kogo ceni, kto o kim dobrze mówi, kto z kim śniadał, spotkał się towarzysko, z kim korespondował, przyjaźnił się.
Elena Ferrante upiera się przy tym, by książka istniała niezależnie od autora. Utwór literacki jest dla niej najważniejszy. To bardzo eleganckie rozwiązanie. To heroiczne rozwiązanie. Nie każdy autor odkrywa nowe lądy w literaturze. Nie każdy tworzący „nowe” zyskuje Czytelników. Czas selekcjonuje bezlitośnie, wedle własnego widzimisię, niczym selekcjoner decydujący, kto wejdzie do pubu, a kto pozostanie na zewnątrz. Co kiedyś nagrodzone, za dwadzieścia lat zapomniane. Literatura starzeje się szybciej od muzyki i malarstwa. Język zmienia się codziennie, więc nie powinno dziwić, że literatura oparta o język, starzeje się najszybciej z wszystkich sztuk.
Jak długo przetrwa Elena Ferrante?
.
Brak komentarzy