W 2008 roku prowadziłam spotkanie z prof. Wiktorem Osiatyńskim na temat jego powieści „Rehab”. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wespół z jej bohaterem przechodziłam przez 12 kroków AA, bo ten program jest szansą nie tylko dla alkoholików. To program dla każdego człowieka, chcącego siebie zrozumieć. W zlaicyzowanym społeczeństwie odradza on pojęcie duchowości W kulturze rozumu i wiedzy technicznej przywraca wagę uczuciom i umiejętnościom życiowym. W cywilizacji manipulacji i wiary we wszechmoc człowieka wnosi świadomość ograniczeń. Odradza pokorę, podkreśla znaczenie wdzięczności, pokazuje, że nikt nie jest samowystarczalny i nikt nie jest samotną wyspą.
Na spotkaniu jeden z uczestników rozpoczął rozmowę od przedstawienia się: – Mam na imię Tomasz, jestem alkoholikiem, 7 lat w trzeźwości. Profesor Osiatyńskim wstał i powiedział: – Cześć, mam na imię Wiktor, jestem alkoholikiem, 20 lat w trzeźwości. Dodam, że to było spotkanie w bibliotece miejskiej, z czytelnikami, a nie w klubie AA. I wtedy rozpoczęła się prawdziwa rozmowa, której towarzyszyło pochlipywanie pani z pierwszego stolika, bo tak się wzruszyła.
Po tygodniu, gdy robiłam zakupy, zadzwonił do mnie Profesor. Powiedział: – Za godzinę wylatuję do Afryki i tak sobie teraz rozpamiętuję, co dobrego mnie spotkało w minionym tygodniu. Najlepsze było spotkanie w bibliotece, więc dzwonię, by pani podziękować. O mało nie chlipnęłam, jak pani z pierwszego stolika, bo tak się wzruszyłam.
Trylogia Wiktora Osiatyńskiego: Rehab, Litacja, Rehalilitacja to jedne z ważniejszych książek w moim życiu. Autor tych autobiograficznych i autoterapeutycznych opowieści jest doktorem socjologii i doktorem habilitowanym nauk prawnych, doradcą licznych komisji konstytucyjnych, nie tylko w Polsce, także profesorem Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie. Napisał ponad dwadzieścia książek z różnych dziedzin.
Jego rehabilitacyjna „Trylogia” wydaje mi się być biblią nie tylko dla alkoholików, którzy zobaczyli w swoim nałogu chorobę i postanowili ją poznać na tyle, by nie tylko przestać pić, ale wrócić do codziennego życia, co jest najtrudniejsze, ponieważ „umysł chory na alkohol” zdeterminował przyzwyczajenia, myślenie i odczuwanie chorego.
To książki dla ludzi dokonujących zmian w sobie, ludzi, którzy chcą nad sobą pracować, dojrzewać. Ale także i tych, którzy stoją po prostu na zakręcie drogi życiowej i chcieliby coś zmienić, ale nie bardzo wiedzą jak.
Trylogia pisana jest w trzeciej osobie, jej bohaterem jest W., który skrupulatnie i wnikliwie dzieli się swoimi przemyśleniami z różnorakich terapii, przez które przechodził. Jeśli „Rehab” i „Litacja” dotyczyły przede wszystkim terapii, związanej z alkoholem, to część trzecia rozszerza problem. W. poznaje siebie i wie już, co mu w życiu służy, a co go krzywdzi. Już wie, że może żyć na trzeźwo, ale widzi też, że nie ma w nim radości życia. Czy możliwe jest jej odzyskanie? Żeby odzyskać radość, W. musi sięga do ukrytych problemów, często z dzieciństwa. Demony szczerzą kły. Trzeba na nie spojrzeć, zrozumieć, uspokoić, pogrzebać, zakopać.
W. prowadzi dziennik uczuć. Zapisuje co wieczór, co czuł w miłych i niemiłych sytuacjach. To pozwala mu zobaczyć swoją niedojrzałość emocjonalną, uczy go samoświadomości. Dziennik staje się narzędziem rozpoznawania i kształtowania własnych emocji, a tym samym relacji z innymi ludźmi. Najważniejsze jest to, by nikogo nie obwiniać za to, co się czuje. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje emocje.
Można powiedzieć, jestem wściekła, bo np. mąż nie odbiera telefonu. Dlaczego czuję wściekłość, a nie troskę? Dlaczego mówię „BO”. Owo „BO” powoduje, że szukam przyczyny własnych uczuć na zewnątrz, a przyczyna jest zazwyczaj wewnątrz, czyli we mnie, jakby w myśli, która produkuje uczucie. Dlaczego więc wybieram złość, a nie troskę? Dlatego, ponieważ myślę: Jak on może nie czekać na mój telefon? Mogłabym powiedzieć: Czuję strach, kiedy mąż nie odbiera telefonu. Zamieniam więc „bo” na „kiedy” i tym samym generuję inne uczucie.
Poprzez obserwację samego siebie można zmienić swoje myślenie, ale to trudna praca.
Gdybyśmy prowadzili „dziennik uczuć”, pozwoliłby nam się rozeznać we własnej złości, kłamstwach, strachach, próżności, pysze.
„Rehabilitacja” dotyczy nas wszystkich, także tych, którzy nie mają nałogów, ale – nawet nie wiedząc o tym – są ludźmi współuzależnionymi.
Termin ten dopiero od niedawna funkcjonuje w przestrzeni społecznej.
Bywamy ofiarami innych. Kogo? Kogoś, kto oddziałuje na nas ujemnie i przez to oddziaływanie zaczynamy koncentrować naszą uwagę na nich, obsesyjnie im „pomagać”, kontrolować i nadzorować do tego stopnia, że zapominamy troszczyć się o siebie, pozwalamy, by zawładnęła nami złość i by rozpanoszyło się poczucie winy, że i tak za mało pomagamy. A przecież każdy z nas powinien odpowiadać za siebie. Łańcuch krzywd można przerwać, ale trzeba mieć ich świadomość, a także poznać mechanizmy przekazywania spirali krzywd z pokolenia na pokolenie.
Tak więc trzeba nad sobą pracować, bez tego ani rusz. „Rehabilitacja” jest przykładem tej nieustającej pracy nad sobą, analizowania własnego zachowania, wyborów, a przede wszystkim rozpoznawania emocji, które nami kierują. Dlaczego takie, a nie inne? Czy wiemy, co czujemy? Jak możemy zadośćuczynić krzywdom, by życia nie spędzić w nieustającym poczuciu winy?
Bohater „Rehabilitacji”, pan W. pracuje nad sobą w oparciu o 12 kroków. Program ten został wypracowany przez Anonimowych Alkoholików, a następnie zaadaptowany przez inne wspólnoty. W każdej ze wspólnot ze względu na jej główny cel zmienia się brzmienie pierwszego Kroku, miejsce alkoholu zastępuje uzależnienie, któremu dane grupy są poświęcone. Tak więc program ten jest także dla współuzależnionych.
W. podaje także lektury, które pomogły mu zrozumieć siebie. Jedną z nich jest „Koniec współuzależnienia” Melody Beattie. Nie jest to książka o tym, jak pomóc osobie uzależnionej np., od jedzenia, pracy, seksu, leków, alkoholu. Ta książka mówi o najważniejszym i najbardziej lekceważonym obowiązku, a mianowicie o zajęciu się własną osobą, tym, jak się o siebie troszczyć, by uzyskać kontrolę nad własnym życiem i przestać kontrolować życie innych.
Książki W. Osiatyńskiego potrzebne są wszystkim, którzy nie potrafią siebie kochać, bo myślą, błędnie, że miłość własna to czysty egoizm. Nie rozumiejąc siebie, nie kochając siebie, nie zrozumiemy innych i nie podzielimy się miłością. Bez analizowania siebie i własnych zachowań nawet nie zbliżymy się do harmonii.
W świecie konsumpcji wiemy, ile kosztuje np. przedmiot, ale nie znamy jego wartości. W świecie emocji niczego się kupić nie da, więc trzeba poznać wartość każdego uczucia, któremu się poddajemy.
Każdy z nas pamięta jakieś smutne wydarzenia z dzieciństwa. Ci jednak, którzy doświadczali rodzicielskiej miłości, mieli poczucie wsparcia i zrozumienia w rodzinie, łatwiej zatrzymują dobre strony tamtych lat. Drudzy, którzy doświadczyli przemocy, molestowania seksualnego, wielce „zimnego chowu” i „czarnej pedagogiki”, muszą bardzo się starać i pracować nad tym, by wydobyć z dzieciństwa także jego jasne strony.
Po nikim jednak zło nie spływa jak woda po kaczce, nawet po tych, którzy mówią, że przemoc była konieczna, bo dzięki temu są teraz porządnymi ludźmi i mają ustalony system wartości.
Profesor Wiktor Osiatyński umarł dzisiaj. Cóż ja bez niego pocznę teraz?
4 komentarze
Tak bardzo żal… 🙁
PS. W pierwsze zdanie wkradła się literówka (w tytule książki).
Dziękuję. Poprawiłam.
Jest mi smutno. Profesor Osiatyński był jedną z tych osób, a „Rehab” jest jedną z tych książek, które otwierają, pokazują, że można inaczej, chociaż nie będzie łatwo – i tę prawdę mówił prosto w oczy.
Piękny wpis ♥ Książka „Koniec współuzależnień” dla mnie też była „zapalnikiem” dbania o siebie. Może dzięki niej zaczęłam terapię. Książki prof. Osiatyńskiego przeczytam – po takiej pięknej zachęcie lecę szukać i zdobywać. Warto! Pozdrawiam serdecznie pani Marto