Szwejk musi wyglądać jak Szwejk. I choć u Haszka nie ma opisu postaci, to i tak wiemy, jak Szwejk wygląda, bo przyzwyczailiśmy się do wizerunku, który utrwalił karykaturzysta Josef Lada. Widziałam w tej roli Kazimierza Brusikiewicza na scenie Teatru Śląskiego. Krytycy pisali o nim, że nie grał Szwejka, tylko był Szwejkiem. Świetnego Szwejka dwa razy zagrał też Roman Kłosowski, w wieku 30 lat i gdy skończył 60. Postać Szwejka była jakby uszyta i dla niego. Teraz mogę to samo powiedzieć o Wojciechu Leśniaku, który jest Szwejkiem w Teatrze Zagłębia (reżyseria i adaptacja Igor Gorzkowski), wykorzystującym swoją posturę i naturalny tembr głosu. Jest to rola z każdej strony udana.
Symbolika scenografii (Jan Polivka) pozwoliła oszczędnie wystylizować przestrzeń i dostosować ją do epoki. Ważna jest duża mapa Austro-Węgier w tle sceny, ukazująca wędrówkę Szwejka. Także nawiązujące do wędrówki piętrowe łóżka, jakby pociągi, przesuwające się z bohaterami. Twórcy spektaklu nie uciekali od realiów epoki, nie przyozdabiali przedstawienia współczesnymi akcentami, a mimo tego udało im się zaakcentować uniwersalność przesłania opowiadanej historii. Nawet program teatralny jest zredagowany tak (Ewa Koralewska), by każdy w nim znalazł coś dla siebie: złote myśli Szwejka o życiu, wypowiedź Leszka Mazana, który o dzielnym wojaku wie wszystko, notki o twórcach spektaklu, a nawet przepis na klasyczne knedliki, którymi zajadali się żołnierze z 91 pp. Z Czeskich Budziejowic.
Luźno powiązane scenki bawią. Jedenastu aktorów wciela się w czterdzieści dwie postaci. Lekkości i ożywienia dodają sceny wokalno-taneczne (ruch sceniczny: Iwona Pasińska) w wykonaniu Agnieszki Bieńkowskiej, Beaty Deutschman, Małgorzaty Saniak – debiut na sosnowieckiej scenie. Aktorki mogły zaszaleć w różnych i to skrajnych wcieleniach: od baronowej poprzez telegrafistkę i karczmarkę, kelnerki, panie dla towarzystwa, burdelmamę, czy rozwrzeszczaną babę. Muzyka Piotra Tabakiernika dźwięczy w spektaklu instrumentami dętymi, co oczywiście współgra z wojskowymi opowieściami.
W charakterystycznej czapce i mundurze z szerokim pasem, podkreślającym wystający brzuch (kostiumy Joanny Walisiak), Szwejk świetnie opowiada anegdoty, okraszone rubasznym humorem. Zabrakło mi wśród nich tej o muchach profanujących portret Najjaśniejszego Pana. Szwejk w swoim błazeństwie i gadulstwie widzi szansę przetrwania. Błaznując, przybiera postawę „obywatelskiego nieposłuszeństwa”, ukrywanego pod gorliwością i pozorną subordynacją. Przymuszony do lojalności wobec austriackiego państwa, prześmiewczo odwraca porządek społeczny tak, by każdy rozkaz przełożonych stawał się absurdem. Tylko ukrywając się za pozorną głupotą może zrobić to, czego nie zrobiłby, traktując świat poważnie.
Czyż w dzisiejszym świecie powszechnego wykorzystywania taktyk manipulacyjnych, kiedy przetrwanie wymaga bycia lwem i lisem jednocześnie, to nie jest właściwa metoda? Widzowie reagują śmiechem, odnosząc celne mądrości Szwejka do współczesnych czasów. Wojciech Leśniak-Szwejk nie nadyma się, nie puszy, pochyla głowę, kiedy trzeba, by nadchodząca fala jedynie go pobryzgała, a nie pochłonęła. Łagodny uśmiech nie schodzi mu z twarzy, ani uwielbienie dla posłusznego meldowania. Swoista mimikra, przy której przeciwnik staje się bezsilny, pozwala dzielnemu wojakowi przetrwać w każdych warunkach, przy każdej władzy i w dowolnym ustroju. Może warto dzisiaj złote myśli Szwejka potraktować poważniej? Szwejk przecież wiedział, jak przetrwać i nie zwariować.
Teatr Zagłębia w Sosnowcu, Jaroslav Hašek, Dobry wojak Szwejk, przekład: Paweł Hulka-Laskowski
reżyseria i adaptacja: Igor Gorzkowski
2 komentarze
Ta recenzja zachęca do wybrania się do Sosnowca i zobaczenia Szwejka na własne oczy 🙂
Tak. Wojtek w roli Szwejka jest idealnie spasowany. Wiecznie uśmiechnięty, z odstającym brzuszkiem. Takim go kojarzę odkąd go znam, a znam już dość długo. W ogóle bardzo dobry spektakl. Oczywiście oglądając go wielu z nas porównuje spektakl z filmem Karela Steklego ” Dobry wojak Szwejk” w ktorym w role głównego bohatera wcielił się doskonały czeski ( jak to oni mówią) „zasloużeny umielec” Rudolf Hrusinsky. No, tak to już jest jest. Chociaż trudno jest obiektywnie porównać sztukę teatralną z filmem. Tym niemniej, moim skromnym zdaniem spektakl wychodzi z tego porównania zdecydowanie z tarczą. Polecam każdemu, kto ma chwile czasu i chce się troszkę rozweselić nie wnikąjac w jakieś psychodeliczne aspekty tego co ogląda.