W domu bywam teraz w czasie weekendów. Ciekawe, dlaczego nie potrafię się przekonać do spolszczonej wersji „”łikend/ łykend”, a lubię spolszczoną „mejl”. Czas podróży niekoniecznie jest czasem w biegu, choć rano bywam na przykład w Lublinie, w południe w Łęcznej, a po południu w Biłgoraju i zajadam ichni przysmak o nazwie „grycak”. Spotykam się z Czytelnikami (rano – dzieci, w południe – młodzież, późnym popołudniem – tzw. dorośli). A potem już staram się nic nie mówić, spacerować, wąchać, wyciszać się, czyli zatrzymywać, przysiadać, rozglądać. W Lublinie spałam w Domu na Podwalu, dawnym klasztorze, teraz wyremontowanym, czystym nienagannie, cichym hotelu. Nawet siostry zakonne idą z postępem, powiedziała poetka, Eda. Dlaczegóż miałyby sobie odmawiać wi-fi?
Czy nadal ten obiekt należy do zakonu, nie wiem. Pokój miałam z widokiem na zamek. Spotkania na Lubelszczyźnie, organizowane przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną, jak zawsze zapięte były na ostatni guzik. To zasługa instruktorki Magdaleny Wójcikiewicz i Joanny Chapskiej. Lubelszczyzna gościnna, Czytelnicy rozgadani, co lubię. Bibliotekarki wiedzą, że ciastek nie jadam, więc dbały, abym posiliła się bardziej konkretnie i zdrowo. Zawsze mnie to wzrusza. Bardzo sobie cenię także miejscowe wydawnictwa, które otrzymuję w prezencie.
W Starym Teatrze, w Lublinie, zobaczyłam dwa nominowane do Oskara dokumentalne filmy: „Klątwa” i „Joanna”. I po takim „zatrzymaniu się” od razu zmienia się perspektywa, w jakiej postrzega się codzienność. Łzy bywają oczyszczające. Gdyby dobroć mierzyło się cierpieniem, doszłabym do wniosku, że większość ludzi to dobrzy ludzie. Ale dobroci nie mierzy się cierpieniem, bardziej wielkodusznością, ciepłym gestem, może i spontanicznością, uśmiechem. Miło było po raz kolejny przyjechać do Łęcznej i do Biłgoraju/a. Parasole, pod którymi pięć lat temu piłam kawę z Madzią, stoją nadal. Lubelszczyzna pachniała kwitnącym rzepakiem, bzami i czarnym bzem. Powietrze lśniło wiosenną rześkością, aż chciało się głębiej oddychać.
Ciekawe, że kiedy świat jest po wiosennemu czysty, to uciekają pretensje i krzywdy. Nabiera się dystansu do spraw, żale wracają na swoje miejsce i nie dręczą. Są, a jakoby ich nie było. Dobre obrazy wypełniają oczy, dobre dźwięki wchodzą do uszu. A kampanię wyborczą kwituję cichym westchnieniem i pewnością, że godzę się na zmianę przekonań, ale nie zasad.
PS. jutro, czyli 17 maja, jestem w Warszawie, na targach książki. Zapraszam o 13. na stoisko wydawnictwa Akapit Press.
Brak komentarzy