„Można by też spisać losy „złych” Polaków, Francuzów, Brytyjczyków czy Rosjan. Ale żaden naród nie miał w XX w. takiego wpływu na losy świata jak Niemcy. Dlatego ta książka jest o nich.”
Obok książki Bartosza Wielińskiego „Źli Niemcy” nie sposób przejść obojętnie. To jedna z tych pozycji, która każe nam ciągle na nowo zadawać pytania: Czy zło można stopniować? Czy aby zostać „złym” trzeba kogoś zabić, czy wystarczy człowieka gnębić, poniżać, upokarzać, odbierać mu godność? Czy zły jest tylko zbrodniarz czy również inteligentny psychopata, który manipulacją osiąga wszystko, czego chce? Czy złym może być genialny muzyk, naukowiec, zaszywający się w swojej pracowni i nie interesujący tym, do czego służą wyniki jego badań? Czy złym staje się każdy, kto zawierzy złej, bo zdehumanizowanej ideologii? Czy każdy, kto krzywdzi drugiego?
Pytania można by mnożyć.
Źli ludzie są najciekawsi z punktu widzenia Bartosza Wielińskiego, dziennikarza działu zagranicznego „Gazety Wyborczej”, korespondenta tejże gazety w Niemczech. Nic dziwnego, dobro nie przyciąga tak jak zło, nie intryguje, i na jego tle nie wydajemy się sobie lepsi. Dobro staje się wyimaginowanym dążeniem, stawianym na piedestale, podczas gdy zło jest codziennością, z którą musimy się zmierzać nieustająco, by ratować swoją wiarę w wartości, będące ostatnią szansą naszej cywilizacji.
Książka Bartosza Wielińskiego jest opowieścią o ludziach, którzy nie powinni mieć prawa do czystego sumienia, bo nigdy nie uznali swoich win. Zbrodnię zaakceptowali, ukrywając pod etykietką opacznie rozumianego patriotyzmu albo wyparli i tym samym zapomnieli. Pominięte zostały przez autora największe postaci III Rzeszy. Historię XX-wiecznych Niemiec Wieliński spisał na podstawie szesnastu biografii, miedzy innymi: Amona Gotha, komendanta obozu koncentracyjnego w Płaszowie, Fritza Habera, twórcy cyklonu B, Margot Honecker (szefowa enerdowskiej oświaty, która poprawczaki zamieniła w ośrodki przemocy), Friedricha Paulusa, feldmarszałka spod Stalingradu, Johanna Reichharta, kata (przeprowadzał egzekucje we fraku, osobiście ściął 3000 ludzi), Wolfganga Vogela, który pośredniczył w wymianach szpiegów, był handlarzem ludźmi.
Bohaterami książki są więc zbrodniarze, geniusze, psychopaci, hochsztaplerzy, fałszerze, naukowcy, artyści, prawnicy, wizjonerzy, fanatycy. Co ich łączy, co dzieli, a najważniejsze, dlaczego byli tacy, jacy byli, albo jakimi się stali. Czy to kwestia genów, czy wychowania? Czy wiary czy wyboru? Kat Płaszowa zapłacił życiem za swoje zbrodnie, wielu jednak ułożyło je sobie na nowo, dostatnio i wygodnie, bynajmniej nie w ukryciu, jak Heinz Reinefartha, kat powstańczej Warszawy, wieloletni burmistrz Syltu, słynnego i luksusowego niemieckiego kurortu. Albo jak Josef Scheungraber, honorowy obywatel bawarskiego Ottobrunn, ostatni sądzony zbrodniarz niemiecki, który kazał zabić czternastu włoskich chłopów.
Jaką wagę ma zło antysemity Herberta von Karajana, jednego z najsłynniejszych dyrygentów świata, karierę zawdzięczającego Josephowi Goebbbelsowi, a jaką zło Gerda Heidemanna, sympatyka nazizmu, kolekcjonera pamiątek z epoki III Rzeszy, dziennikarza „Sterna”, człowieka, który opublikował fałszywe pamiętniki Hitlera i sensację zamienił w skandal wyceniony na kilka milionów marek? Autor stawia także inne pytania: Dlaczego tolerowano w Niemczech zbrodniarzy, pozwalano im pracować w policji, szkole, prasie? Kto ich chronił i dlaczego? I wreszcie: dlaczego dopiero od niedawna historycy chcą się zmierzyć z przeszłością?
Bartosz Wieliński nazywa zbrodnie po imieniu, ale bez potępienia jak prokurator czy sędzia, ponieważ stara się spojrzeć na świat także z perspektywy swoich „antybohaterów”. Chciałoby się mieć „tak” za „tak”, a „nie” za „nie” (bo reszta od Złego pochodzi), ale życie i świat są bardziej skomplikowane, niejednoznaczne i pogmatwane.
Ta książka jest i dla Polaków i dla Niemców, myślę jednak, że każdemu opowie coś innego, podobnie jak w 1949 roku to zrobił Leon Kruczkowski, w dramacie „Niemcy”, który dzisiejsi 40-latkowie będą pamiętać jako obowiązkową lekturę szkolną. Pisarz początkowo zatytułował utwór „Niemcy są ludźmi” i pod takim tytułem opublikował I akt sztuki w „Odrodzeniu”. Zmienił go jednak, by nie narzucać interpretacji, nie zawężać problemu i w jakimś sensie pokazać teatralną typizację społeczeństwa niemieckiego tamtych lat. W Berlinie, dyplomatycznie, sztukę wystawiano pod tytułem: „Rodzina Sonnenbrucków”.
Któż nie pamięta jej bohaterów: profesora Sonnenbrucha, który nie chciał słyszeć, do czego służą wyniki jego badań, Joachima Petersa, niemieckiego komunisty, ucznia profesora, który po ucieczce z obozu szukał u niego pomocy, Willego, syna, nazistę, czy córkę, Ruth, która lubiła mocno żyć i korzystała z sezonu niemieckiego w Europie.
Świetne pióro autora powoduje, że książkę się czyta jednym tchem. Bartosz Wieliński pisze jak reportażysta, nie jak historyk, to także kwestia języka.
Polecam tę książkę każdemu, a szczególnie tym, którzy mają sumienie czyste, bo nieużywane. Może po lekturze zadadzą sobie pytanie, czy obojętni są niewinni.
Bartosz Wieliński, Źli Niemcy”. Wydawca Agora SA. Warszawa 2014.
1 komentarz
Marek Edelman uważał, że wszystkie narody są straszne. Stanisław Lem twierdził, iż nie ma potworniejszej bestii niż człowiek. Eustachy Rylski rzecz traktuje eufemistycznie, i mówi, że nie wszyscy zostaną zbawieni, bo nie wszyscy ludzie mają duszę. Australijska pisarka Sonya Hartnett otrzymała Nagrodę im. Astrid Lindgren pomimo, iż oficjalnie przyznaje, iż nie przepada za dziećmi i ogólnie ludzi nie lubi.